Wierzę w następne pokolenia – rozmowa z Aleksandrem Kwaśniewskim

Wierzę w następne pokolenia – rozmowa z Aleksandrem Kwaśniewskim

Nie mam dziś w sobie pędu, żeby być na pierwszej linii   Jak pan się czuje jako sześćdziesięciolatek? – Dobrze. Ta sześćdziesiątka nie robi na mnie wrażenia. W moim życiu trudnym momentem była czterdziestka. To wynikało też z tego, że wchodziłem w zupełnie nową rolę, to był czas kampanii prezydenckiej, prezydentury. Zdawałem sobie sprawę, że młodość ze swoją nieodpowiedzialnością jest całkowicie skończona, teraz trzeba wejść w zupełnie nową rolę i zaakceptować wszystkie ograniczenia. A sześćdziesiątka? Dopóki mogę cieszyć się zdrowiem, uprawiać sporty, być przyjmowany w różnych miejscach świata? No problem!   À propos różnych miejsc świata – imponująca była liczba zagranicznych polityków, którzy składali panu życzenia urodzinowe. Widzieliśmy George’a Busha, Billa Clintona, Javiera Solanę, Tony’ego Blaira, Szimona Peresa… – I jeszcze ci, którzy byli obecni na konferencji w Warszawie: Pat Cox, Alfred Gusenbauer, Romano Prodi, Leonid Kuczma i kilku innych byłych prezydentów i premierów.   Inwestuję w przyjaźnie   Czy ktoś w Polsce mógłby skrzyknąć taką ekipę? – Ci wszyscy, którzy przemawiali via internet albo przyjechali do Warszawy, to kumple lub przyjaciele. Myślę, że takiego grona przyjaciół nie ma w Polsce nikt. Ale to też nie dzieje się samo. Na to trzeba było zapracować. Budowałem te przyjaźnie, utrwalałem, kultywowałem – także wtedy, kiedy już nie było specjalnie tematów. Losy układały się różnie. Z Szimonem Peresem spotykałem się, kiedy był przy władzy, a także później – wtedy byłem w jego fundacji. Potem okazało się, że jest znowu u władzy, został wybrany na prezydenta, mając prawie 90 lat. Inwestowanie w przyjaźnie bez warunków, bez nadmiernych oczekiwań jest bardzo dobre, i to polecam.   Przyjaźnie, spotkania… A nie nosi pana, gdy ogląda pan studia wyborcze już jako widz, a nie uczestnik politycznych bitew? – Nie! Trzeba przyjąć, że w pewnym momencie ta najbardziej aktywna polityka się kończy. Nie mam dziś w sobie w najmniejszym stopniu pędu, żeby być na pierwszej linii bieżącej polityki. Natomiast źle bym się czuł, gdyby się okazało, że byli politycy, tacy jak ja, są niepotrzebni w sensie doradztwa, dzielenia się doświadczeniem. Na szczęście w wielu krajach na świecie chcą mnie słuchać.   A w Polsce? – W Polsce też nie wygląda to źle. Dzień przed moimi urodzinami prezydent Komorowski zaprosił nas do Belwederu – mnie i gości mojej konferencji. Wydał bardzo dobrą kolację i była ciekawa dyskusja.   O czym? – O tym, co powinno być istotą takiej rozmowy – o Ukrainie, Europie Środkowej, naszych doświadczeniach, jego planach, bo przecież on chce być wybrany ponownie. Myślę, że tak to powinno się odbywać. W dzień urodzin spotkała mnie jeszcze większa niespodzianka – od południa rozdzwoniły się telefony, dlatego że premier Jaceniuk powiedział na konferencji prasowej, że chce, aby wicepremierem do spraw integracji europejskiej był jakiś wybitny polityk europejski, który już tę drogę przeszedł itd. Po krótkiej analizie wszyscy stwierdzili, że na pewno chodzi o Kwaśniewskiego. A do tego tę informację w świat podała agencja TASS.   I co pan na to? – Skomentowałem to tak: po pierwsze, nic nie wiem, bo nikt na ten temat ze mną nie rozmawiał. A po drugie, traktuję to jako ładny żart urodzinowy. Nie prezent, ale żart. Bo nie jest możliwe, aby wicepremierem był obywatel innego kraju. To także kwestia odpowiedzialności prawnej. – Jeżeli natomiast Jaceniuk myśli o zorganizowaniu grupy międzynarodowych doradców, to jestem gotów nie tylko w tym uczestniczyć, ale jeszcze znaleźć naprawdę wielkie postacie, które pomogą.   Przyjeżdżam i mówię   Ewidentnie widać, że pana aktywność jest nakierowana na sprawy międzynarodowe. Z czego to wynika? – Po pierwsze, z prawdziwości stwierdzenia, że nikt nie jest prorokiem we własnym kraju. Po drugie, za granicą bardziej wykształcone są formy doradcze, różne zespoły, po prostu tam to działa, jest traktowane poważnie, dobrze zorganizowane.   Jak taki system doradczy wygląda? – To są często spotkania dwa, trzy razy do roku. Naprawdę dobrze przygotowane – jeżeli przyjeżdża gość z Polski, czyli ja, zostaje dokładnie wyeksploatowany. Muszę powiedzieć o Rosji, o Ukrainie, o Polsce… Mało tego, każdy z nas, z tych doradców, jest w o tyle dobrej sytuacji, że mówi to, co uważa, we własnym

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2014, 48/2014

Kategorie: Sylwetki