Ateiści i niktosie, czyli zmierzch chrześcijaństwa w Ameryce

Ateiści i niktosie, czyli zmierzch chrześcijaństwa w Ameryce

An Oxford, Mich., woman prays during a Mass service to honor the lives of the four slain students, six injured students, one injured teacher, as well as staff and first responders, in an effort to heal the Oxford community through prayer and worship on the anniversary of the Oxford High School shooting, Wednesday, Nov. 30, 2022, at St. Joseph Catholic Church in Lake Orion, Mich. (Jake May/The Flint Journal via AP)

Ameryka dokonała religijnej ewolucji w trakcie ledwie jednego pokolenia Korespondencja z USA O jednym w Ameryce nie zapominaj, oni są tam szaleńczo religijni! – przestrzegała mnie wiele lat temu brytyjska znajoma, która spędziła w USA trochę czasu na uniwersytecie. Wiedziała, co mówi. Jej amerykańską Alma Mater był niewielki, ledwie kilkutysięczny college, ukryty gdzieś w środku Kansas czy Kentucky, jeden z wielu, jakimi amerykańska prowincja jest usiana. I choć kulturowy szok wypchnął ją z powrotem do rodzinnego Londynu szybciej, niż planowała, specyficzne doświadczenia pozostały i lubiła się nimi dzielić ku przestrodze innych. Przez pierwsze lata emigracji temat religijności szczęśliwie nie zaprzątał mojej uwagi wcale. Mieszkałam w Dolinie Krzemowej, która od dziesięcioleci dzierży berło jednego z najbardziej zróżnicowanych etnicznie i kulturowo przyczółków Ameryki. Nawiązywać tam z kimś rozmowę na tematy religijne i duchowe, to jak pytać o wysokość zarobków czy wyniki w nauce czyichś dzieci – faux pas największe z możliwych. Wszystko jednak się zmieniło, kiedy los rzucił mnie w głąb kraju. Z pierwszych odwiedzin w Fort Collins w Kolorado, wówczas 90-tysięcznym mieście, do którego miałam kilka miesięcy później się przeprowadzić, zapamiętałam przede wszystkim aleję kościołów, w którą przeistaczała się na pewnym odcinku druga co do wielkości ulica w mieście. Nie były to oczywiście świątynie katolickie, ale wszystkie bez wątpienia chrześcijańskie lub blisko z chrześcijaństwem związane – jak przybytek Kościoła mormońskiego, którego kolebka znajduje się w sąsiadującym z Kolorado stanie Utah. Wystarczyło też kilka rozmów z lokalsami, by potwierdzić, że wiara zajmowała w życiu tej małomiasteczkowej społeczności niebywale ważne miejsce. Jak pustoszeją świątynie, czyli Księga Wyjścia, wiek XXI 20 lat później sytuacja przedstawia się zgoła inaczej. Aleja kościołów wciąż istnieje, ale choć populacja miasta podwoiła się przez ten czas, widok pustych przykościelnych parkingów i stan fasad kościelnych budynków nie skłaniają ku refleksji, że ten segment miejskiej architektury (i związanego z nią życia społecznego) przeżywa okres świetności. Megaświątynia Timberline Church, chrześcijańska, nie denominowana, rozbudowana na początku tego milenium, by pomieścić jednorazowo do sześciu tysięcy osób, już przed pandemią poczytywała sobie za sukces, jeśli w niedzielę odwiedziło ją kilkuset wiernych. Jej imponujące zaplecze lokalowe co prawda wciąż tętni życiem, ale zamiast kółek biblijnych i grup edukacyjno-towarzyskich dla dzieci i młodzieży znanych w Ameryce powszechnie jako youth groups (amerykański Kościół ewangelicki takimi grupami stoi), korzystają z niego społeczności z zewnątrz. Drużyny skautów, kółka zainteresowań, szkoły czy wreszcie lokalni aktywiści wszelkiej maści, bo instytucja oferuje za darmo wynajem swoich pomieszczeń na takie cele. Badania potwierdzają moje obserwacje. Gdyby użyć biblijnej terminologii, można by śmiało powiedzieć, że z początkiem trzeciej dekady trzeciego tysiąclecia amerykańskie chrześcijaństwo wylądowało w samym środku Księgi Wyjścia. Opuszcza Amerykę w nie mniejszym pośpiechu niż onegdaj starotestamentowi Izraelici Egipt. Najszybciej zmierzają ku wyjściu młodzi. Jak wykazał sondaż ośrodka Pew Research Center z września zeszłego roku, aż co trzecia amerykańska zetka (osoby urodzone po 1995 r. – przyp. red.) i milenialsi (urodzeni w latach 1980-1995 – przyp. red.). mówią dziś o sobie, że są religijnymi niktosiami – po angielsku religious nones. Dla porównania – w pokoleniu Gen-Xerów (urodzeni w latach 1965-1979 – przyp. red.) w ten sposób opisuje siebie co szósta osoba, a wśród seniorów powyżej 70. roku życia jest to tylko 3% tej populacji. Jak mieć w życiu religię, czyli zrób to sam O motywach współczesnego człowieka, szczególnie młodego, by zrywać z tradycyjnymi instytucjami wiary, rozprawiać w szczegółach nie trzeba. Mniej więcej znamy je wszyscy, w Polsce nawet lepiej niż na zachodzie Europy. Z jednej strony, wypełniający nam czas i zaspokajający potrzeby przynależności do rozmaitych grup pokrewieństwa duchowego internet, z drugiej – nadmierne „uprawicowienie” kościołów chrześcijańskich, z którymi nowoczesna, myśląca kategoriami tolerancji i inkluzywności młodzież nie chce się utożsamiać. Jeśli dodamy do tego skandale pedofilskie i ideową hipokryzję, które od lat kompromitują te instytucje, to postawy młodych bronią się same. Dosadnie, ale trafnie ujął to Ben Toriseva, 22-latek z Minnesoty, który w lipcu ub.r. udzielił krótkiego wywiadu stacji telewizyjnej Kare+11 Minnesota: „Dlaczego zrywamy z kościołem? Bo masa

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 03/2023, 2023

Kategorie: Świat