Wpisy od Małgorzata Szczepańska-Piszcz

Powrót na stronę główną
Historia

Jak walczono z zarazą

42 godziny po zdiagnozowaniu ospy Wrocław rozpoczął masowe szczepienia Gdy w 1963 r. wygnano z Wrocławia czarną ospę, nastał czas rozliczeń. Zastanawiano się, kto rozpętał śmiertelną epidemię, której pokonanie wymagało zaszczepienia prawie 8 mln Polaków. Ale wyciągnięto też wnioski z tego, co zadecydowało o wygranej z zarazą. Kto zawinił? Na pewno do rozwoju epidemii ospy we Wrocławiu przyczynili się medycy. Przede wszystkim, dlatego że źle zdiagnozowali pacjenta zero – Bonifacego Jedynaka, oficera wywiadu, który w maju 1963 r. z krótkiej delegacji do Indii, gdzie panowała epidemia czarnej ospy, przywlókł śmiertelnego wirusa do Wrocławia. Przy czym wrocławscy lekarze postąpili prawidłowo. Rozpoznawszy u Jedynaka malarię – w Polsce chorobę egzotyczną – wysłali go do gdańskiego Zakładu Medycyny Tropikalnej, żeby pacjentowi przyjrzeli się specjaliści. Niestety, gdańszczanie zawiedli, bo ograniczyli się tylko do potwierdzenia wrocławskiej diagnozy i przeoczyli, że organizm chorego walczy nie tylko z malarią, ale także ospą prawdziwą. „Stwierdzenie pasożytów zimnicy w krwi chorego, który importował zarazek do kraju, odwróciło uwagę lekarzy od właściwego rozpoznania. Stwierdzenie malarii może być częściowym usprawiedliwieniem, (…) równocześnie dowodzi, że każda choroba gorączkowa u człowieka, który przybywa z terenu zakażonego ospą, musi być bardzo dokładnie zbadana, przede wszystkim pod kątem wykluczenia

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Czarna ospa we Wrocławiu

Jak w 1963 r. zaszczepiono na ospę 8 mln Polaków W 1963 r. śmiertelne wirusy krążyły po Wrocławiu ponad sześć tygodni, zanim zorientowano się, że to ospa prawdziwa. Ale już walka z epidemią zajęła wrocławianom tylko dwa miesiące. Głównie dzięki izolacji chorych i masowym szczepieniom. Czarną ospę przywiózł do Wrocławia, z krótkiej podróży służbowej do Indii, oficer wywiadu Bonifacy Jedynak. Przyleciał 25 maja 1963 r., a już cztery dni później zaczął się skarżyć na dreszcze, wysoką gorączkę i wykwity skórne podobne do trądziku. Wrocławski lekarz stwierdził malarię, ale dla pewności skierował Jedynaka do gdańskiego Zakładu Medycyny Tropikalnej. Niestety, tamtejsi specjaliści ograniczyli się do potwierdzenia rozpoznania i nie dostrzegli, że pacjent oprócz malarii choruje na znacznie groźniejszą ospę. Ta błędna diagnoza uruchomiła łańcuch zakażeń, który zapisał się w historii jako epidemia czarnej ospy we Wrocławiu – największa po 1945 r. i ostatnia w Polsce, a także jedna z większych w powojennej Europie. Łańcuch śmierci Leczony na malarię Jedynak szybko uporał się również z czarną ospą i już 5 czerwca opuścił szpital MSW. Niestety, zdążył zarazić ospą Janinę Powińską, salową, która sprzątała jego szpitalną izolatkę. A kobieta przekazała chorobę nastoletniemu synowi i córce – 27-letniej Leokadii

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Bądźmy językowymi obłudnikami!

W wieku Ziobry „miękiszon” jest tylko pretensjonalnością Prof. Jerzy Bralczyk Czy język polskiej młodzieży, mówiąc językiem młodzieżowym, się skiepścił? – Skiepścił – powiedziała pani? Jakież to stare słowo! W XVII w. tak mówiono. I było to słowo nieprzyzwoite. Bo „kiep” oznaczało żeński organ rodny. Stąd później: „kpić”, „kpiarski”. W XVIII w. to był wyraz jednoznaczny. Później upowszechnił tego „kpa” Henryk Sienkiewicz. „Skiepścić” to dla mnie uroczy archaizm, a nie słowo młodzieżowe. Młodzież nie używa archaizmów? W plebiscycie na Młodzieżowe Słowo Roku 2020 zgłoszono m.in. „huncwota” i „atencję”. – Ciekawe, co dziś te słowa mogłyby dla młodzieży znaczyć. Oba piękne, ale podejrzewam, że te młode huncwoty nie potraktowały tych słów z należytą atencją i nadały im nowe znaczenia. Zapytam inaczej: język młodzieżowy nam się zepsuł? – Tak, „zepsuć się” jest lepsze. To słowo neutralne. Młodzież zapewne go używa. Choć z pewnością ma na to swoje lepsze określenia. Jeszcze niedawno młodzi powiedzieliby „spaprał” czy „spaskudził”. A wie pani, że „zepsuć” pochodzi od psa? Pies był niedobry, robił psoty. Niszczył. Psuł. A czy się psuje młodzieżowy język? Nie sądzę. Jeśli młodzi powołują jakieś nowe słowa, to w przekonaniu, że stare się wytarły, zużyły. No i bardzo często mają rację. Słowa,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Grzeczne już byłyśmy

Bunt także językowy, czyli jak protestują kobiety Dr hab. Rafał Zimny – profesor Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy, członek Rady Języka Polskiego Wiele osób zarzuca protestującym kobietom szczególną wulgarność. Czy język buntu, zwłaszcza ulicznego, nie jest z definicji mocny, dosadny, wulgarny? Przecież ludzie nie buntują się językiem literackim. – Język wiecowy rządzi się swoimi prawami. Hasła wiecowe, po pierwsze, powinny dać się skandować. Po drugie, mają najczęściej formę wyrazistego skrótu akcentującego główny sens przekazu. Po trzecie, mogą zawierać słowa mocne, a nawet wulgarne, choć to jednak była dotychczas w Polsce rzadkość. Nowością jest więc głównie szeroka skala wulgarności tego protestu. Skąd ta wulgarność? – Przez ostatnich kilkanaście lat ważne społecznie demonstracje odbywały się albo w miastach wojewódzkich, albo w Warszawie, dokąd górnicy czy pielęgniarki przyjeżdżali protestować przed Sejmem czy Kancelarią Premiera. Ktoś organizował autobusy dowożące protestujących, przygotowywał hasła. A teraz mamy protest całkowicie spontaniczny, oddolny, punktowy, młodzi ludzie, wśród których przeważają kobiety, protestują i w dużych, i w małych miastach. A wszędzie potrzeba transparentów i haseł, które są tworzone ad hoc, nie przechodzą przez żadną organizacyjną cenzurę. I wyrażają na różne sposoby jedno: gniew i wściekłość

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Rząd pokazał, jak fatalnie traktuje dane

19-latek za dobrze opisywał pandemię Michał Rogalski – twórca bazy danych „COVID-19 w Polsce” Napisał pan kilka dni temu na Twitterze: „Czuję, jakby ktoś mi dał w pysk”. – Stworzyłem, pracując jako wolontariusz, wielką bazę danych o pandemii COVID-19, społeczny projekt, który miał służyć ludziom. Jedni szyli maseczki, a ja z sześciorgiem pomocników (których wcześniej nie znałem, a zwerbowałem ich w 15 minut na Twitterze) codziennie uzupełnialiśmy dane w tabelkach. Baza świetnie służyła naukowcom, studentom, dziennikarzom, rządowym agendom i każdemu, kto chciał się przyjrzeć pandemii w liczbach. Korzystały z naszych arkuszy dziesiątki tysięcy ludzi dziennie. I jedną decyzją głównego inspektora sanitarnego, odcinającą nas od danych z wojewódzkich i powiatowych stacji sanitarno-epidemiologicznych, uniemożliwiono nam dalszą pracę. Od kilku dni wszystkie dane w bardzo okrojonej formie podaje wyłącznie Ministerstwo Zdrowia. I nie można tych liczb w żaden sposób zweryfikować. A właśnie pan udowadniał, jak niezbędna jest weryfikacja danych z ministerstwa. – Najdobitniejszym dowodem na potrzebę weryfikacji jest to, że zagubili ok. 22,5 tys. przypadków zakażeń. A potem dopisali zgubę jak gdyby nigdy nic do ogólnej liczby przypadków. Takie działanie jest niedopuszczalne. Mnie, Rogalskiemu, dokładny przyrost zakażeń dzień

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Lekarstwo ozdrowieńców

Osocza wspomagającego leczenie covidu pobieramy zbyt mało. Nie robimy też wszystkiego, żeby było go więcej   W ostatnich dniach w mediach społecznościowych próśb o osocze przybywa lawinowo. Na Facebooku Bartek Chrzanowski pisze: „Kochani, pilnie mobilizacja. Potrzebna krew dla mojego taty, Romana Chrzanowskiego, krew można oddać w centrum krwiodawstwa przy szpitalu MSW w Bydgoszczy na ul. Markwarta. Oddając krew, proszę podać jego imię i nazwisko oraz że leży na oddziale reumatologii w szpitalu Biziela w Bydgoszczy. (…) Mój tata całe życie pomagał innym, proszę teraz, wy mu pomóżcie”. Bożena wpisuje poniżej, że jej przykro. Krystyna informuje, że Bartek i Karol już osocze oddali. W kolejnym wpisie Jolanta zapewnia: „Będzie dobrze, w ludziach jest serce i moc”. A ktoś dramatycznie woła: „Jezu, pomóż!”. Apelują też lekarze. Andrzej Matyja, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej: „Zachęcam i apeluję. Dołączcie do nas, medyków. Dołączcie do tych, którzy pomogli Wam i pomóżcie w uratowaniu innych. Dzięki Wam możemy przechylić szalę w walce z wirusem. Dzięki Wam możemy go szybciej zwalczyć i sprawić, że więcej osób odzyska zdrowie. Ich los jest również w Waszych rękach! Bądźmy solidarni!”. Dlaczego osocze? – Osocze krwi ozdrowieńca zawiera przeciwciała skutecznie walczące z koronawirusem

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Zdrowie

Przez nos do mózgu

Naukowcy z Bydgoszczy jako pierwsi na świecie wskazali, jak nowy koronawirus może uszkadzać zmysł węchu Dr hab. Rafał Butowt – neurobiolog, profesor UMK z Katedry Biologii i Biochemii Medycznej Collegium Medicum w Bydgoszczy Jak się okazało, objawami zachorowania na COVID-19 są nie tylko wysoka gorączka, duszności i kaszel. Niekiedy dołączają do nich utrata węchu i smaku. Jak często? – Na zaburzenia oddechowe, które prowadzą czasem do ciężkiego zapalenia płuc, zwrócono uwagę w pierwszej kolejności. Były oczywiste. Ale szybko, już po miesiącu czy dwóch od wybuchu pandemii, zorientowano się, że są też inne objawy. Po pierwsze, skórne, np. dziwne, ospopodobne wysypki. Po drugie, pokarmowe, np. biegunki czy zaparcia. I po trzecie, właśnie neurologiczne – m.in. utrata węchu i smaku. Na tych ostatnich skupiono się bardziej, bo o ile skórne i pokarmowe ustępują – jak się wydaje – bez powikłań, o tyle neurologiczne mogą prowadzić do skutków bardzo poważnych, długookresowych. Ostrożnie szacuje się, że utrata węchu i smaku dotyczy od jednej trzeciej do dwóch trzecich zachorowań na COVID-19. Niektórzy twierdzą, że może wystąpić nawet u 90% pacjentów. Na jakim etapie choroby występują objawy neurologiczne? – Zaburzenia smaku i węchu – bardzo szybko. Przypuszcza się, że można je uznać za jeden z biomarkerów wczesnego

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Respirator jak tańszy samochód

Naukowcy z Bydgoszczy dostali zadanie skonstruowania prostego i taniego respiratora. Uwinęli się w kilka tygodni= – Od ponad pięciu tygodni codziennie o godz.19.00 jedenaścioro szaleńców spotyka się za pomocą internetowego komunikatora i myśli intensywnie nad stworzeniem nowego respiratora – śmieje się dr inż. Franciszek Bromberek, rzecznik Uniwersytetu Technologiczno-Przyrodniczego w Bydgoszczy, jeden z tej szalonej jedenastki. Jest w tym gronie także pomysłodawca respiratora, prof. Tomasz Topoliński, rektor UTP. – Żeby pomóc w czasie pandemii, drukujemy przyłbice, a także adaptery pozwalające zamienić maskę do nurkowania w taką chroniącą przed koronawirusem. Ale przecież naszą uczelnię – a zwłaszcza naukowców skupionych przy inżynierii biomedycznej – stać na dużo więcej. Stąd mój pomysł na skonstruowanie prostego i taniego respiratora – wyjaśnia profesor. Entuzjazmem rektor najpierw zaraził płk. dr. n. med. Roberta Włodarskiego, zastępcę komendanta bydgoskiego szpitala wojskowego, konsultanta krajowego ds. obronności w dziedzinie anestezjologii i intensywnej terapii. – To świetny pomysł, bo obecnie respiratorów po prostu nie ma na rynku. Ostatnio mój szpital chciał kupić takie urządzenie. Okazało się, że trzeba czekać w kolejce aż 24 tygodnie. W dodatku respiratory nigdy nie były tanie. Przed pandemią kosztowały przeciętnie 50-100 tys. zł. Za najbardziej zaawansowane trzeba było zapłacić nawet

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

37 dni kwarantanny

Tyle dni spędziła w izolacji Agnieszka z powodu bałaganu w bydgoskim sanepidzie To były fantastyczne snowboardowe wakacje 32-letniej bydgoszczanki Agnieszki we francuskich Alpach. Wraz z pięciorgiem przyjaciół z Bydgoszczy bawiła się świetnie. 14 marca wracali we wspaniałych humorach. Wieczorem na polsko-niemieckiej granicy okazało się, że mieli szczęście, bo gdyby do Polski wjechali kilka godzin później, musieliby się poddać obowiązkowej kwarantannie. A tak zmierzono im tylko temperaturę i zalecono samoobserwację. Niepokój budziło tylko jedno – cała szóstka miała dokładnie 36,5 st. C. Pani Agnieszka: – Bałam się, że jednak mogliśmy przywlec koronawirusa. A ponieważ pracuję jako psycholog w szpitalu, nie chciałam narażać pacjentów i współpracowników, postanowiłam wziąć dwutygodniowy urlop i poddać się dobrowolnej kwarantannie. Decyzja nie była taka łatwa, bo pracuję na kontrakcie; gdy nie pracuję, nie zarabiam. Zawirusowany tarnowianin Trzeciego dnia odosobnienia, 17 marca, dowiedziała się, że mężczyzna z Tarnowa, z którym wypoczywali w Alpach, ma koronawirusa. – Ponieważ sama czułam się coraz gorzej, bardzo się zaniepokoiłam. To, co dotąd brałam za przeziębienie – katar, kaszel, ból gardła – mogło być koronawirusem. W dodatku inni z sześcioosobowej bydgoskiej paczki też zaczęli narzekać na zdrowie. A ponieważ wszyscy mieliśmy kontakt z tą zawirusowaną osobą z Tarnowa, postanowiliśmy

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Pokolenie pandemii

Jak młodzież sobie radzi w czasie zarazy? Dr Szymon Grzelak – psycholog, prezes Instytutu Profilaktyki Zintegrowanej Już na początku pandemii zaczęliście badać polską młodzież. Dlaczego? – Nasz Instytut Profilaktyki Zintegrowanej zajmuje się zapobieganiem problemom wśród młodzieży i wspieraniem jej zdrowego rozwoju, np. poprzez program Archipelag Skarbów®, w którym uczestniczy 30-40 tys. młodzieży rocznie. Teraz nie można działać w szkołach. A jakoś trzeba młodych ludzi wspierać. Dlatego postanowiliśmy przygotować się do pracy online. Ale musimy wiedzieć, co się dzieje: jaka jest sytuacja, jak młodzież przeżywa pandemię. Stąd sondaż przeprowadzony na początku kwietnia. Aż 2475 osób zdalnie wypełniło ankietę. Dużo, zważywszy, że wymagała poświęcenia średnio ok. 20 minut. Większość uczestników badań to osoby w wieku 15-19 lat, a więc przede wszystkim uczniowie szkół ponadpodstawowych. Próba nie jest reprezentatywna, ale wnioski z badań pomogą w zrozumieniu sytuacji młodzieży i jej obecnych potrzeb. I jak młodzi przeżywają pandemię? – Większość dobrze znosi tę sytuację. Prawie 70% dziewcząt i ponad 70% chłopców swoje samopoczucie oceniło jako raczej dobre i zdecydowanie dobre. Od czego zależy, czy ktoś dobrze albo źle znosi przymusową separację od rówieśników, e-naukę, wielotygodniowy 24-godzinny kontakt

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.