Wpisy od Wojciech Kuczok

Powrót na stronę główną
Felietony Wojciech Kuczok

Pandemiczne próchno

Epidemia 16-wersowego rapu udzieliła mi się jako natręctwo. Zacząłem nadużywać rymów wewnętrznych nawet w monologu wewnętrznym, wręcz złorzeczyć w myślach do rymu, a to już był sygnał alarmowy – czas stawić czoła pandemii z nieco większym rozmachem niż dotąd. Od zasiedzenia rozum się plącze. Rozmarzony powszechnym rozmrażaniem rozmnożyłem preteksty podróżne i po różne z nich sięgając, poróżniłem się z żoną – wyjechałem samotnie na Śląsk. Z tęsknoty za: góro-dołami (Mazowsze i owszem, ale to płaski dowcip), przyjaciółmi,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Wojciech Kuczok

Polisa na zużycie

Syndrom pandemiczny weryfikuje związki, zwłaszcza te „zdalne”, w których małżonków wiązał już tylko dach nad głową. Nagle okazuje się, że zaprogramowani ewentualnie na wspólne śniadania (szybka kawa i wepchanie w dziecko owsianki) i kolacje („robimy coś czy zamawiamy?”) oraz incydentalne podtrzymywanie pożycia (chyłkiem, bo dzieci śpią, i od wielkiego dzwonu, bo jednak rutyna wykańcza libido), stają przed sobą na nowo. W całodobowej okazałości, bez możliwości ucieczki, wpadają na siebie i nijak wyminąć się nie mogą, oboje w tę samą stronę robią krok, nieuniknione jest czołowe

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Wojciech Kuczok

Blokada pedałów

No dobra, kupię sobie ten rower. Miło już było. Przez lata się najeździło za darmochę; stacje wyrastały w centrach i na obrzeżach, w dodatku zsynchronizowane, teoretycznie można było całą Polskę objechać za friko (nie licząc nikłej wpłaty inicjacyjnej), jak się człowiek postarał i przesiadał co 20 minut. O tak, jako cwany veturilowiec miałem nawet w planie darmową podróż wokół ojczyzny naszej gorejącej, śladem stacji rowerów miejskich, taki przesiadkowy Tour de Pologne na tysiąc rowerów i jednego

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Wojciech Kuczok

Sowem w mór

Niby truizm, ale trudno z nim się spierać: człowiek jest zdrowy, póki się nie dowie, że jest chory. A jak już choruje, koniecznie chce wiedzieć, na co. Z psychologicznego punktu widzenia można to uznać za coś w rodzaju „syndromu Rumpelstilzchena” (wszelkie zesłowiańszczenia brzmią raczej śmiesznie niż złowrogo, jak czeski dubbing horroru – Rumpelsztyk, Rupieć-Kopeć lub Hałasik, dajmy więc im spokój). W baśni Grimmów demoniczny pokurcz obiecuje odstąpić od planu uprowadzenia niemowlęcia w plugawe zaświaty, pod warunkiem

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Wojciech Kuczok

Przedwojnie

Miałem zamiar otworzyć felieton cytatem z Ciorana, albowiem w czasie zarazy ten papież mizantropów smakuje jak nigdy, powszechna kwarantanna zdaje się najdoskonalszą przyprawą do Cioranowskich lamentacji – ale akurat natrafiłem na przestrogę, by „nie ufać myślicielom, których umysły wprawia w ruch dopiero cytat”. Oto więc, samemu do siebie zaufanie utraciwszy, stwierdzam, że żarty się skończyły, zarazem chciałbym o tym powiedzieć żartobliwie. Nigdy nie czułem się patriotą, bo na pytanie: „Czy oddałbyś życie za Ojczyznę?”, dotąd

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Wojciech Kuczok

Jutrznia odwołana (epitafium)

Pasjami go słuchałem. Pasjami słuchałem „Pasji” w Wielkim Tygodniu, wśród nich zaś za największą mam tę jego, Łukaszową, największą muzycznie, nie tylko ze względu na rozmiar partytury i rekordowo rozrośnięty skład wykonawczy. Wielka orkiestra symfoniczna plus cztery chóry, trzech solistów i jeszcze recytator, prawie półtorej godziny muzyki totalnej, gęstej, niedającej wytchnienia, skupiającej wszystko to, co w najlepszym swoim okresie dał światu sonoryzm. Teraz w tej muzyce cierpienia i grozy dopełnia się zarówno czas rytuału religijnego,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Wojciech Kuczok

Urok panny z kwarantanny

Niechże mi nikt nie wyrzuca, że stroję sobie kpiny z pandemii, skoro najbardziej niewczesny żart zafundował sam rząd, krzywoustami krzywoprzysięzcy Morawieckiego ogłaszając, że życie niebawem wróci do „nowej normalności”. Pisowskiej normalności. Boję się, nawet kiedy nie jest „nowa” – teraz więc strach się bać podwójnie. Narodowi nakazano izolację, ale tylko do czasu wyborów, które na pewno odbędą się w terminie, bo tak chce Naczelnik. Jeśli zatem społeczeństwo ma zamiar się rozchorować na wielką i przerażającą skalę, niechże to uczyni

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Wojciech Kuczok

Między słupkami

Kto miał piłkę, ten miał władzę. Na naszym podwórku pod koniec dekady gierkowskiej grało się guminiokiem, a posiadanie na własność prawdziwej skórzanej piłki, z admiracji dla jej doskonałego kształtu zwanej kulą, było przywilejem nielicznych. Żeby zagrać kulą, trzeba było czekać, aż jej właściciel dostanie dyspensę od domowych obowiązków, samemu się od nich wymknąć, a potem liczyć na to, że uda się załapać do składu. Władza deprawuje: czasem łzy w oczach odrzuconego sprawiały większą

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Wojciech Kuczok

Jak przespać zarazę

Ojciec uwielbiał drzemać, z czasem uzależnił się od spania w ciągu dnia. Im był starszy, tym więcej dnia przesypiał, co nie przeszkadzało mu dobrze spać także w nocy. Nie, nie chodzi mi o ostatni etap życia, który spędził na leżąco, wybudzany tylko do posiłków – zrozumiałe, że postanowił wykpić nadchodzącą śmierć, przesypiając nie tylko własną agonię, ale i przeczucie zbliżającego się końca. Sen był jego lekarstwem na śmiertelny strach. Tak to sobie zaplanował i tak się stało; kostucha musiała u jego wezgłowia znaleźć karteczkę z napisem: „Rób

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Wojciech Kuczok

Tamte śniegi

Śnieg pada, aż żal siedzieć tyłem do okna, wszak tylko w locie można go upolować wzrokiem, na ziemi natychmiast topnieje. Już prawie marzec, a ja pierwszy prawdziwy śnieg warszawski tej zimy przyuważyłem. Może i popadał wcześniej, ale ukradkiem, za moimi plecami. Zanim się spostrzegłem, popadał w zapomnienie, a jeśli zostawiał ślady po sobie, to tak żałosne, pokątnie rozsiane po trawnikach, że żal było patrzeć. Wolałem udawać, że nie widzę, jak te nędzne namiastki męczą się na plusie, odwracałem wzrok od tego rozkisłego kompromisu między

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.