Auto tanie niesłychanie?

Auto tanie niesłychanie?

Promocje i rabaty przy zakupie nowych samochodów mają niewielki wpływ na nasze portfele

W warszawskim salonie sprzedaży Daewoo–FSO kusi obniżka cen wszystkich modeli o 1000 zł. Jeśli przedstawimy dowód złomowania pojazdu – kolejne 2000 zł. A gdy oddamy poprzednie auto, to – o ile ma nie więcej niż osiem lat – cena spada aż o pięć tysięcy złotych. To godne uwagi, bo np. za siedmioletniego poloneza caro trudno na giełdzie wziąć więcej niż 4-4,5 tys. zł. Zainteresowanie? – Całkiem przyzwoite, klienci pytają o szczegóły. Tłoku nie ma, ale dziennie sprzedajemy po pięć, sześć aut – mówi pracownik salonu. Promocja potrwa do końca listopada. A co potem? – Potem będzie coś może jeszcze bardziej atrakcyjnego – pada odpowiedź.
Dla producentów obecnych na polskim rynku nadchodzący koniec roku to pora nasilonej walki o klienta. Trzeba zrobić wszystko, by jak najmniej fabrycznie nowych samochodów zostało na składzie. W przyszłym roku za pojazdy z datą produkcji 2001 nie da się już uzyskać takich sum jak w tej chwili – nawet przy uwzględnieniu promocji. Polski klient ma coraz mniej pieniędzy na zakupy i coraz większe wymagania. Auta wprawdzie fabrycznie nowe, ale wyprodukowane w „starym roku”, na pewno nie wzbudzą jego większego zainteresowania.
W ostatnich tygodniach roku coraz częściej więc pojawiają się reklamy zachęcające do zakupów promocyjnych.

Cenowy zawrót głowy
Fiat proponuje 2000 zł obniżki na punto, 2500 na seicento, 4000 na sienę i palio, 5000–7500 zł – na bravo i bravę (plus komplet opon).
Volkswagen sprzedaje skodę fabię tańszą o 2500–5000 zł (i dodaje pakiet ubezpieczeniowy za 1300 zł), octavię – tańszą o 2000 zł (ubezpieczenie – gratis). Przy kupnie seata dostaniemy 3000 zł rabatu na leona i cordobę, 4000 – na vario i toledo, 5000 – na alhambrę. Passat jest tańszy o 8000 zł (albo klimatyzacja gratis). Golf – o 5500 zł, zaś polo o 4500 zł. W tych dwóch modelach zamiast obniżek można sobie zażyczyć zamek centralny, autoalarm, elektrycznie sterowane szyby lub darmowe ubezpieczenie.
General Motors obniżył o 2000 zł cenę opla agila, o 3000 zł – corsy, o 3500 zł – astry II, o 5000 zł – vectry. Spadły ceny ubezpieczeń. Ople wyprodukowane w ubiegłym roku można kupić o ok. 10% taniej.
Koncern PSA oferuje darmowe pakiety ubezpieczeniowe do peugeotów. Citroen saxo jest sprzedawany o 4000 zł taniej; xara i berlingo – o 5000 zł taniej.
Renault sprzedaje clio na preferencyjny kredyt, twingo jest tańsze o 2500 zł, megane – o 3000 zł, scenic – o 6000 zł, espace – o 6500 zł.
Nissan w cenę almery włączył radio, autoalarm oraz komplet zimowych opon, zaś model tino jest tańszy o 9000 zł.
Hyundai o 2000 zł obniżył cenę accenta, a o 4000 zł – atosa.
Wymieniać można długo, bo praktycznie każdy producent chce zachęcić polskiego nabywcę zmniejszoną ceną lub darmowym wyposażeniem dodatkowym.

Co naprawdę staniało i zdrożało
Gdy spojrzymy przykładowo na oficjalną cenę skody fabii, wynoszącą 35.450 zł, a potem odwiedzimy salon, gdzie możemy ją kupić za 29.790 zł, to różnica faktycznie jest niemała. Nawet jeśli weźmiemy pod uwagę, że za takie pieniądze dostajemy wersję ogołoconą z wszelkich dodatków.
W rzeczywistości jednak nasze korzyści z niższych cen są w tym roku niewielkie. Producentom, oczywiście, zależy na wzroście sprzedaży, ale – co logiczne – chcą to osiągnąć jak najmniejszym kosztem.
Promocje, rabaty, upusty to nie nowość na polskim rynku motoryzacyjnym. W bieżącym roku są one praktycznie na niezmienionym poziomie od stycznia. Wielkość obniżek pozostaje w zasadzie taka sama, inne są tylko nazwy – promocja „wiosennna” ustępuje „letniej”, po której naturalną koleją rzeczy idzie „jesienna” i „przedświąteczna”. Dilerzy jednak bardzo niechętnie mówią o tych formach promocji, które już minęły, koncentrując się, co zrozumiałe, na zachwalaniu tego, co jest teraz.
Sceptycy uważają więc, że promocje samochodowe są zwykłą lipą, bo producenci najpierw ustalają wysokie, czysto teoretyczne ceny, które w praktyce nigdy nie są stosowane – a potem chwalą się w reklamach, jakie to niezwykłe obniżki wprowadzają. Jest w tym trochę racji.
Spójrzmy na jeden ze statystycznych segmentów rynku – np. samochody średnie-większe (ford mondeo, daewoo leganza, volkswagen passat czy honda accord). Otóż od stycznia do października tego roku przeciętna cena (dane firmy Samar) detaliczna takiego auta wzrosła z 69.036 zł do 77.920 zł. Średnia wartość wszelkich upustów bardzo rzadko przekracza zaś 8 tys. zł.
Tak więc, choć producenci narzekają na bardzo trudne warunki działalności na polskim rynku, faktyczne ceny tych modeli zmniejszyły się zupełnie minimalnie (i to też tylko po uwzględnieniu skutków inflacji).
Podobna sytuacja panuje w segmencie aut średnich – mniejszych (np. daewoo lanos, fiat bravo, ford focus, nissan almera). Od stycznia do października ceny wzrosły z 42.883 zł do 49.340 zł. Przeciętna wartość upustów nie przekracza zaś z reguły 5 tys. zł. Tu o żadnej obniżce nie ma więc mowy, a w rzeczywistości faktyczne ceny sprzedaży samochodów tej klasy w tym roku nawet nieco się zwiększyły.
Nieco inaczej natomiast dzieje się z samochodami segmentu mini (daewoo matiz, fiat seicento, suzuki swift, nissan micra). W okresie od stycznia do października ceny aut tej klasy wzrosły zaledwie o 646 zł – z 23.843 zł do 24.489 zł. Wartość promocji i upustów wynosi zaś średnio 1000-1500 zł. Tak więc, jeżeli czekaliśmy do ostatnich miesięcy roku z kupnem nowego samochodu, to najlepszy interes zrobimy, nabywając małe auto. Niewielkie pojazdy, licząc w procentach ceny, staniały bowiem w Polsce najbardziej. Ale ponieważ małe auto to i mała cena, więc faktycznie możemy zaoszczędzić kilkaset złotych, w porównaniu z zakupami dokonywanymi na początku roku.

Najchętniej jeździmy luksusowo
Polityka promocyjna, prowadzona w Polsce przez koncerny motoryzacyjne, jest koniecznością w sytuacji, gdy sprzedaż nowych samochodów w ciągu trzech kwartałów spadła o jedną trzecią w porównaniu z tym samym okresem roku ubiegłego (od stycznia do końca września kupiliśmy ok. 260 tys. aut).
– Każdego roku są podobne promocje na te modele, które się gorzej sprzedają – mówi Przemysław Byszewski z General Motors. – Jest to na pozór niekorzystne dla producentów, ale jeśli weźmiemy pod uwagę koszty przechowywania i ubezpieczania niesprzedanych samochodów, okaże się, że działania promocyjne kosztują znacznie mniej.
To, co proponują nam producenci, jest ściśle związane z wynikami handlowymi. Ponieważ od ponad roku najchętniej kupujemy samochody średniej klasy (wyprzedziły segment mini), więc trzeba tak manipulować cenami i promocjami, by zachęcić jak największą liczbę nabywców, ale jednocześnie nie spowodować spadku cen. I stąd promocje, które w praktyce nie mają praktycznego znaczenia dla naszych kieszeni, bo są niezmienne od wielu miesięcy – ale dobrze prezentują się w reklamach i mogą skłaniać do zakupów.
Coraz lepiej sprzedają się w Polsce auta luksusowe (to specyfika naszego rynku, spowodowana względami celnymi i tym, że stopniowo rośnie warstwa najbogatszych obywateli) – i w tym segmencie w zasadzie większych promocji nie ma. Po prostu nie są potrzebne.
Natomiast tam, gdzie nastąpił szczególnie duży spadek sprzedaży – w klasie mini (część ludzi „wyrosła” z tych pojazdów, a inni zubożeli i w ogóle nie stać ich na nowy samochód) – nastąpiła rzeczywiście znacząca obniżka cen. Producenci nie prowadzą tu jednak aktywnych działań promocyjno–reklamowych, bo jak oceniają fachowcy, „nie jest to sektor rozwojowy”.

Nie śpieszmy się z zakupami
Ceny najlepiej sprzedawanych aut w Polsce nie uległy w tym roku większym wahaniom (patrz tabelka), co oznacza, że w rzeczywistości, biorąc pod uwagę pięcioprocentową inflację, stają się one coraz tańsze. Problem w tym, że i nasze realne dochody także się zmniejszają.
Wielu specjalistów od rynku motoryzacyjnego (zwłaszcza tych, którzy są w różny sposób związani z producentami) radzi, by z zakupem nowego samochodu nie zwlekać, bo tak tanio, jak w tym roku, już nigdy nie będzie. W rzeczywistości jednak nic nie stoi na przeszkodzie, by polscy amatorzy czterech kółek jeszcze trochę poczekali. Na pewno nie warto robić pochopnych zakupów pod koniec roku. To zawsze jest szczyt zakupów, a więc i ceny trzymają się mocno. Może więc warto poczekać na przyszły rok? W pierwszych miesiącach rynek motoryzacyjny zwykle przeżywa zastój i wtedy najłatwiej o okazję. Może wtedy będą promocje i upusty, które sprawią, że samochody w Polsce rzeczywiście staną się wyraźnie tańsze w stosunku do naszych dochodów?

Wydanie: 2001, 45/2001

Kategorie: Obserwacje

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy