Białaczka jak znarowiony koń

Białaczka jak znarowiony koń

Tym skutecznym sposobem okazał się przeszczep szpiku.

– Tak, jedynym. Prof. Julian Aleksandrowicz jeszcze w 1948 r. wpadł na pomysł, by wymienić krew pacjenta z białaczką na krew od zdrowych dawców, a 10 lat później, jako pierwszy w Polsce, przeprowadził u chorej na białaczkę przeszczep szpiku od siostry bliźniaczki. Nie mógł odnieść sukcesu, bo wtedy jeszcze nie znano antygenów zgodności tkankowej. Pierwszy udany przeszczep szpiku został przeprowadzony w Warszawie, w 1984 r., w Centralnym Szpitalu Klinicznym Wojskowej Akademii Medycznej przez zespół prof. Wiesława Jędrzejczaka. Odtąd zaczęto skutecznie leczyć białaczkę.

Uczyliśmy się na sobie

Kiedy powstał krakowski ośrodek przeszczepowy?

– Wkrótce minie 20 lat od pierwszego przeszczepu szpiku, jaki przeprowadziliśmy tu, w 150-letnim budynku przy ul. Kopernika 17, gdzie była klinika prof. Aleksandrowicza. Wcześniej uczyłem się tych zabiegów na stypendium w Anglii, we Francji, w Niemczech, byłem też na rocznym stypendium Fulbrighta w Stanach Zjednoczonych i po przyjeździe rozpocząłem gruntowny remont kliniki, by ją przystosować do transplantacji szpiku. Przygotowywaliśmy się też z zespołem do tych zabiegów. Uczyliśmy się, eksperymentując na sobie – próbowaliśmy mobilizować i izolować własne komórki macierzyste szpiku, zamrażać je, rozmrażać, oceniać, liczyć. Pamiętam, że pierwsza pacjentka z ostrą białaczką, której mieliśmy przeszczepić szpik, dodawała nam wtedy otuchy. Tę pierwszą transplantację przeprowadziliśmy w 1998 r., a pacjentka żyje do dziś, jest wiceprzewodniczącą Towarzystwa Chorych po Przeszczepie. W maju zeszłego roku, na 65-lecie założenia w Krakowie przez prof. Aleksandrowicza Krakowskiego Ośrodka Hematologicznego, mieliśmy za sobą tysiąc transplantacji szpiku. Wykonujemy średnio 80 transplantacji rocznie, zarówno autologicznych, jak i allogenicznych – od dawców spokrewnionych i niespokrewnionych.

Transplantacja szpiku to jedyna tak szeroko upowszechniona terapia z zastosowaniem komórek macierzystych.

– Istotnie, polega na tym, że podajemy choremu komórki macierzyste szpiku dawcy, które zagnieżdżają się i podejmują odtwarzanie krwi.

Na pozór jest to prosta metoda leczenia.

– Nie, to długi i trudny proces terapeutyczny, i dla zespołu, i dla pacjenta. Sam przeszczep nie leczy. Wysokimi dawkami chemii całkowicie niszczymy szpik chorego. Następnie podajemy mu komórki macierzyste szpiku dawcy i stwarzamy warunki, by się namnożyły. A ponieważ pacjent poddawany transplantacji jest w tym czasie pozbawiony odporności, zabezpieczamy go przed zakażeniem drogimi lekami przeciwbakteryjnymi, przeciwwirusowymi, przeciwgrzybicznymi, przeciwpasożytniczymi. Lekarz przez cały czas musi monitorować ten proces, biorąc pod uwagę wiele czynników i zagrożeń, kierować nim, rozwiązując różne trudne łamigłówki, a każda decyzja może przesądzać o powodzeniu lub niepowodzeniu terapii. To kilkumiesięczna praca całego zespołu lekarskiego, pielęgniarskiego, laboratoryjnego nad każdym pacjentem poddawanym transplantacji szpiku. Trzeba dobrze scharakteryzować dany klon nowotworowy, uzyskać przejściową remisję choroby, pogłębić ją, znaleźć właściwego dawcę, rodzinnego lub niespokrewnionego, uwzględniając antygeny zgodności tkankowej. Albo pobrać materiał od samego pacjenta, a potem przeprowadzić infuzję tego materiału i odczekać, aż odbuduje się odpowiednia liczba komórek krwi.

Monitorujemy skuteczność leczenia na poziomie molekularnym, a to wymaga wiedzy, doświadczenia i współpracy między klinicystą a laboratorium. I przez cały czas trzeba wzmacniać psychikę pacjenta, bo to także dla niego trudna i uciążliwa terapia.

Są zabiegi autologiczne i allogeniczne, czym się różnią?

– Przeszczep autologiczny polega na transplantacji własnych komórek macierzystych szpiku chorego, allogeniczny zaś to przeszczep szpiku od osoby zdrowej.

Przeszczep to drugie narodziny

Dobór dawcy jest chyba niełatwą sprawą, skoro szuka się go nie tylko w innych krajach, ale i na innych kontynentach. Na szczęście istnieje Światowy Rejestr Dawców Szpiku obejmujący 52 kraje, w których zarejestrowano już ponad 27 mln potencjalnych dawców zdecydowanych oddać swój szpik.

– Kiedy dla pacjenta z ostrą białaczką nie ma dawcy rodzinnego, istnieje możliwość znalezienia w rejestrach światowych dawcy niespokrewnionego, z odpowiednimi antygenami zgodności tkankowej. A jest to trudne zadanie, to jakby szukać ludzi z podobnymi liniami papilarnymi. By znaleźć takiego bliźniaka genetycznego, należy mieć dostęp do co najmniej 20 tys. informacji o potencjalnych dawcach szpiku. Dobrze, że w polskim rejestrze mamy od niedawna milion potencjalnych dawców. To trzeci pod względem liczebności rejestr w Europie, po niemieckim i brytyjskim, więc coraz częściej z niego korzystamy także w naszej klinice. Również prawie codziennie kurierzy wiozą z naszej kliniki komórki szpiku od polskich dawców dla chorych na różnych kontynentach.

To przejaw pięknej ludzkiej solidarności. Ale dlaczego ta terapia jest tak trudna dla chorych? Przecież samo podanie szpiku nie jest chyba obciążającym zabiegiem.

– Przed otrzymaniem nowego szpiku chorzy są poddawani silnej chemioterapii, a wtedy wypadają im włosy, są osłabieni, mogą mieć nudności, wymioty, wielu z nich źle znosi izolację. Gdy zostanie zniszczony ich szpik, tracą odporność, więc są narażeni na infekcje, leżą wówczas przez kilka tygodni w separatkach, aż przeszczepiony szpik podejmie pracę i wytworzy niezbędną liczbę komórek krwi. To dla nich bardzo trudny okres, ale to oni często nas pocieszają. Wdzięczność wyleczonych jest dla nas nagrodą.

Strony: 1 2 3 4

Wydanie: 2016, 28/2016

Kategorie: Zdrowie

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy