Bilans pierwszego roku

Bilans pierwszego roku

Minął rok od dnia, w którym Polacy wystawili bolesny, acz sprawiedliwy rachunek ekipie Jerzego Buzka i Mariana Krzaklewskiego. Wyborcy dając upust wielkiemu rozczarowaniu ekipami AWS i UW, nie kryli wielkich nadziei, jakie pokładają w ich następcach. Czy te nadzieje w tak dużym wymiarze mogły być spełnione? Im więcej wiemy o kulisach przejmowania władzy, tym oczywistsze jest, że niestety garnitur oczekiwań szyty był ponad miarę możliwości. Stan państwa po najbardziej dyletanckiej i skorumpowanej ekipie w powojennej historii Polski wymagał od rządu przede wszystkim ucieczki przed bankructwem. Sytuacja była wówczas tak groźna, że nawet premier nie poszedł va banque i nie ujawnił wszystkiego, co wiedział. A i tak ukuto mu zarzut czarnowidztwa i uprawiania polityki klęski. Pod presją mediów zaniechano więc rozliczeń i zaciskając zęby, sumiennie płacono stare rachunki.
Dlatego nie mogło się obyć bez zaciskania pasa na wydatkach w sferze społecznej. Nie piszę tego, by usprawiedliwić te czy inne decyzje rządu. Ale bez pełnej wiedzy o stanie państwa we wrześniu ubiegłego roku nie da się zrobić uczciwego bilansu pierwszego roku rządu Leszka Millera. Bilans ten na pewno nie jest jednoznaczny. A ponieważ o jego mankamentach napisano już wiele, to spróbujmy spojrzeć na te obszary, w których ma sukcesy. Niekwestionowanym dorobkiem rządu jest opanowanie kryzysu finansów państwa i nadrobienie opóźnień w negocjacjach z Unią Europejską, co w efekcie dało wzrost poparcia społecznego dla naszego akcesu.
Na plus tej ekipy można też zapisać to, że aparat państwa odzyskał słuch na problemy społeczne. Państwo przestało się wycofywać ze swoich konstytucyjnych obowiązków w oświacie i służbie zdrowia. Przykładem nowej filozofii działania jest chociażby stosunek do problemów stoczni szczecińskiej. To jest całkowicie nowa orientacja w relacjach państwa ze społeczeństwem. Dlaczego więc te działania nie powodują większej aprobaty i poparcia dla rządu? Wiele decyzji rządu, choć bardzo ważnych z punktu widzenia strategicznych interesów państwa, nie przekłada się bezpośrednio na osobiste doświadczenia i korzyści ludzi. Przypomina to budowę domu od bardzo solidnych fundamentów. Na razie tego wysiłku nie widać. Jeśli jednak budowniczowie nie popełnili błędów, to jest nadzieja, że budowli nie grozi zawalenie. Takie działanie jest mniej spektakularne i nie pod publiczkę, ale za to rzetelniejsze i uczciwe.
Na pełniejszy bilans rządów Millera będzie czas za rok.

Wydanie: 2002, 38/2002

Kategorie: Felietony, Jerzy Domański

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy