Hitlerowskie umocnienia są takim samym interesem jak każdy inny. Rzecz w tym, aby nie naciągać historii W zeszłym roku kraj obiegła wieść o kolejnych poszukiwaniach Bursztynowej Komnaty. Tym razem tropy wiodły do Mamerek, do byłej siedziby dowództwa niemieckich wojsk lądowych (OKH). Obok zachowanych w całości bunkrów georadar wykrył tu nowy obiekt, zakopany pod koniec wojny przez hitlerowców, w którym mógł się znajdować poszukiwany skarb. Informacja ta rozpaliła wyobraźnię miłośników historii oraz turystów, którzy zaczęli szukać na mapie nazwy Mamerki. Ta leśna osada leży kilka kilometrów od Węgorzewa, nad brzegiem jeziora Mamry, nieopodal nieukończonego Kanału Mazurskiego. Bunkry nad Mamrami przez lata pozostawały w cieniu odległej o 20 km głównej kwatery Hitlera w Gierłoży koło Kętrzyna. Tyle że tam potężne bunkry zostały wysadzone w powietrze, a schrony OKH w Mamerkach zachowały się w całości. W cieniu Bursztynowej Komnaty Mamerkom potrzebna była promocja i zapewniły ją poszukiwania Bursztynowej Komnaty. Na ślad skarbu miał naprowadzić sam Erich Koch, były gauleiter Prus Wschodnich, oczekujący po wojnie w więzieniu w Barczewie na wykonanie kary śmierci. Podobno więźnia Kocha przywieziono do Mamerek, by wskazał miejsce ukrycia skarbu. Podstawą do wznowienia poszukiwań w tym miejscu stała się jednak relacja mężczyzny, który pół wieku temu dowodził saperami przeszukującymi bunkry w związku z relacją wartownika, który miał być świadkiem rozładunku tajemniczego transportu. Rozgłos wywołany wznowieniem poszukiwań spowodował, że zainteresowała się nimi kanadyjska stacja telewizyjna. Sfinalizowała nawet dalsze prace, które w tym roku doprowadziły do odkrycia fundamentów nieznanego obiektu. Tylko tyle, ale i tak była to znakomita reklama, która przyciągnęła rzesze turystów. Na razie mogą tam zobaczyć jedynie replikę Bursztynowej Komnaty, a właściwie wyłożoną świecidełkami niedużą planszę na ścianie muzeum w Mieście Brygidy (nazwa wzięła się od zakonu św. Brygidy, bo w czasie wojny obiekty były obsługiwane przez żeński personel, m.in. zakonnice). W trzech głównych bunkrach przy parkingu natrafimy na odgrodzone kratami manekiny w niemieckich mundurach, a nawet na zmizerowaną postać Adolfa Hitlera. Schrony łączy 30-metrowy tunel, który co wyżsi turyści muszą pokonać w pochyleniu. Większość bunkrów rozsiana jest w lesie, a 300 m od parkingu znajduje się schron obsługi sztabu z makietą bitwy pancernej pod Kurskiem, zrekonstruowanym wnętrzem U-Boota oraz jego blaszaną atrapą ustawioną na zewnątrz. Najwięcej emocji dostarcza jednak wejście na stalową, 38-metrową, lekko chyboczącą się wieżę widokową, skąd rozciąga się piękny widok na mazurskie lasy i jeziora. Tłumy w sezonie, zyski w kasie Za takie przeżycia trzeba płacić. Dorośli po 17 zł, bez zniżki dla seniorów, a dzieci i młodzież po 12 zł. Zwiedzanie w grupie kosztuje najmłodszych 9 zł, a dorosłych – 14 zł. Za 60 zł można wynająć przewodnika. Dochodzi do tego 5 zł za parking. Para dorosłych, którzy dotrą do Mamerek samochodem, płaci więc w sumie 39 zł. Jednak bileterka nie wydaje paragonu, co najwyżej – na życzenie – może wystawić dowód wpłaty. Brak kasy fiskalnej wzbudza podejrzenia, czy nie mamy tu do czynienia z szarą strefą, co zasugerował jeden z czytelników. Jednak jeśli dochody nie są ewidencjonowane, podatki można płacić ryczałtem. Tym bardziej że nieznana jest także liczba gości zwiedzających bunkry w Mamerkach. Jedna z pracownic obsługujących turystów mówi, że w sezonie letnim bywa tam 400-500 osób dziennie, druga, że nawet tysiąc. Taki natłok gości możliwy jest od połowy kwietnia do połowy października. Jeśli więc przemnożymy 180 dni przez tysiąc osób dziennie, otrzymujemy 180 tys. turystów w sezonie. To znacznie mniej niż szacunki, jakie dwa lata temu pojawiły się w mediach. Wtedy liczbę 300 tys. zwiedzających w ciągu sezonu podawał nadleśniczy Piotr Gawrycki z Nadleśnictwa Borki, od którego teren z bunkrami – za 132 tys. zł netto rocznie – wydzierżawiła gdańska spółka. Zestawiając cenę dzierżawy z kwotą potencjalnych przychodów za bilety, nawet tylko przy 180 tys. turystów, otrzymujemy ponad 2,5 mln zł dochodu rocznie. Szukanie dziury w całym? Tylko skąd te szacunki? Poprzedniego nadleśniczego już nie ma, zastąpił go Kazimierz Sarżyński, który na ten temat nie ma żadnych danych. Z jego informacji wynika ponadto, że Nadleśnictwo Borki wydzierżawiło tylko niewielki










