Religa – chirurg, który przełamał tabu – rozmowa z Krzysztofem Rakiem
Profesor był jak Prometeusz – bóg, który pomaga ludziom Krzysztof Rak – scenarzysta filmu „Bogowie”. Absolwent teatrologii w warszawskiej akademii teatralnej, startował jako dziennikarz telewizyjny. Scenarzysta, producent, od pięciu lat związany z firmą producencką Watchout Productions Piotra Woźniaka-Staraka, która ma na koncie m.in. film „Big Love”. Za scenariusz do filmu „Bogowie” Krzysztof Rak został nagrodzony na tegorocznym Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni. Tomasz Kot otrzymał nagrodę za pierwszoplanową rolę męską, a sam film Złote Lwy. Pan polityką się nie interesuje? – Tylko tyle, na ile każdy obywatel powinien. Mam kiepskie mniemanie o klasie politycznej, chyba – sądząc po frekwencji wyborczej – podobnie jak większość Polaków. Irytuje mnie powód, dla którego ludzie wędrują do polityki – dla wielu to przede wszystkim sposób na zarabianie pieniędzy. I może jeszcze pompowanie ego. – Jeśli ego jest trzymane na postronku, to nie najgorsza motywacja. Dla scenarzysty polityka okazuje się fascynująca, ale bardziej niż w rzeczywistości w dramatach Szekspira albo w serialu typu „House of Cards”, gdzie ambicje, emocje są skondensowane. To właśnie niechęć do polityki sprawiła, że zawęził pan czas akcji filmu „Bogowie” do dwóch lat? Uniknął pan w ten sposób czasów, gdy prof. Religa był senatorem, ministrem zdrowia w rządzie PiS, posłem. – Zamknąłem akcję w dwóch latach wyłącznie ze względów dramaturgicznych. Nie ma we mnie jakiegoś papierka lakmusowego na politykę, więc przypuszczenie, że profesor może być postrzegany jako polityk, dotarło do mnie z poślizgiem. I wtedy ucieszyłem się, że w taki sposób zrobię psikusa wielu widzom i komentatorom, którzy mogą liczyć, że pokażemy Religę polityka. Profesor trafił na czasy, kiedy kształtowała się nowa scena polityczna, z wielu partii dopiero wyłaniała się w miarę stabilna konfiguracja reprezentacji demokratycznej. Ale mój dystans do polityki nie oznacza, że nie opowiadamy w tym filmie o historii Polski parę lat po stanie wojennym, a jeszcze przed przemianami. Prof. Religa – jeśli chodzi o energię, temperament, siłę do działania, która tak wybuchła po 1989 r. – należał do ludzi, którzy byli w Polsce jaskółkami przemian. Robiliśmy film o człowieku, a nie o mechanizmach. Skąd w ogóle pomysł, żeby zrobić film o profesorze? – Inspirację znalazłem w dodatku historycznym „Wyborczej”, w artykule o pierwszej – nieudanej – transplantacji, przeprowadzonej przez zespół Jana Molla w Łodzi 16 lat przed przeszczepem udanym, którego dokonał prof. Religa. Miałem pomysł, żeby pokazać pracę obu kardiochirurgów, ale ten czas między jednym przeszczepem a drugim był zbyt odległy, poza tym pracowali w innych ośrodkach, oczywiście się znali – ich ciekawe relacje pokazujemy w filmie – ale trudno było to zapleść w sposób filmowy. Musiałem się zdecydować: albo Moll, albo Religa. Religa wygrał w przedbiegach, bo był lepszym bohaterem filmowym, ciekawszym dla mnie osobiście. Rzeczywiście fascynującym. W pewnym momencie w filmie profesor wychodzi zamyślony ze szpitala, z tyłu słyszy podjeżdżającą karetkę, głosy lekarzy. Domyśla się, co się dzieje z pacjentem, i tam, na tym podjeździe zaczyna rozcinać klatkę piersiową. Nieumytymi rękami… Tak było? – To samo zdarzyło się profesorowi nie w Zabrzu, ale parę lat wcześniej, na stażu w Stanach. Kilka razy dokonaliśmy takich zabiegów filmowych – przenieśliśmy scenę do Polski – ale to przecież fabuła, a nie dokument. Jednak rzeczywiście tak było. Profesor nie miał wtedy innego wyjścia. Po kolorze krwi i innych symptomach w kilka sekund zdiagnozował pacjenta. Chory miał dziurę w sercu, z której do worka osierdziowego wylewała się krew. Jedyną szansą było natychmiastowe otwarcie klatki piersiowej i zatkanie tej dziury czymkolwiek, dzięki czemu pacjent zdążył wjechać na salę operacyjną. Ten fragment filmu mówi o wiedzy profesora, nie o jego brawurze! Bardzo lubię tę scenę. W moim bohaterze to było cudowne… Świat był przeciwko niemu Niezwykły to bohater. Romantyk, wydawałoby się, który z motyką wyprawia się na słońce, ale twardo trzymał się rzeczywistości. Z charyzmą, ale porywczy, zwalniał ludzi jednym gestem, a kwadrans później znów kazał ich przyjmować do pracy. W dodatku lekarz, który palił jak smok i nadużywał alkoholu… – Prof. Religa zmagał się w życiu z wieloma pytaniami i sprzecznościami, ale jest też przykładem mężczyzny, który miał silną potrzebę zaistnienia w swojej branży i w świecie, pokazania, ile