Bond nie umiera nigdy

Bond nie umiera nigdy

Agent na krótkiej smyczy

A przecież taki Bond to nie przypadek. To konieczność. Producentka Barbara Broccoli (córka słynnego śp. Alberta „Cubby” Broccolego) wyciągnęła wnioski z faktu, że od kilku lat mnożą się bondopodobne filmy wyczynowe – każdy chętnie skubnie kawałek gotowego tortu. A w nich globalne spiski i ostra akcja jak w „Bondzie”, ale bohaterowie odwrotni – postarzali i niepiękni. A to „Niezniszczalni” (od ponurej maski Stallonego po straszliwą facjatę Mickeya Rourke’a), a to „Red” (pobrużdżony Bruce Willis i babcia Helen Mirren). Standardy urody twardziela wyznacza od kilku sezonów Jason Statham, który francuskim pieskiem bynajmniej nie jest. Nawet Jason Bourne (proszę zwrócić uwagę na zbieżność inicjałów) w wykonaniu Matta Damona nosi ponuro zwieszony łeb, ubiera się w second handzie, a w oczach ma nieustającą pretensję do świata. Nie ma zmiłuj – Bond musiał się dostosować. Inaczej wyglądałby jak Samuel Pickwick w dyskotece.

A jak się powiedziało A, to reszta układanki też musi się zmienić. Po staremu ustawili Bonda w parę. Z tym że podwójną. Najpierw z Monicą Bellucci (rocznik 1964), która mogłaby robić za matkę, a nawet babcię dotychczasowych „dziewczyn Bonda”. Wydawało się, że wystarczy, iż Bond miał mamusię, szefową „M” w wykonaniu Judi Dench (rocznik 1934). Ale nie! Jeszcze mu dołożyli! Bellucci jak dawne dziewczyny owija się wokół agenta jak bluszcz, choć winna już raczej myśleć o domu spokojnej starości. Generalnie samą swoją obecnością tego Bonda postarza. Choć producenci próbują to łagodzić, że figuruje w filmie jako „hołd złożony tradycji” i podobne bla, bla, bla… W kontrze do niej druga „dziewczyna Bonda”, Léa Seydoux (rocznik 1985) – zimna suka i wojująca feministka. I już widownia ma w czym wybierać.

Meksykańska fala

No i pod wpływem tego Craiga nieuchronnie przewracają się kolejne kostki domina. Weźmy alkohol. W „Spectre” Bond doprawia się wódką Belvedere (klasa super premium), produkowaną w Żyrardowie. To towar luksusowy (czterokrotna destylacja, każda butelka sprawdzana oddzielnie) jak nie przymierzając jaguar land rover, którym agent się porusza. Ale znowu – wódka jest ciężka, depresyjna. Nie ma nic z polotu dawanego przez martini, nawet niewiele z familiarności piwa Heineken, które Bond pił w „Skyfall”. Dość mocno jednak przylega do tego ponurego Craiga. Jak go w „Casino Royale” kelner zapytał, czy martini ma być wstrząśnięte, czy zmieszane, agent rzucił mu na odczepnego: „Mam to w dupie”. I gadaj tu z takim…

Warto tylko dopowiedzieć, że wódka ze swojskim widokiem warszawskiego Belwederu na butelce to kolejny polski wkład w dzieło budowania tej serii filmowej. Przypomnijmy Izabellę Scorupco jako „dziewczynę Bonda” (szkoda tylko, że grała Rosjankę) z odcinka „GoldenEye”. I ten helikopter, na burcie którego widniał jakże znajomy napis „PZL Świdnik”. I jeszcze, że jeden z głównych przeciwników Bonda, niejaki Blofeld, pochodził z „miasta Gdynia”. Cóż, kiedy ów Blofeld z niej pochodził, Gdynia nie była bynajmniej miastem. Liczyła pięć chałup i trzy rybackie kutry. Ale nie bądźmy drobiazgowi…

Zgoda, możemy tu cieniować wszystkie te innowacje ze „Spectre”, ale to robota dla detalistów. Internet od tego puchnie. Powiedzmy raczej, co wynika z faktu, że „Spectre” miał w Anglii „najlepszy box office pierwszego tygodnia” i zarobił prawie 42 mln funtów. Zostawił w pobitym polu takie dzieło jak „Harry Potter i więzień Azkabanu”. A w Stanach – jak prognozują fachowcy – film zgarnie w pierwszy tydzień nie mniej niż 80 mln dol. Jeszcze mu trochę zostanie do tego, żeby wyjść na zero, bo koszt produkcji wyniósł 300 mln dol. Ale jakoś dziwnie jesteśmy spokojni, że bardzo szybko się zwróci i zarobi drugie tyle. Zwłaszcza że „zawiera lokowanie produktu”. Konkretnie 17 produktów, oczywiście luksusowych, od astona martina po zegarki Omega. Swój interes z Bondem ubił też rząd Meksyku. Poszedł producentom na rękę na ok. 20 mln dol. Oczywiście nie za darmo. Film otwiera brawurowa sekwencja, w której Meksyk pokazany jest nadzwyczaj korzystnie – jak w reklamie dla turystów. Najśmieszniejsze jest to, że szczegóły negocjacji finansowych między producentami ekskluzywnych towarów a twórcami filmu wyciekły w trakcie afery WikiLeaks.

Tymczasem w „Spectre” Bond chroni świat właśnie przed wyciekaniem poufnych danych. Nie mógł zacząć od własnego podwórka? Śmieszniejsze może być tylko to, że agentowi przed rozpoczęciem zdjęć ukradziono kilkanaście najbardziej luksusowych samochodów przygotowanych specjalnie na plan.

Strony: 1 2 3

Wydanie: 2015, 46/2015

Kategorie: Kultura

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy