Redaktor naczelny tygodnika „Wprost” zaczął swój komentarz zdaniem: „Mówiąc wprost, właśnie tracimy Ukrainę”. Z dalszym ciągiem komentarza można by dyskutować, ale te pierwsze słowa są prawdziwe w tym znaczeniu, że wyrażają przekonanie podzielane przez dziennikarzy, polityków i dużą część opinii publicznej. Ukraina w jakiś sposób się Polsce należy, Polska nawet już ją miała, skoro właśnie ją traci. W hałaśliwej i chaotycznej dyskusji o bojkocie jednomyślnie powtarzają, że każda „nasza” strata na Ukrainie jest korzyścią Rosji, a personalnie Putina. Trzeba więc wytężyć wszystkie moce propagandowe – innych się przecież nie ma – aby przeszkodzić Rosji zająć Ukrainę. Czy Rosja chce i czy może opanować Ukrainę, jest więcej niż wątpliwe, ale dla myślowego eksperymentu załóżmy, że chce i może. Przy takim założeniu każdemu polskiemu politykowi powinna się przypomnieć dobra rada znakomitego politologa i historyka z Harvardu, Richarda Pipesa, który bodajże w tygodniku „Wprost” przestrzegał przed rywalizowaniem z Rosją o Ukrainę, bo to się może dla Polski źle skończyć. Dobrze byłoby dla Ukraińców, gdyby ich kraj znalazł się w Unii Europejskiej. Oczywiście pod warunkiem, że Unia po przyjęciu krajów bałkańskich i Ukrainy pozostałaby taka sama, jak jest obecnie. Nie wydaje się to prawdopodobne, ale nie mnóżmy wątpliwości ponad aktualną potrzebę. Obecna Unia Europejska jest świadoma swojej atrakcyjności dla Europy Wschodniej i przyjęcie Ukrainy uzależniła od spełnienia przez nią szeregu warunków wstępnych. Niełatwo je spełnić w narodzie, który nie ma innej tradycji państwowej niż radziecka. Niektóre z tych warunków w ogóle wydają się obecnie niespełnialne albo spełnialne takim kosztem, że nie wiadomo, czy skórka opłaci wyprawkę. Wydaje się, że Ukraińcy powinni inaczej spojrzeć na swoje relacje z Europą Zachodnią. Kto tu jest właściwie komu bardziej potrzebny: Zachód Ukrainie czy Ukraina Zachodowi? Co tu się ma w rzeczywistości dziać: Ukraina ma być łaskawie przyjmowana – jak mówią w Polsce – na europejskie salony czy coś całkiem innego: blok państw zachodnich ma przejąć panowanie nad Ukrainą? To drugie także może się Ukraińcom opłacić, ale przy takim geopolitycznym i strategicznym widzeniu rzeczy to oni powinni stawiać warunki wstępne Zachodowi, a nie on im. W Warszawie bardzo by się takie realistyczne postawienie sprawy nie podobało, bo Polacy, mimo całej brzydoty swojej polityki wewnętrznej – innej nie mają – nie wyobrażają sobie wobec Ukrainy innych ról niż nauczycieli demokracji i korektorów wadliwych ustaw. W prasie czytam, że z powodu złego traktowania Julii Tymoszenko Ukrainie grozi izolacja w stosunkach międzynarodowych. Za dużo rąk się wyciąga po Ukrainę, żeby jej groziła izolacja. Z powodu tej Julii powiedziano wiele nieprawdziwych rzeczy, a wiele prawdziwych nie powiedziano. Nie jest prawdą, że w państwach demokratycznych nie skazuje się polityków za działalność polityczną. Dla współczesnych Polaków największym bohaterem jest Piłsudski, a państwem dostarczającym wzorów i napełniającym dumą była II Rzeczpospolita. W tym arcypaństwie trzymano w więzieniu ministrów, posłów, dwukrotnego premiera i w reżimie tak perfidnie poniżającym, że mało który autor chce to opisać dosłownie. Obecnie w katolickiej Ameryce Łacińskiej więzienie polityków nie jest rzadkością, w Europie jest rzadkością, ale się zdarza – we Francji nie tak dawno 80-letni parokrotny były minister siedział w więzieniu za czyny niekryminalne i nikt Francji nie bojkotował; przeciw Berlusconiemu toczy się kilkadziesiąt śledztw pod rozmaitymi pretekstami z powodów politycznych, a skazanie byłego premiera na więzienie jest prawdopodobne i przez lewicę pożądane. W Polsce tylko przez przypadek wicepremier nie został uwięziony na podstawie całkowicie fałszywych zarzutów. Liberalna opozycja moskiewska grozi Putinowi więzieniem, w razie gdyby mu się noga powinęła. Demokracja nie wszędzie jest taka piękna, jak by się chciało. W sprawie skazania i uwięzienia Julii Tymoszenko zastanawiające jest tylko to, dlaczego nie wytoczono jej najpierw procesu za czyny kryminalne, których się rzeczywiście dopuściła. Jakie wyrachowanie kazało oskarżyć ją o rzekomo źle zawartą umowę gazową z Rosją? Niewykluczone, że chodziło o skojarzenie jej wizerunku z orientacją prorosyjską. W pewnej części opinii publicznej jest to okoliczność obciążająca, ale nie w oczach Niemców, jak się okazało. Sprawa przysłużyła się prezydentowi Gauckowi, który swoim bojkotem zainaugurował Realpolitik praw człowieka (nie ma już sprzeczności między tymi pojęciami), jaką zamierza prowadzić. W Polsce nie przestaje się biadać z powodu utraty
Tagi:
Bronisław Łagowski









