Buntujemy się od święta – rozmowa z prof. Krystyną Skarżyńską

Buntujemy się od święta – rozmowa z prof. Krystyną Skarżyńską

PO za bardzo wierzy, że przy pomocy mediów można czynić cuda – Jak Polacy postrzegają świat? Siedzą przed telewizorem, bo to jest ich główne źródło informacji, i zgryźliwie komentują? – Polacy specjalnie nie interesują się światem. Tak naprawdę większość z nas to ludzie, którzy chcą sobie zapewnić w miarę przyzwoite życie. Sobie i swojej rodzinie. I mieć święty spokój. A inni interesują nas wtedy, gdy nadeptują nam na odcisk, gdy mówią coś niezgodnego z tym, co myślimy. Natomiast problemy świata – to interesuje mniejszość. Jesteśmy zamknięci w gronie swoich bliskich. – To pokazują badania? – Rzadko wychodzimy z domu, aby zrobić coś dla innych z innymi. W lecie ub.r. ponad 95% Polaków deklarowało, że aktualnie nie działa w żadnej organizacji, stowarzyszeniu ani partii. W tym samym badaniu (European Value Survey) większość Polaków deklarowała, że nigdy nie weźmie udziału w nielegalnym strajku (65,2%), okupacji budynku czy zakładu pracy (65%) ani bojkocie (52%). Świat niezbyt nas interesuje. Gdy gdzieś na świecie zdarza się nieszczęście, pierwsze informacje dotyczą tego, czy byli tam Polacy. Czytamy mało książek, w telewizji oglądamy seriale lub zapasy polityków albo gwiazd show-biznesu. Przeciętna szkoła nie uczy samodzielności myślenia ani nie kształtuje umiejętności współpracy. Instytucje państwowe uczą nas konformizmu i posłuszeństwa, a większość rodzin nie potrafi i nie chce tego zmienić. Więcej Polaków (81%) pragnie, by ich dzieci były pracowite, miały dobre maniery (57%), były posłuszne (28%), niż by miały wyobraźnię (21%) i były bezinteresowne (17%). Polityka: wojna czy rokowania? – Nieźle zaczynamy: mamy niedouczone społeczeństwo mało interesujące się światem, o przyziemnych aspiracjach. A jak ono postrzega instytucje? Polityków? – Właściwie wszystkie badania, jakie są prowadzone przez 20 lat, pokazują, że polityka i politycy w Polsce są postrzegani niezwykle negatywnie. Co gorsza, negatywne postrzeganie polityków wiąże się z wycofywaniem z życia publicznego. – Dlaczego? – Ludzie personifikują politykę, w związku z tym instytucje państwa i cały system oceniane są na podstawie tego, jak zachowują się ich przedstawiciele. – Zdaje się, że polscy politycy o tym nie wiedzą… – Dlatego że w Polsce polityka jest rozumiana głównie jako walka. Demokratyczną politykę można rozumieć dwojako. Po pierwsze, jako walkę. Jako rywalizację, w której zwycięzca ma prawo robić, co chce, dopóki ma większość głosów. Inne rozumienie polityki na pierwszy plan wysuwa umiejętność osiągnięcia porozumienia. Kwintesencją takiej polityki są negocjacje, mają one doprowadzić do zmniejszenia różnic między rywalizującymi stronami. Taka polityka wymaga dyskusji, wysłuchania, szacunku, a także czasu, pracy i umiejętności. Za to polityka widziana jako walka wymaga waleczności, nieugiętości, pokazania pazurów. – Skąd to się wzięło? Czy nie jest to efekt naszego zapóźnienia cywilizacyjnego? Z reguły tak jest, że ci lepiej wykształceni, zamożniejsi preferują dialog, a ci niedouczeni – walkę. – Są różne przyczyny tego stanu rzeczy. Leżą one zarówno po stronie elit władzy, jak i po stronie nas wszystkich. I po stronie mediów. – Oto trójkąt bermudzki: władza-media-społeczeństwo. – Nasze elity są ciągle słabe. Ciągnie je w dół i brak umiejętności, i zadufanie. Po drugie – to wiemy z badań – naszych polityków cechuje egocentryzm. Oni naprawdę nie chcą rozmawiać, uważają, że tylko oni mają rację. I nie szanują innych. Po trzecie, jaka grupa pokoleniowa jest w tej chwili u władzy? To są 40-, 50-latkowie, którzy wchodzili w politykę w okresie przełomu, w okresie niezwykle silnej walki. Nie rywalizacji – ale walki, gdzie może nie walczyło się na śmierć i życie, ale o być albo nie być. Co więcej, ówczesna opozycja odniosła fantastyczny sukces w tej walce. Czasy się zmieniły, a oni dalej uważają, że przeciwnik jest wrogiem, którego trzeba wykończyć każdym sposobem. Nie ma reguł, liczy się tylko skuteczność. – Więc się wykańczają… – Ale my im na to pozwalamy! Właściwie przyjęliśmy taką strategię: mamy wolność, państwa ma być mało, bo było go za dużo, ważne jest, żebym żył coraz lepiej, żeby moja rodzina i moje dzieci też miały coraz lepiej. Więc może i pójdę na wybory, wybiorę tych, którzy w moim przekonaniu będą sensownie rządzić, a przynajmniej nie będą mi przeszkadzać. A jak przestaną mi się podobać – to za cztery lata ich nie wybiorę. Proszę spojrzeć na wyniki

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 18/2009, 2009

Kategorie: Wywiady