Clinton, król Ameryki

Clinton, król Ameryki

Nikt nie ma wątpliwości – „My Life” byłego prezydenta USA wpłynie na wynik wyborczy Busha Korespondencja z Nowego Jorku Deszcz. Parasole. Czujne oczy policjantów. Kilometrowy wąż ludzi. Czerwone opaski na nadgarstkach czekających informują „za czym kolejka ta stoi”. Wychodzi z niej Murzyn w średnim wieku i długiej szacie. Rozwija baner: „Bill, the King of US”. To „us” jest sprytną grą słów – znaczy zarazem my i Stany Zjednoczone. Wiadomo, czyim królem jest Bill. Wiadomo jaki Bill. Bill jest dziś jeden. Tłum łapie natychmiast i odpowiada owacją. Autor klęka i bije pokłony do ziemi z rękami wzniesionymi w górę. Alleluja. Rekord pierwszego dnia Postulat intronizacji pojawia się przy Frederick Douglass Boulevard na nowojorskim Harlemie. Pod numerem 2319 jest tam Hue-Man Bookstore, nienależąca do żadnej sieci księgarnia. Dwa bloki obok, przy West 125 Street pod numerem 55, biuro Billa Clintona. Po odejściu z Białego Domu zbulwersował konserwatywną opinię takim wyborem adresu, za to Afroamerykanów wprawił w euforię. Harlem go kocha, a on odwzajemnia uczucie zaangażowaniem w różne akcje mające podnieść standard życiowy tej dzielnicy, ściągnąć tu biznes, poprawić stan bezpieczeństwa. Nikogo zatem nie dziwi miejsce promocji. Tłum czeka cierpliwe, aby wejść do księgarni i dać „Królowi” do podpisu książkę. Clinton to także król równowagi. Wcześniej podpisywał „My Life” w słynnej księgarni słynnej sieci Barnes & Noble przy słynnej Fifth Avenue w słynnym Rockefeller Center. Dzieli akcenty wytrawnie. Rewir zadowolonego blichtru i prestiżu. Getto poczucia niższości i krzywdy. Krem i sól nowojorskiej ziemi. Tej – ziemi. Melanie Boelinger, rzeczniczka eksprezydenta i artystka public relations w skali światowej, sprawnie czuwa nad wszystkim. Ile książek podpisał Bill w Barnes & Noble? 2217. Ile w Hue-Man? 2100. Miało być po równo, ale okazuje się, że w odróżnieniu od Harlemu w Rockefeller Center było więcej kombinatorów. Wolno było przynieść jeden egzemplarz „Życia”, tymczasem taki jeden z drugim prezes czy członek rady wyciąga drugi spod marynarki i prosi o podpis. Na bezczelnego. Tak powstała superata. Następnego dnia, we środę 23 czerwca br., Clinton zrobił następny gest poprawności politycznej. Podpisywał w księgarni sieci Borders, głównego rywala Barnes & Noble, z którym kontrolują wespół jedną trzecią rynku księgarskiego USA. Lokalizacja – numer 100 na Broadwayu, tuż za rogiem Wall Street i gmachu giełdy. Malowniczo przez cztery przecznice wił się w porze lunchu czytelniczy wąż z wyraźną dominacją okolicznego brokerstwa. To był gest Clintona wobec innego wyznacznika nowojorskiej rzeczywistości – pieniądza i jego czeladzi, która zabrała ze sobą 1500 podpisanych egzemplarzy. „Moje życie” pobiło amerykański rekord sprzedaży pierwszego dnia. W ręce czytelników trafiło prawie 411 tys. egzemplarzy z półtoramilionowego pierwszego rzutu. W kategorii literatury faktu jeszcze nie było takiego rezultatu. Generalnie lepszy od Billa Clintona wynik osiągnął tylko Harry Potter. Kiedy podano to wiadomości, David Letterman w swoim niezwykle popularnym talk show powiedział, że nic dziwnego, bo obie książki są o tym samym – o chłopcu i jego… magicznej pałeczce. Ameryka tarzała się ze śmiechu. Do dziś zresztą temat jest inspiracją coraz to nowych kawałów o różnicach między pałeczkami Pottera i Clintona z Moniką Lewinsky w tle. Premiera „My Life” jest godna symbolu i logo wydawcy, Alfreda A. Knopfa. Dziś wydawnictwo Knopfa jest flagowym okrętem Random House, który z kolei wchodzi w skład międzynarodowego koncernu medialnego Bertelsmanna. Wizytówkami Knopfa są nazwiska m.in. Alberta Camusa, Franza Kafki, Zygmunta Freuda, Tomasza Manna, Gabriela Garcii Marqueza, Toni Morrison, Elie Wiesela. 21 autorów Knopfa otrzymało literackie Nagrody Nobla, a 49 Pulitzery. Od 1968 r. kierowanie wydawnictwem przejął Robert Gotlieb, a w 1987 r. Sonny Mehta. To ten ostatni namówił Billa Clintona, aby ze swymi wspomnieniami nie szedł, jak Hillary, do odwiecznego konkurenta – domu wydawniczego Simon & Shuster. Argumentem była zaliczka w wysokości 10 mln dol. na poczet przyszłych zysków. Pierwsza dama za swoją „Living history” dostała u konkurencji „tylko” 8 mln. Dotąd sprzedano

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2004, 27/2004

Kategorie: Świat