Coś przed Egiptem

WIECZORY Z PATARAFKĄ  Jest parę dziedzin New Age, które nie wywołują we mnie entuzjazmu, ale śmiech albo ziewanie. Do nich w sposób szczególny należy „piramidologia”, zwłaszcza tzw. kod piramid, mający rzekomo przepowiadać naszą przyszłość. To samo myślę zresztą o „kodzie biblijnym”. Ale niewątpliwie zasługą New Age jest konstatacja, że i piramidy, i w ogóle cywilizacja staroegipska kryją w sobie jakieś tajemnice. Ukazała się właśnie książka, która walczy na dwa fronty. Z jednej strony, kpi sobie z „piramidiotów”, z drugiej, nie przestrzega też ustaleń i dogmatów tradycyjnych egiptologów. To Alana F. Alforda „Zagadka dwunastej planety. Kosmiczni bogowie starożytnego Egiptu”. Książka jest po prawdzie mocno nużąca, bo zajmuje się analizą egipskiej mitologii, „Tekstów piramid”, a tym samym i egipskiego pisma – hieroglifów. Pewnie dla znawcy hieroglifów byłoby to pasjonujące, zwyczajny czytelnik musi przyjmować wszystko na wiarę. Otóż Alford nie zgadza się z tradycyjną egiptologią, że ośrodkiem egipskiego kultu było Słońce, ale zakłada, że taką rolę pełniła eksplozja planety czy nawet dwóch planet, oczywiście w bardzo odległej przeszłości. Usiłuje tego dowieść, rozważając symbolikę poszczególnych bogów – a jest ich bardzo wielu. Zaś sama symbolika mętna i wieloraka, właściwie nawet dość dowolna. Cóż, symbolika religijna może być taka czy owaka, mogą ją inspirować zjawiska kosmiczne albo atmosferyczne lub też geologiczne z biologicznymi na zmianę, to dość obojętne. Natomiast sama potrzeba Absolutu wynika z wiedzy o naszej własnej śmiertelności, z potrzeby dialogu, z naszych nieudolnych dążeń do doskonałości, wiedzy, dobra czy po prostu dalszego istnienia. Znacznie bardziej interesujące wydają się inne wnioski Alforda. Jego punktem wyjścia był Zacharia Sitchin zapłodniony chyba przez Dänikena, ale o wiele od niego mądrzejszy. Sitchin wierzy w przybycie kosmitów, Alford jednak na podstawie niemal tych samych źródeł uważa, że punktem wyjścia były jakieś kosmiczne katastrofy. Przy okazji dowodzi, że cała geografia Egiptu ma charakter kosmiczny – to zresztą nie jest nowa teza, bo – wedle Bauvala – piramidy w Gizie są plastyczną mapą trzech gwiazd pasa gwiazdozbioru Orion. A ostatnie dziesięciolecia przyniosły o wiele więcej takich prób w różnych stronach świata, prób, powiedzmy, całkiem udanych. Z tego wszystkiego wynika także, że Wielka Piramida, Sfinks i parę innych budowli pochodzą z o wiele wcześniejszych czasów, niż dotąd przypuszczano. Rzekomym ich budowniczym miał być faraon Cheops, czyli Chufu, pięć tysięcy lat temu, tymczasem zgromadzone w ostatnich czasach dowody dodają im kolejne tysiące lat. Mnie te dowody „rewizjonistów” raczej przekonały, ale ja przecież nie jestem specjalistą. Kolejnym wnioskiem Alforda są bliskie związki między Sumerami a najstarszymi Egipcjanami. I znów byłoby raczej dziwne, gdyby takie związki nie istniały, ale jaka była ich bliskość – możemy się tylko domyślać. Wniosek ogólny z tego wszystkiego taki, że ludzkość jest o wiele starsza, niż nam się wydaje, tyle że wszystko przepadło w niepamięci. To tylko kolejna faza rozumu, która zaczęła się wielkim topieniem lodów, a co za tym idzie potopem 11 tys. lat ante Christum natum. Mogły być i wcześniejsze, ale widocznie okazały się słabsze od katastrof, kryzysów i nieszczęść, które je zniweczyły. Czy nic po nich nie zostało, jeszcze nie wiemy. Jeszcze, bo coś może być zapisane w naszym kodzie genetycznym, w naszych językach, pismach, obyczajach i naturze. Czy rzeczywiście zachowały się tylko świadectwa naszej drogi od zwierzęcia, czy może jednak ostało się coś z późniejszej historii, z etapów, które umknęły naszej pamięci? Alford uważa, że bądź co bądź nie osiągnęliśmy nigdy przedtem fazy kosmicznej, skoro na orbicie ziemskiej brak „kosmicznego śmietnika”. To żaden dowód, orbita jest tysiące razy większa niż powierzchnia Ziemi, a zresztą „śmiecie” mogły już dawno temu pospadać. Przyznam jednak, że nie bardzo wierzę w jakąś istniejącą w przeszłości cywilizację technologiczną, po której miałyby zostać tylko świadectwa z kamiennych kolosów. Chyba że rację ma Maciej Kuczyński i droga od magii do wiedzy była krótsza, niż sądzimy. Alford bardzo by się pogniewał na podobną supozycję. Ale świat jest bardzo, bardzo dziwny… Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 40/2001

Kategorie: Felietony