Czyny chwalebne i haniebne

Czyny chwalebne i haniebne

22.09.2020 Gdansk. Muzeum II Wojny Swiatowej. N/z plakaty propagandowe nazistow i czerwonoarmistow.Fot. Piotr Kamionka/REPORTER

Poprawianie swojego samopoczucia przez to, że praprzodkowie zwyciężyli pod Wiedniem, jest śmieszne Żyjemy w czasach, w których oficjalna historia służy propagandzie rządzących i radykalnej prawicy. Jest instrumentem w walce już nie tylko z opozycją, ale i PRAWDĄ. Jednostronną narracją narzucaną w mediach, w szkołach, w podręcznikach. Takie działania muszą rodzić bunt. I pytanie: co dalej? Tygodnik „Przegląd” oraz miesięcznik „Kraków”, którym kieruje red. Witold Bereś, zainicjowały debatę „Polska po złych czasach”. Rozpoczynamy ją fundamentalnym pytaniem „Jakiej historii Polska potrzebuje?”. Pytaniem, w którym zawierają się pytania bardziej szczegółowe: • Jak mówić o historii i jak jej uczyć? • Jakie są główne osie sporu o historię i niewygodne tematy? • Dlaczego władza wykorzystuje historię do rozgrywek politycznych? • Jak opisywać przeszłość, tę przed wiekami i tę najnowszą, szczególnie okres międzywojenny, lata wojny i Polski Ludowej? • Jak powstrzymać mitologię „żołnierzy wyklętych” i fałszowanie historii? • Co dalej z IPN i jego „polityką historyczną”? • Czy historię pozostawić tylko historykom? • Czy okres III RP podlega już obiektywnej ocenie? Do udziału w debacie zaprosiliśmy wielu wybitnych badaczy przeszłości, ludzi z niemałym dorobkiem naukowym. Otwiera ją prof. Marcin Kula, którego za swojego mistrza uważa już kilkunastu historyków z tytułem profesora. Choć w debacie na łamach „Przeglądu” i „Krakowa” wezmą udział historycy i publicyści, to nie chcemy ograniczać się tylko do tego grona. Oddajemy głos również naszym Czytelnikom, dla których historia nie jest synonimem „polityki historycznej”. „»Tatusiu, wytłumacz mi wreszcie, do czego służy historia?«. Takie pytanie zadał przed kilku laty swemu ojcu-historykowi młody, bardzo mi bliski chłopiec”. Od tego zdania zaczął swoją najbardziej znaną książkę klasyk współczesnej historiografii francuskiej, Marc Bloch1. Owej książki, pisanej, gdy się ukrywał, nie dokończył, złapany przez hitlerowców. Celowo używam tu terminu „hitlerowców”, a nie Niemców – choć przypuszczam, że sam Bloch mówił wtedy o „Niemcach”. Nie będę jednak zrzucał odpowiedzialności na narody, jak chce tego obecna władza – skądinąd protestująca przeciw obciążaniu Polaków uogólnionymi winami. Kontynuujmy więc Blocha próbę odpowiedzi. Zacznijmy od tego, do czego w moim przekonaniu twórczość historyków i nauczanie naszego przedmiotu nie muszą, a często nawet nie powinny, służyć. Otóż historia nie musi być więźbą narodu. Oczywiście, nieraz bywała i bywa taką. Bitwa pod Grunwaldem jest symbolem dla Polaków – podczas gdy najpewniej niewielu mieszkańców – powiedzmy – Oceanii o niej słyszało. Zostawmy na boku wszystkie możliwe rozwinięcia tej, zdawałoby się banalnej, obserwacji – jak pytanie, kto kiedy definiował się jako Polak i kto, kiedy i przez kogo był za takiego uważany. Odsuńmy także pytanie o to, czy zsymbolizowany obraz bitwy nie jest ahistoryczny, oraz o to, czy nie warto by chociaż po cichu czasem wspomnieć, że była to bitwa między miłującymi się chrześcijanami. W rozpatrywanym kontekście ważniejsze jest to, że są kraje i narody, które nie kultywują swojej historii w istotny sposób – i nie rozpadają się (rozróżnienie na kraje i narody wprowadziłem tu celowo, bowiem, o czym też warto pamiętać, państwa jednonarodowe są dziś w mniejszości). Gwarantuję, że większość amerykańskich żołnierzy, którzy brali udział w II wojnie światowej, nie miała pojęcia o historii USA, zaś indiańscy szyfranci, którzy odegrali w niej dużą rolę, czyniąc amerykańskie depesze nie do złamania, mogli mieć nawet pretensję do białej Ameryki. Afroamerykanie podobnie. Historia bez mitów Historia nie musi też służyć narodowemu dowartościowaniu się. Pokazywanie narodu jako wyraźnie zdefiniowanego w swoim kształcie, jako przodującego, wspaniałego, szlachetnego i czystego, zdradza głębokie kompleksy, nieraz zadawnione. Może obnażać przerośnięte ambicje i poczucie faktycznej peryferyjności. Mit „przedmurza” funkcjonuje w wielu krajach. Nawet przodownictwo w używaniu widelca pojawiało się też w serbskiej narracji narodowościowej (u schyłku XIX w.). Poprawianie swojego samopoczucia przez to, że praprzodkowie zwyciężyli pod Wiedniem, jest śmieszne, lepiej byłoby być zadowolonym z paru dokonań dzisiejszych – zamiast niszczenia pamięci o nich w ramach walki politycznej. Historia nie może służyć tworzeniu narodowych mitów, a zwłaszcza być świadomie wykorzystywana w takim kierunku przez tendencje populistyczne. Obecnie często propaguje się bohatersko-martyrologiczną wizję dziejów narodu polskiego. Jasne, że było w niej dużo bohaterstwa i dużo cierpienia. Każdy naród

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2021, 52/2021

Kategorie: Historia