Andrzej Duda nie jest moim prezydentem. Jest kimś, kto świadomie, celowo wyklucza z życia publicznego i pozbawia należnego szacunku miliony moich rodaków. Słowa, jakimi opisuje historię Polski do 1989 r., są litanią kłamstw, fałszerstw i pomówień. Sposób, w jaki potraktował Trybunał Konstytucyjny, powinien go zaprowadzić przed Trybunał Stanu. Może jednak czuć się bezkarny, bo ta instytucja jest tworem martwym. Atrapą. Na razie – bo suweren, na którego nieustannie, choć tylko retorycznie, powołują się rządzący, jest chyba coraz bardziej wkurzony. Duda wydaje się więc coraz bliższy rozliczenia za pozorowanie pracy. I za coś znacznie gorszego. Za niszczenie podstaw państwa prawa. Żyjemy w czasach, gdy najprymitywniejsze kłamstwa nazywa się postprawdą. Widzimy przecież polityków, którzy w żywe oczy kłamią. Produktem takiej postprawdy jest też nasz Machiavelli z Krakowa. Nie ma tu miejsca na wyliczankę popisów patriotycznych uniesień Dudy przy okazji świąt państwowych. Zamiast głębszych treści i faktów serwuje nam napuszone miny. I frazesy. Brak osiągnięć sprawia, że otoczenie prezydenta koło ratunkowe widzi w przytuleniu się do obchodów 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości. Stąd inicjatywa w sprawie referendum konstytucyjnego w 2018 r. Chyba Duda zapomniał spojrzeć w lustro. Bo kogo by tam zobaczył? Człowieka, który chce debaty nad tą konstytucją, której sam nie szanuje? Człowieka, który z racji funkcji ma być strażnikiem konstytucji, ale jest jej grabarzem. Andrzej Duda nie ma moralnego prawa powoływać się na tradycję z 1918 r., bo jego postępowanie jest zaprzeczeniem ówczesnej filozofii budowania niepodległego państwa. Duda głęboko dzieli polskie społeczeństwo. Jątrzy. Eliminuje Polaków zgodnie z własnym widzimisię i doraźnym interesem swojego obozu politycznego. Z żołnierzy, którzy wyzwalali Polskę, zrobił nowych okupantów… A nominat obecnej władzy z kierownictwa IPN nazwał ich bandytami. Reakcji Dudy oczywiście nie było. Referendum konstytucyjne ma być wielkim krokiem do zdobycia pełnej władzy przez PiS. Ale zdobycie jej tą drogą jest mrzonką. Gdyby do referendum rzeczywiście doszło, obszarem konfrontacji wcale nie będzie konstytucja. Będzie to plebiscyt: za czy przeciw PiS? Wynik chyba jest już oczywisty. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint