Duma i rozrzewnienie

Mamy upalne lato, dzieci wyjechały na wakacje, a minister Giertych przez dwa miesiące nie będzie ich uczył patriotyzmu. Jest to oczywiście tylko częściowa prawda, bo im bardziej jesteśmy wolni i niepodlegli, tym mniej dzieci naprawdę wyjeżdża gdziekolwiek, piekąc się w miastach, w mieszkaniach i na podwórkach. Ale dlatego właśnie nasze dzieci potrzebują znacznie więcej patriotyzmu, aby zrozumieć, że na tym polega ich wyższość nad innymi, zagranicznymi dziećmi, które bawią się na plażach, pływają w basenach czy chodzą po górach i lasach, że my za to mamy niezłomnego ducha, nieustanną gotowość do najwyższych ofiar i rozpiera nas duma z bitwy pod Kircholmem. Pomysł uczenia patriotyzmu w szkołach i przedszkolach jest pomysłem idiotycznym. Patriotyzm jest uczuciem, które w normalnych krajach przychodzi samo. Sprzyja mu przeczytanie paru książek w ojczystym języku, obejrzenie paru krajobrazów w okolicy, polubienie paru osób z sąsiedztwa i – co ogromnie ważne – zjedzenie kilku dań, których nikt nie potrafi przyrządzić lepiej niż we własnym kraju. Stosunkowo natomiast mniejszą rolę w budzeniu patriotyzmu ma dawna chwała praojców, najgorszym zaś sposobem na patriotyzm jest straszenie bohaterami i symbolami – hymnem, godłem, rodłem – co zamienia się rychło w tromtadrację, której wyszydzaniu poświęcona jest spora część polskiej literatury, czemu zawdzięczamy

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2006, 28/2006

Kategorie: Felietony