Drugi raz fabryka z Solca Kujawskiego próbuje zawojować Polskę ekologicznymi autobusami. Po pierwszym… ogłosiła upadłość Autobusy Solbusa z Solca Kujawskiego jeżdżą po Trójmieście, Jaworznie, Puławach, Nowym Sączu, Zawierciu i Białej Podlaskiej, a najwięcej jest ich w Warszawie. Ale te najważniejsze, pierwsze w Polsce zasilane skroplonym gazem ziemnym, od niedawna kursują po Olsztynie. Czy tym razem zadziała ekologiczny wytrych do autobusowego rynku? Gdy pytam w Solcu Kujawskim o ul. Powstańców, ludzie bezradnie rozkładają ręce albo kierują gdzieś na obrzeża 16-tysięcznego miasteczka między Bydgoszczą a Toruniem. Ale gdy pada nazwa Solbus, wszystko jest jasne: – To ta wielka hala, niedaleko dworca PKP. Zaraz za sklepem Biedronki. Ogromna hala, okazała wieża z czerwonej cegły, biurowiec i inne zabudowania przypominają, że Solbus powstał na bazie największych w Polsce zakładów naprawczych ciężkiego sprzętu transportowego, czyli Kujawskich Zakładów Napraw Samochodów, popularnych Kazorów. – Naprawialiśmy stary, ziły, kamazy, po 1989 r. także autobusy, głównie ikarusy. Był czas, gdy zakłady zatrudniały nawet 900 ludzi – wspomina 71-letni Henryk Redecki pracujący tu od 1964 r., w tym przez ponad 30 lat jako spawacz. Pracować w Kazorach to było coś! W Solcu tylko Zremb był większy. Śliżakowie z Podkarpacia Dzisiaj fabryka autobusów Solbus zatrudnia ok. 150 osób. A i tak jest jednym z największych tutejszych zakładów. Zaraz po Drobeksie i Solbecie. Powstała w 2003 r. po ogłoszeniu upadłości KZNS (od 2001 r. przekształconych w spółkę pracowniczą) i wykupieniu majątku przez firmę leasingową Blue Line kierowaną przez Antoniego Śliżaka z Rzeszowa. Teraz to prywatna firma rodzinna. Prezesem jest syn Antoniego, Jakub, dyrektorem ds. marketingu i eksportu drugi syn, Michał. – A tata? – Ciągle trwa proces przekazywania władzy – tłumaczy Michał Śliżak. – Czy to oznacza dwuwładzę w Solbusie? – pytam prezesa. – Nie ma żadnej dwuwładzy. Zdanie decydujące ma zawsze senior rodu – nie pozostawia wątpliwości Jakub Śliżak. Antoni Śliżak, choć z dyplomem inżynierskim, swojego miejsca w biznesie najpierw szukał w krawiectwie i hurtowym handlu farbami (sklepy i hurtownie Multifarb). Transportem zainteresował się przypadkowo, gdy Autosan, już wtedy mający problemy z płynnością finansową, za farby zamiast gotówką zapłacił autobusem. – Tata chciał go sprzedać – wspomina początki firmy Michał Śliżak – i zorientował się, że na sprzedaży autobusów można zarobić. Tak stał się dilerem Autosanu, a potem narodziła się firma Blue Line specjalizująca się w leasingowaniu autobusów. W końcu wszedł w usługi przewozowe jako współwłaściciel kilku przedsiębiorstw PKS. Kupując upadłe Kazory, nabył prawo do produkcji autobusu międzymiastowego Solbus C na licencji czeskiej firmy SOR Libchavy. Ale już od 2004 r. w konstruktorskich biurach Solbusa zaczęły powstawać własne modele: miejskie Solbus Solcity, międzymiastowe i turystyczne Solbus Soltour oraz międzymiastowe Solbus Solway. Zanikający rynek Gdy w Polsce rocznie sprzedawało się ok. 200-300 autobusów międzymiastowych, Solbus królujący w tym segmencie z Autosanem sprzedawał ok. 100 i nie narzekał. Kłopoty zaczęły się siedem-osiem lat temu, gdy rynek autobusów międzymiastowych zaczął się kurczyć. Z trzech powodów. Pierwszy – w Polsce rodzi się mało dzieci, a to oznacza w krótkim czasie mniejszy popyt na usługi przewoźników, bo z autobusów korzystają przede wszystkim dzieci i młodzież szkolna. Drugi – konkurencja w komunikacji międzymiastowej, czyli duzi przewoźnicy kontra mali busiarze, przy czym wygrywają ci ostatni. Trzecim jest całkowite otwarcie Polski na używane autobusy z Europy Zachodniej (głównie niemieckie), które szybko zalały kraj, hamując popyt na nowe, polskie. – Że można inaczej wchodzić do Europy, pokazali choćby nasi południowi sąsiedzi. Dzisiaj w dziewięciomilionowych Czechach sprzedaje się rocznie ok. 400 autobusów międzymiastowych. W Polsce 50 – komentuje cierpko Michał Śliżak. Tajemnicze LNG Wobec zapaści na rynku autobusów międzymiastowych Solbus przerzucił się na produkcję miejskich. Najpierw zaproponował model pośredni – z przednim wejściem niskim i tylnym, w którym trzeba się wspinać po trzech stopniach, tańszy w zakupie i w eksploatacji. A wkrótce – pierwszy niskopodłogowy Solbus Solcity. Ale nie było łatwo, bo rynek jest niewielki i bardzo zatłoczony. Michał Śliżak: – Nowe, duże zamówienia dostają ci,









