Euro 2012 i chwast

KALENDARZ POŚCIGU ZA UKŁADEM 

Minęło 676 dni od rozpoczęcia pościgu za układem! 

a „UKŁADU” ANI ŚLADU, zaś o nowym GADU, GADU!

Nie jestem kibicem ani piłki nożnej, ani czegokolwiek w sporcie. Owszem, cieszy mnie, kiedy polscy sportowcy odnoszą zwycięstwa. Od czasu do czasu oglądam zawody z czołówek mediów, ale nie popadam w rozpacz, kiedy nasi przegrywają. I nie skakałem z radości, kiedy Polsce i Ukrainie przyznano organizację Euro2012. A ten narodowy, czy może dokładniej medialny, wybuch entuzjazmu i murowanej pewności, jak to dzięki decyzji UEFA w pięć lat zbudujemy drugą Polskę, oplecioną autostradami, hotelami, nowoczesnymi stadionami i kolejami szybkobieżnymi, na przemian mnie irytował i rozśmieszał. Przypomniało mi się powiedzenie wybitnego ekonomisty Michała Kaleckiego, że w narodzie i jego elitach „nie ma daru do umiaru”. A jako przykład, choć z innej dziedziny, ale pasujący do decyzji UEFA przypomniało mi się, jak to w roku 1981, w szczycie katastrofy gospodarczej, trysnęła pięknie, z wielką siłą czyściutka ropa naftowa w Karlinie. Boże, jakiż był entuzjazm! Wszystkie problemy wydawały się rozwiązane, a Polska jawiła się jako Kuwejt. Lecz to był roponośny bąbelek! Radość bez umiaru, wywołana przez złudzenie zamieniła się w rozczarowanie.
Nieumiarkowana radość po decyzji o Euro2012 powstała nie ze złudzenia, lecz z czegoś realnego, ale też może się zamienić w rozczarowanie i w o wiele większy kac narodowy niż ten po Karlinie. Do mistrzostw jest niecałe pięć lat, a przecież wszystko, co jest potrzebne, by mogły się odbyć, musi być zapięte na ostatni guzik sporo wcześniej, przynajmniej pół roku. Zrobienie tego wszystkiego w cztery i pół roku to prawie kwadratura koła. Nie jestem pewien, czy dałoby się ją rozwiązać w warunkach najbardziej sprzyjających. Niewykluczone więc, że już jesteśmy autorami klęski prestiżowej, tylko jeszcze tego nie wiemy. Może więc lepiej byłoby od razu się z imprezy wycofać, ale to jest niemożliwe, bo musimy się zgrać do końca, by potem ogłosić zwycięstwo moralne. Trochę żartuję, ale nie do końca.
Być może jednak jest fizyczna możliwość zbudowania tego wszystkiego i przygotowania mistrzostw do roku 2012. Ale do tego istnieć musi jeszcze możliwość polityczna i jeśli tak można powiedzieć – „atmosferyczna”, a z tymi jest tak źle, jak tylko można sobie wyobrazić. Tak wielkie przedsięwzięcie wymaga mobilizacji właściwie całego kraju, wymaga klimatu zgody, skupienia się właśnie na tym. Tymczasem nigdy od roku 1989 nie było w Polsce tak mało zgody, a tak wiele pokłócenia, tak mało życzliwości, a tak wiele agresji jak dzisiaj. Teraz to już spirala, a głównym winowajcą jest dzisiejsza władza i jej czołowi przedstawiciele. Żadna ekipa od roku 1989, z wyjątkiem właśnie obecnej nie uczyniła stylu rządzenia państwem z nieustannego ujadania na niezliczonych wrogów, z ignorowania opozycji i jej opluwania, z zastraszania sojuszników, z gwałcenia konstytucji, z podkopywania instytucji demokratycznych, z posługiwania się służbami i prokuratorami do celów politycznych, a nawet z wywalania łomami drzwi przez komanda w kominiarkach. A dziś ta destrukcyjna ekipa, która po dwóch latach niewiele naprawiła, za to wiele zepsuła, znajduje się w głębokim kryzysie. I ona zorganizuje Euro 2012? W takim stanie, w jakim jest? W takiej zatrutej atmosferze, którą wywołała? Przy takiej niepewności wszystkich struktur administracyjnych zależnych od widzimisię tych na górze? Kto odważy się podejmować ryzykowne decyzje? Kto będzie chciał za „nich” nadstawiać karku? Kto będzie chciał „im” pomóc, mając w pamięci wszystkie słowa, które padły, i czyny, które się dokonały? Euro 2012 na polu zasianym przez chwast zwany IV RP? Niewyobrażalne.

*
Kiedy w czwartek patrzyłem na Donalda Tuska opowiadającego z poczuciem dobrze wykonanej misji o jego rozmowie z prezydentem, to przed oczami miałem premiera Wielkiej Brytanii, Neville’a Chamberleina wymachującego papierkiem z podpisem kanclerza Niemiec. Tusk nie miał nawet papierka. Od razu, najmocniej jak można, zastrzegam, że poza odczuciem obrazkowym nie dopatruję się ani nie sugeruję w stopniu najmniejszym jakiegokolwiek podobieństwa sytuacji i postaci. Te obrazki łączy jedno tylko skojarzenie słowne, a mianowicie „ufność”.
Otóż ja jestem nieufny Walduś i w zgodnej z Tuskiem wypowiedzi pana prezydenta, oby żył długo i w dobrym zdrowiu (najlepiej prywatnie), nie widzę niczego, co by samo w sobie przybliżało wcześniejsze wybory choćby o krok. Nieuchronność wyborów jesiennych widziana w sierpniu może przestać być nieuchronnością we wrześniu. Najprawdopodobniej PiS do wyborów będzie się gotowało, ale główne natarcie do końca wakacji sejmowych skierowane będzie na przywrócenie większości sejmowej z kierowniczą rolą Jarosława Kaczyńskiego, czyli na uniknięcie wcześniejszych wyborów.
Moim zdaniem, Donald Tusk mimo woli dopomógł w tym Kaczyńskiemu, bo dając prezydentowi okazję do wspólnego, choć zupełnie niewiążącego – nawet nie powiedzieli tego razem dziennikarzom – zadeklarowania nieuchronności wyborów, wziął udział w zmiękczaniu posłów partii przystawkowych przestraszonych wcześniejszymi wyborami i zapewne bardziej utwierdzonych we własnym strachu po wspólnej, lecz oddzielnej deklaracji prezydent-Tusk. A wybory wcześniejsze będą albo ich nie będzie.


„Jestem lumpen-liberałem aspirującym do łże-elit, tkwiącym w układzie i uprawiającym quasi-terror. Mój dziadek zakładał KPP i służył w Wehrmachcie, a prababcia była funkcjonariuszką carskiej Ochrany”.
(z internetu)

Wydanie: 2007, 33/2007

Kategorie: Blog

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy