Afera Iran-contras pokazała, jak Ameryka destabilizowała legalnie wybrane rządy i sprzedawała broń swoim wrogom Panie Waite, mam nadzieję, że szczegóły tej sprawy nigdy nie ujrzą światła dziennego – tymi słowami Oliver North, podpułkownik Korpusu Piechoty Morskiej armii Stanów Zjednoczonych, zakończył jedną z kilku rozmów, jakie w połowie lat 80. XX w. przeprowadził z Brytyjczykiem Terrym Waite’em, będącym oficjalnym przedstawicielem biskupa Canterbury. – Proszę być spokojnym, nasza umowa na pewno nie zakończy się drugim Watergate – Waite uśmiechnął się i wyciągnął rękę na pożegnanie. Żaden z mężczyzn nie spodziewał się, że największa afera czasów prezydentury Ronalda Reagana spowoduje małe trzęsienie ziemi w Waszyngtonie. Afera Iran-contras nie doprowadziła do upadku 40. prezydenta Stanów Zjednoczonych, ale pokazała fałszywe oblicze najwyższych władz państwowych, które dla łatwego i pewnego zarobku nie cofną się przed niczym. Nawet przed wsparciem wroga. W 1984 r. w Teheranie proirańscy szyici porwali obywatela Stanów Zjednoczonych Davida Jacobsena. Był on więziony aż półtora roku. Został zwolniony 2 listopada 1986 r. dzięki interwencji Brytyjczyka Terry’ego Waite’a. Tyle szczęścia co Jacobsen nie miał William Buckley, szef bejruckiej placówki CIA. Porwany, a następnie przetrzymywany ponad rok przez terrorystów z Islamskiego Dżihadu, Buckley został zamordowany na początku października 1985 r. Już wtedy Amerykanie próbowali wykupić swojego człowieka jednorazową kwotą pieniędzy i propozycją sprzedaży uzbrojenia Iranowi. W przypadku Jacobsena Biały Dom przyznał, że cała akcja była zorganizowana przez Brytyjczyków, którzy wykorzystali swoje kanały dyplomatyczne i dzięki temu Amerykanin cały i zdrowy wrócił do domu. Jak później się okazało, był to stek bzdur. Media w Bejrucie od samego początku utrzymywały, że akcję koordynował ppłk Oliver North, członek Narodowej Rady Bezpieczeństwa. Jak relacjonował jeden z tajnych informatorów bejruckich mediów, „North pociągał za wszystkie sznurki, a Waite był jedynie pionkiem w tej wymyślnej grze”. Broń dla Iranu, wsparcie dla Husajna Był to początek międzynarodowej afery, która z biegiem czasu otrzymała wymowną nazwę: Irangate. Pod koniec listopada 1986 r. prezydent Ronald Reagan przyznał, że w czasie kiedy Jacobsen i Buckley znajdowali się w rękach proirańskich szyitów, amerykańscy dyplomaci robili wiele, aby uwolnić Amerykanów porwanych w Bejrucie. Podstawą tajnego porozumienia Waszyngtonu i Teheranu była umowa o dostarczeniu przez Amerykanów niewielkiej ilości sprzętu wojskowego, którego Irańczycy potrzebowali do prowadzenia wojny z Irakiem. Sytuacja była o tyle zaskakująca, że Stany Zjednoczone udzielały wsparcia reżimowi Saddama Husajna, ponieważ zależało im, aby to dyktator z Tikritu triumfował w wojnie iracko-irańskiej (1980-1988). Miała to być zemsta za nieudaną akcję uwolnienia zakładników z amerykańskiej ambasady w Teheranie w 1980 r. Saddam Husajn był zapewniany o wsparciu i pomocy przez samego wiceprezydenta George’a H. Busha (seniora). Kiedy wraz z końcem zimnej wojny sytuacja geopolityczna na Bliskim Wschodzie uległa zmianie, ten sam Bush, już jako prezydent Stanów Zjednoczonych, skrzyknął międzynarodową koalicję, która ruszyła w rejon Zatoki Perskiej i rozbiła irackie siły dążące do opanowania Kuwejtu. Husajn z dnia na dzień z przyjaciela stał się zaciekłym wrogiem Białego Domu. Jednak to nie postawa Busha seniora ani operacja Pustynna Burza doprowadziły do upadku Husajna. Dopiero młodszy z Bushów, George Walker, zasiadając w Białym Domu, ostatecznie pozbył się Husajna w 2003 r., uderzając na Irak w związku z rzekomymi oskarżeniami o posiadanie przez Bagdad broni masowego rażenia. Contras, Waite i Komisja Towera Wracając do Irangate i Reagana, umowa z Iranem przyniosła Amerykanom poważny zastrzyk gotówki. Pieniądze, które Irańczycy zapłacili za amerykański sprzęt wojskowy, zostały przeznaczone na wsparcie terrorystycznego ugrupowania kontrrewolucyjnego contras w ogarniętej chaosem Nikaragui. Irangate zaczęła zataczać coraz szersze kręgi. Do dymisji podali się adm. John Poindexter, doradca prezydenta do spraw bezpieczeństwa, oraz Oliver North. Sam Reagan zasłaniał się faktem, że nie został w pełni poinformowany o szczegółach umowy z Iranem. Prezydent zlecił przeprowadzenie kontroli mającej wyjaśnić wszystkie nieścisłości w Narodowej Radzie Bezpieczeństwa. W styczniu 1987 r. Reagan mówił: „To był fatalny błąd, umowa »broń za zakładników« nigdy nie powinna mieć miejsca”. W tym czasie










