Felieton hybrydowy

Felieton hybrydowy

Prezydent Donald Trump kilkakrotnie powtórzył, że jego poprzednik Barack Obama „utracił Krym”. Gdybym ja był wtedy prezydentem, Rosjanie nie śmieliby zająć Krymu – dodał. Jeżeli Obama utracił Krym, to znaczy, że ten Krym należał do Stanów Zjednoczonych lub przynajmniej powinien należeć. Jak inaczej mógłby Obama go utracić? Mówimy o Krymie pars pro toto, chodzi o całą Ukrainę. Na razie Amerykanie stanęli na Ukrainie jedną nogą pancerną i pieniężną (sławne 5 mld dol. Victorii Nuland) i najwidoczniej zamierzają stanąć obiema. „My nie odpuścimy” – jak się wyraził pewien polski polityk, zresztą liberalny, wtajemniczony i mądry. Nasi politycy i dziennikarze, gdy mówią „my”, wypowiadają się w imię całego Zachodu. Wzięcia Ukrainy pod swój protektorat wymaga amerykańska racja stanu, która polega na niedopuszczeniu do tego, aby Rosja urosła do potęgi porównywalnej do upadłego Związku Radzieckiego. Popełniliśmy błąd – można przeczytać w amerykańskich publikacjach – że nie doprowadziliśmy do końca dezintegracji Rosji w czasach Jelcyna, gdy było to łatwe. Po zbyt długim urzędowaniu Putina można się spodziewać nowego rozprężenia, ale takiej możliwości trzeba pomóc. Już Roman Dmowski z właściwą sobie przenikliwością dowodził, że bez Ukrainy Rosja popadnie w tak wielkie kłopoty – militarne, tożsamościowe i inne – że nie wiadomo, czy jej integralność będzie mogła być zachowana. Odpowiedzialnie myślący ludzie w Ameryce nie chcą eksperymentowania z polityką rozbicia Rosji. Zbigniew Brzeziński pod koniec życia wystąpił z koncepcją, którą od razu nazwano finlandyzacją Ukrainy: niepodległość – tak i koniecznie, ale bez przynależności do zachodniego bloku militarnego. Proszę sobie wyobrazić – mówił – bazy NATO w pobliżu Stalingradu. Podobną opinię wygłosił Henry Kissinger. Obecnie jednak kręgi decydujące o polityce USA stają się coraz bardziej antyrosyjskie, jawnie głoszą, że Rosja jest głównym wrogiem Ameryki (kandydaci na prezydentów w poprzednich wyborach, jak John McCain, Mitt Romney), a upadkiem największego wroga nie tylko nie należy się martwić, lecz raczej należy uczynić go pewnym. Gdyby wyrażenie „wojna hybrydowa” miało jakiś sens – a według mnie ma ono mało sensu – to można by nim określić obecną politykę Anglosasów wobec Rosji: dezinformacja, sankcje gospodarcze jedne za drugimi, diabolizacja rosyjskiego prezydenta. Odreagowanie Rosjan jest dalece niesymetryczne, ponieważ nie mają oni ani mediów równoważących zachodnie, ani talentów propagandowych, ani dość wielkiej gospodarki, której mogliby użyć w tej – powiedzmy łagodnie – rywalizacji na sankcje zorientowanej na coraz ostrzejszy konflikt. Poza obrębem władzy istnieją tylko polityczne złudzenia – powtarzam ten aforyzm Napoleona zawsze, gdy obawiam się, że czytelnik może mi przypisać zarozumiały bezkrytycyzm tam, gdzie na miejscu są tylko sceptycyzm i względność. Myślę to, co piszę, ale znajduję się poza obrębem władzy. Demokracja dała każdemu prawo głosu we wszystkich sprawach tego świata, więc korzystam z tego, dopóki wolno, a podobno już niedługo będzie wolno, bo uczony z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego stworzył nową teorię szpiegostwa, według której głoszenie poglądów na tematy międzynarodowe niezgodnych z poglądami władzy jest właśnie szpiegostwem. Jak będzie wyglądało stawianie przez Amerykę drugiej nogi na Ukrainie? Może powoli, a może gwałtownie. Wojna między Rosją a Ameryką jest tak mało prawdopodobna, że można ją pominąć w rozumowaniu. Jeżeli wojna, to między Rosją a Ukrainą. Szef sztabu armii ukraińskiej poinformował niedawno, że Ukraina zaczęła produkcję rakiet mających w swoim zasięgu Moskwę i Petersburg. Zastępca tego szefa powiedział to w rosyjskiej telewizji. Różnica potencjałów militarnych Rosji i Ukrainy ciągle jeszcze jest wielka, ale dzięki amerykańskiej pomocy się zmniejsza, co znaczy, że prawdopodobieństwo wojny się zwiększa. Polska chce należeć do tej wojny, obie partie panujące, PiS i PO, przyjęły założenie, że sojusz z Ukrainą jest najlepszą gwarancją naszej niepodległości i bezpieczeństwa. Takie są przekonania ludzi nie spoza obrębu władzy, lecz z samego jej centrum. Czytałem gdzieś przewidywania angielskiego dziennikarza, że najpierw Rosjanie i Ukraińcy zaczną się bić, a następnie wkroczy NATO i weźmie w obronę Ukraińców. Otwiera się tu szerokie pole do spekulacji na temat, jak to wpłynie na bezpieczeństwo Polski. Pewna niewiasta z kręgów rządowych zapewnia uspokajająco, że tym razem pobojowiskiem

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2018, 27/2018

Kategorie: Bronisław Łagowski, Felietony