Rynek produktów i usług dla zwierząt domowych pandemię przeszedł suchą łapą W czasie przymusowego zamknięcia spowodowanego koronawirusem wiele osób narzekało na samotność. Ci mieszkający bez rodziny i znajomych, ale też ci dzielący przestrzeń życiową z innymi ludźmi cierpieli z powodu braku swobodnych interakcji społecznych. Z pomocą często przychodziły zwierzęta: psy, koty, chomiki, szczury, myszy, króliki, papugi. Zapewniały towarzystwo, rozrywkę, wnosiły ożywienie do wyciszonego świata. Wyznaczały także rytm życia, który w ogólnej kwarantannie łatwo było zgubić. Karmienie, zabawa czy – tam, gdzie było to możliwe – wychodzenie na spacer stały się dla wielu właścicieli zwierząt punktami odniesienia, na których budowali swoje dni w odosobnieniu. Pupilom poświęcali jednak nie tylko czas, ale przede wszystkim pieniądze. Jako jedna z niewielu branż w światowej gospodarce sfera produktów i usług, zwłaszcza tych luksusowych, dla zwierząt domowych pandemię nie tylko przetrwała, ale nawet specjalnie na niej nie straciła. To zresztą nie pierwszy raz, kiedy potrzeba kupienia ekologicznej karmy i kolejnej zabawki czy zafundowania zajęć z behawiorystą okazuje się silniejsza od recesji. Podobnie działo się w latach 2007-2009, kiedy świat zmagał się z wielkim kryzysem finansowym i wchodził w erę masowych oszczędności, a my na nasze psiaki i kociaki zaczynaliśmy wydawać coraz więcej. Rzut oka na dane z największego rynku zwierząt domowych, Stanów Zjednoczonych, uświadamia, o jak wielkich pieniądzach mowa. W kraju tym 67% gospodarstw domowych, czyli prawie 85 mln rodzin, ma przynajmniej jednego pupila. Jak donosi w raporcie APPA, czyli tamtejsza organizacja ds. produktów dla zwierząt domowych, Amerykanie tylko w 2020 r. wydadzą na swoje zwierzaki 99 mld dol. Warto dodać, że dane te zostały opublikowane już po wybuchu pandemii koronawirusa, a więc w okresie, w którym społeczeństwo raczej ograniczało wydatki. To ważne, bo to kwota i tak sporo wyższa niż w latach poprzednich. W 2018 r. wynosiła 72 mld, rok wcześniej – 69 mld, a w 2016 r. – 66 mld. Najdobitniej ten trend ilustruje jednak szersza perspektywa czasowa. W 1996 r. Amerykanie na zwierzęcych współlokatorów wydawali jedną piątą tego, co dzisiaj – zaledwie 21 mld. Łącznie sektor ten notuje wzrost nieprzerwanie od ponad 30 lat. Nie inaczej wygląda to w ujęciu globalnym. Cały światowy rynek poświęcony zwierzętom domowym wart jest teraz ponad 200 mld dol., a do 2023 r. osiągnąć może wycenę na poziomie 281 mld – szacuje Josh Guttman, założyciel popularnej w USA sieci klinik weterynaryjnych Small Door Veterinary. Oprócz Amerykanów na swoich podopiecznych najwięcej wydają Japończycy, Chińczycy, Koreańczycy, Francuzi, Niemcy i Brytyjczycy. Zmienia się też sama struktura sektora. Wciąż najwięcej (32% wydatków) kosztuje właścicieli pożywienie (które staje się coraz bardziej zróżnicowane i przez to droższe), na drugim miejscu (25%) znajdują się usługi medyczne i weterynaryjne. Ta gałąź rośnie jednak najszybciej, w tempie 6% rocznie, a pociąga za sobą trzecią największą składową sektora, czyli leki i suplementy diety. Do tego dodać należy coraz bardziej rozwinięte i wyrafinowane usługi, od kosmetyków i zabiegów pielęgnacyjnych, przez opiekę behawiorystyczną, po transport, hotele czy nawet ośrodki wypoczynkowe. W samym segmencie żywności dla zwierząt od lat rośnie specjalizacja poszczególnych firm. Karma dawno bowiem przestała być lepką papką z puszki, wzbudzającą u niejednego właściciela odrazę przy podawaniu jej kotu czy psu. Dzisiaj to raczej wyrafinowane posiłki, bogate w składniki odżywcze, zbilansowane według konkretnej diety. Ich opis niejednemu laikowi mógłby się pomylić z produktami spożywczymi dla ludzi. Nandi Pets, jedna z najdynamiczniej rozwijających się firm produkujących specjalistyczną karmę dla psów, reklamuje swoje wyroby licznymi właściwościami, których nie powstydziłby się producent żadnego jedzenia. Bez konserwantów, z minimalnym dodatkiem soli, odpowiednie dla psów cierpiących na niemal każdą formę alergii. Wyraziste w smaku, zapewniające wszystkie mikroelementy i składniki odżywcze. Do tego dochodzi marketing skrojony pod milenialsów, czyli tę grupę wiekową, która na zwierzaki wydaje najwięcej – dużo mediów społecznościowych, krótkie hasła reklamowe, możliwość połączenia się z ekspertem na czacie w dowolnej chwili. I przede wszystkim poczucie tworzenia wspólnoty, rozumiejącej się, choć jednocześnie bardzo ekskluzywnej. Zdecydowana










