Gabinetowizny

Gabinetowizny

Kiedy nastaje nowy prezydent, wszystko musi być na początku nowe. I dla niego, i dla nas. Nowa kreacja jego żony – ocenia stylistka, nowy krawat – ocenia kostiumograf, nowe orędzie – ocenia językoznawca, spec od mowy ciała, dentysta i fryzjer. Pierwsza Rada Gabinetowa (a co to za dziwo???) – oceniają naród i media, wszyscy podnieceni. Rady Gabinetowe, choć są przewidziane przez Konstytucję RP (art. 141 ust. 1: W sprawach szczególnej wagi Prezydent Rzeczypospolitej może zwołać Radę Gabinetową. Radę Gabinetową tworzy Rada Ministrów obradująca pod przewodnictwem Prezydenta Rzeczypospolitej; ust. 2: Radzie Gabinetowej nie przysługują kompetencje Rady Ministrów), to jako formy obrad czy instytucje nie mają żadnej większej wagi. Przewiduję jednak, że bardziej adekwatne będzie określenie „nie miały”. Bo będą miały. Nie dlatego, że wnoszą jakąkolwiek nową jakość do prac rządu czy prezydenta. Wręcz przeciwnie, ponieważ nie bardzo mają co wnosić, to zaczną odgrywać inną rolę, o której rzecz jasna autorzy konstytucji nie pomyśleli, bo nie wyobrażali sobie, że takie bezkształtne „ciało polityczne” może zacząć odgrywać świadomie zastępczą, uzurpacyjną rolę.

A tak będzie się działo, ponieważ nowy prezydent, jakoż i poprzedni, ma głód realnej, nieprzysługującej mu władzy. Niezbędne im jest nieustanne demonstrowanie sprzeciwu wobec rządu, niezależnie od tego, co by robił lub czego nie robił. Gabinetówki będą służyły do wychodzenia z niebytu politycznego, do proklamowania niekończącej się kampanii wyborczej, bo jej język nowy prezydent opanował. Ze snusem czy bez. Gabinetówki staną się zatem orężem i nieustannym szturmem medialnym. Można by powiedzieć: a cóż w tym złego, że rząd napotyka kontrę, że musi się czytelnie tłumaczyć, że konieczne są prezentowanie i obrona swoich poczynań? W takiej wizji nic złego nie ma, choć zaiste nie jest to owa „informacyjna” rola spotkań, jaką zakłada konstytucja.

W rzeczy samej, gabinetówki posłużą do poszerzenia pola walki. A paradoksalnie nie rząd jest ich adresatem. To kolejna platforma zwracania się do własnych wyborców i do tych potencjalnych, by komunikować w sposób systematyczny i nieustępliwy: rząd robi to źle, ja, my, zrobimy to lepiej, czas oddać władzę.

Można by pochwalić prezydenta Nawrockiego za taki sprytny pomysł, bardziej co prawda wypływający z doświadczeń innych sportów walki niż z bliskiego jego pięściom i głowie boksu – tu raczej przychodzi na myśl judo czy jiu-jitsu, gdzie wykorzystuje się energię ataku przeciwnika do skierowania

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2025, 36/2025

Kategorie: Felietony, Roman Kurkiewicz