Galeria handlowa Autosan

Galeria handlowa Autosan

W hali dawnej tłoczni fabryki autobusów są dziś sklepy. Trudno o lepszy symbol tego, co w latach 90. zrobiono z przemysłem Gdy wchodzi się do środka, po lewej wita duński sklep meblowy, gdzie hasło „Wyprzedaż” napisano w pięciu językach. Musi tak być, bo od jakiegoś czasu podkarpacki handel ciągną w górę Słowacy, którzy przyjeżdżają na zakupy do nas, „bo taniej”. Po prawej plastikowy żubr strzeże wejścia do francuskiego supermarketu. Jest biuro podróży, które wysyła do Grecji i Egiptu. Są telewizory. Na pięterku sklep myśliwski Bieszczady, ale też ubrania i buty. Reklama zachęca: „Botki za 59,90”. Najpotrzebniejsza jest apteka, bo w okolicznych blokach przeważają ludzie starsi. Młodzi w większości wyjechali. Czasem do Krakowa, rzadziej do Warszawy, częściej do Londynu. Przed wejściem jeszcze: „Pomidory. Korfanty. Grabownica”. Podobno smaczne, ale nie mam pewności, bo w sobotę zamknięte. Autosan ma 182 lata i… Przed wejściem do galerii handlowej stoją pan Edmund (40 lat w Autosanie) i pan Ryszard (niezwiązany z fabryką, „wyjątkowo”, jak mówi). – To Hala W2. Tu była tłocznia. W trakcie pracy huk był taki, że nie dało się wytrzymać – wspomina pan Edmund. – Zaczynałem od prostego robotnika na hali. Później poszedłem do biura. Proszę popatrzeć – pokazuje biurowiec za galerią, który zasłania reklama – tam na szóstym piętrze pracowałem. Tu prawie każdy pracował w Autosanie. Za moich czasów było 8 tys. ludzi. Wypuszczaliśmy kilka tysięcy autobusów rocznie. Sanok należy do miast, których losy splotły się z zakładami przemysłowymi. I zawsze miał do nich szczęście. Najważniejsze były dwa – istniejący do dziś Stomil, o którym miejscowi nie mówią inaczej niż „Guma”, oraz sięgający tradycją 1832 r. Autosan, który (choć nazywał się wtedy inaczej) już w 1891 r. dostarczał wagony kolejowe dla Krakowa, a w latach 1892-1894 na zamówienie ck kolei wyprodukował ich 143 sztuki. Musiały być dobre, bo dostały złoty medal na Wystawie Krajowej we Lwowie i posypały się kolejne kontrakty. Wkrótce zaopatrywano Kraków w tramwaje (można przejechać się nimi od czasu do czasu, gdy na szyny wyjeżdża Krakowska Linia Muzealna), austriackie koleje zaś w wagony towarowe i pocztowe, ale i w luksusowe salonki. Sanocką produkcję ceniono na tyle wysoko, że fabryka otrzymywała prestiżowe i ważne dla monarchii zlecenia. Zamawiano np. salonki pogrzebowe, potrzebne, ilekroć ktoś z ważniejszych Habsburgów umierał z dala od Wiednia. W wagonie z Sanoka na swój pogrzeb jechał w 1895 r. książę Albrecht Fryderyk, a trzy lata później także cesarzowa Sissi. Po odzyskaniu niepodległości to właśnie tam powstawały wagony dla PKP. Ciągle rozwijano też produkcję tramwajów (m.in. dla Krakowa), a pod koniec lat 20. zaczęto składać pierwsze autobusy (na podwoziach Lancii). W najlepszych okresach zatrudnienie sięgało 1,7 tys. osób. …jest potęgą Czasy największej świetności nastały jednak dopiero w PRL. Przez całą II RP w zakładach wyprodukowano niespełna 9 tys. wagonów kolejowych i tramwajowych. Po wojnie samych autobusów marki San wyjechało z fabryki ponad 30 tys. Autosan (do 1958 r. Sanowag) odegrał kluczową rolę w zapewnieniu pojazdów rozwijanemu przedsiębiorstwu PKS. Ale nie tylko, bo wyprodukował też pierwsze tramwaje, które pojechały warszawską Trasą W-Z. Ciekawostką jest to, że Zdzisław Beksiński, potomek jednego z założycieli fabryki, w latach 50. pracował w biurze projektowym jako stylista. Dumą fabryki długo były autobusy San. Do dziś jeszcze przed jej bramą obok jednego z nowych modeli stoi wyprodukowany w 1959 r. San H01. Egzemplarz wyjątkowy, bo wystąpił w „Misiu” Stanisława Barei. Wcześniej należał do Klubu Sportowego Borowiak Czersk. Najlepsze lata przyszły za Gierka. Po tym jak starą konstrukcję zastąpiły nowoczesne autosany z serii H, zatrudnienie sięgnęło niemal 8 tys. osób (miasto miało wówczas trochę ponad 20 tys. mieszkańców), a produkcja 4 tys. autobusów. Te trafiały nie tylko na polskie drogi, ale też do Libii, Grecji, Iranu, na Cypr, a nawet do odległych Ghany, Angoli, Wietnamu i Laosu. Oprócz tego w Barwicach i Zasławiu produkowano przyczepy. „Mówiliśmy wówczas na zakładzie, że nie ma w Sanoku rodziny, która nie miałaby kogoś w Autosanie”, opowiadał nieżyjący już Leszek Kawczyński w filmie zrealizowanym z okazji 175-lecia firmy. Kawczyński zarządzał nią przez 15 najlepszych lat i był postacią wyjątkową. Kiedy zmarł,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2014, 36/2014

Kategorie: Reportaż