Przypominamy felieton Krzysztofa Teodora Toeplitza opublikowany w pierwotnie w „Przeglądzie” 18 września 2005 r., a teraz dostępny także w zbiorze „Dlaczego boli myślenie”.
Przewaliła się już wielka fala obchodów 25-lecia Solidarności, w trakcie których Polacy poprawiali sobie samopoczucie jako naród, który zmienił losy świata, zabłysnął bohaterstwem i rozsądkiem równocześnie, a nawet był świadkiem, jak określił to prof. Geremek, „historycznego cudu”.
Psucie tego nastroju byłoby głupotą, zwłaszcza wobec pokolenia, które – jak opisał to w „Polityce” Jacek Żakowski – przeżyło wówczas swój „wielki karnawał”. „Za takimi chwilami tęskni się całe życie. Albo się na nie całe życie czeka”, powiada autor.
Lecz po „karnawale” musi przyjść pora na myślenie.
Warto więc przypomnieć, że władze PRL, cokolwiek by o nich sądzić, były na tyle przebiegłe, że uporczywie powstrzymywały się od publikowania lub choćby nawet cytowania Manifestu PKWN, będącego symbolicznym zaczynem nowego państwa. Działo się tak, ponieważ w Manifeście opisane zostało państwo demokratyczne, parlamentarne, wielopartyjne, oparte na trzech równoprawnych formach własności – państwowej, prywatnej i spółdzielczej. A więc państwo, do którego prawdziwa PRL była niezbyt podobna.
Spadkobiercy tradycji Solidarności z okazji 25-lecia starali się przypominać 21 postulatów strajkowych, które stały się symboliczną podstawą III Rzeczypospolitej. Zabrakło im jednak tej przebiegłości, którą wykazały władze PRL. W istocie bowiem owych 21 postulatów jest obecnie czymś ogromnie niezręcznym, a to z dwóch względów. Po pierwsze, dlatego – o czym milczy się dziś uporczywie – że zostały one zaakceptowane i podpisane przez przedstawicieli rządu PRL i PZPR-owskiej monopartii. „Komuna” nie była więc wówczas jedynie czarnym ludem, szczerzącym w stronę strajkującej klasy robotniczej jedynie zęby i karabiny, lecz partnerem poszukującym kompromisu. Że ludzie ci nie robili tego dobrowolnie? Że nieprzymuszeni przez masowy ruch społeczny zwlekaliby z przyjęciem postulatów robotniczych przez dziesięciolecia? Ależ oczywiście! Lecz „porozumienia gdańskie” nie były zburzeniem Bastylii, tylko porozumieniem, w którym występował jakiś partner, o którym dzisiaj pragnie się zapomnieć.
Zostawmy jednak ten drobiazg. Lektura 21 postulatów przynosi dziś bowiem znacznie większe zdumienia. To prawda, że mieści się wśród nich zbiór żądań politycznych, a więc wolne związki zawodowe, uwolnienie więźniów politycznych, wolność słowa, msza transmitowana przez radio. O tych postulatach mówi się obecnie dużo i triumfalnie, zapominając, że podstawową treścią dokumentu spisanego na desce, która została uznana za zabytek ludzkości, są postulaty socjalne.
Robotnicy żądali więc krótszego tygodnia pracy









