Gorzkie żale przedświąteczne

Gorzkie żale przedświąteczne

Wrzawa, jaka się podniosła po wypowiedzi Magdaleny Środy („Katolicyzm nie wspiera bezpośrednio, ale też nie sprzeciwia się przemocy wobec kobiet”) zwróciła moją uwagę na fakty i obyczaje, o których za mało się mówi. Trzeba najpierw odnotować, że zadziwiająco dużą wagę przywiązuje się do słów. Nie mówię tylko o reakcji łżekatolików rozmieszczonych w różnych partiach, którzy najgłośniej krzyczeli, że słowa Magdaleny Środy „szkodzą interesom państwa polskiego”, „obrażają Kościół katolicki i katolików”, i nie tylko o wypowiedziach osób szczerze wierzących, którym zawsze będzie przykro słuchać tak nieprawdy, jak i prawdy o grzechach swojego Kościoła i którzy w każdej uszczypliwości będą przeczuwać nadejście prześladowań, zostali bowiem nauczeni, że Kościół katolicki jest zawsze prześladowany, nawet wtedy gdy jest uprzywilejowany i rozszerza swoje panowanie nad umysłami i kieszeniami. Do chóru potępień dołączyły też nieco ściszonym głosem „dobrze myślące” środowiska liberalne: Magdalena Środa, ich tolerancyjnym zdaniem, „nie powinna była za granicą utwierdzać najgorszych stereotypów o Polsce jako konserwatywnym zaścianku” („Gazeta Wyborcza”). Czy konserwatywny zaścianek jest pustym stereotypem, czy rzeczywistością, nie w tej chwili będziemy dyskutować. Bez zwłoki natomiast chce mi się zapytać, czy posłowie polscy żądający w parlamencie europejskim wybudowania dla nich kaplicy nie utwierdzają trochę mocniej niż Magdalena Środa nieprzychylnego nam stereotypu ? A co powiedzieć o ich nacjonalistycznych breweriach, których w Polsce nikt nie krytykuje, chociaż nas ośmieszają za granicą? Jako człowiek chrzczony, komunikowany, bierzmowany, parę razy wyspowiadany i rozgrzeszony nie mógłbym zaprzeczyć, że jestem katolikiem, zwłaszcza gdyby mnie o to pytano w Ameryce lub Azji. Jestem nim w tym sensie, że gdy gdzieś katolicy biją się z niekatolikami, to spontanicznie solidaryzuję się z katolikami, nie badając, kto ma rację i nie wchodząc w inne szczegóły. Z tej mojej identyfikacji wypływa rozgoryczenie, a bywa, że i złość, gdy osoby z katolickiego świecznika, z hierarchii czy z laikatu, źle się zachowują. (Nie mam na uwadze tak szczególnych przypadków jak były proboszcz od św. Brygidy w Gdańsku czy macher medialny z Torunia, bo mimo wszystko nie są to postacie reprezentatywne). Księża mają dobre prawo brać udział w życiu politycznym kraju, zaś my mamy nie gorsze oceniać ten ich udział. Jest on fatalny. W sporach publicznych mających podłoże moralne upolitycznieni księża stawali często po złej stronie. Nie nawoływali bezpośrednio do tego, aby synowie wydobywali z tajnych archiwów dokumenty stawiające w złym świetle ich ojców, ale gdy do czegoś takiego doszło, biskup chwalił to jako czyn podyktowany czułym sumieniem. Kościół nie wzywa katolików zasiadających w Komisji Śledczej, aby poniżali świadków, mścili się na adwokacie, wysuwali kłamliwe podejrzenia tylko po to, aby przylgnęły do wizerunku politycznego przeciwnika. Nie nakazuje katolikom członkom komisji aby, jak ujęli to wybitni prawnicy, „naruszali zasady obiektywizmu oraz uczciwego procesu… rażąco naruszali dobra osobiste świadków i innych osób”. „Katolicyzm nie wspiera bezpośrednio” takich poczynań, jakie mają miejsce i jakie potępili wybitni prawnicy, ale też, jak widzimy, nie sprzeciwia się im. Każdy obraźliwy katolik, ksiądz czy laik, musi to przyjąć do wiadomości, bo to jest fakt stwierdzony. Nie ma w tej sprawie nic do powiedzenia biskup, który za rzecz niedopuszczalną uważał dotację dla lewicowego tygodnika „Wiadomości Kulturalne”, znacznie skromniejsze niż te, jakie otrzymywały z kasy państwowej czasopisma katolickie. Zrobił z tego kwestię uczciwości wymagającą interwencji biskupiej. Wrażliwość moralna niektórych duchownych rezonerów ujawnia się w miejscach i chwilach wybranych przez „prawicowe” partie polityczne i w sposób, który dla wielu katolików jest zaskoczeniem. Należałoby tu mówić raczej o moral insanity (niedojrzałość moralna) niż o moralnej wrażliwości. * Komisyjne śledztwo zarządzone przez Sejm w założeniu miało coś zbadać i odkryć. Na razie niczego nie zbadało. Bez zbędnego trudu badawczego odkryło „strukturę przestępczą” zorganizowaną pod opieką MSW ku pożytkowi Jeremiasza Baraniny. Następnie, też bez żadnego badania, objawiło Polsce, że Aleksander Kwaśniewski, Leszek Miller, Borowski i Kulczyk chcieli sprzedać Rosji polski sektor naftowy. Zwróćmy uwagę na to, że chcieli. Nie wszyscy członkowie komisji z tym się zgadzają, każdy ma swoją własną bzdurę do objawienia, ale ludności i mediom do przekonania najłatwiej trafia bzdura najbardziej piramidalna. Jaka jest rzeczywista funkcja tych śledztw, które wykrywają że jeden chciał coś sprzedać, ale nie sprzedał, a drugi chciał wziąć łapówkę, ale nie wziął, bo mu nie dali? Śledztwo prowadzone takim trybem niczego

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety