Grupowy egoizm i walka o wspólne pastwisko

Grupowy egoizm i walka o wspólne pastwisko

W kampanii politycy wykorzystują naszą nieufność do państwa, obcych i migrantów Dr hab. Barbara Pasamonik – kulturoznawca i socjolog Jak Polacy radzą sobie z kryzysem? – Dziś mówimy tak naprawdę o „wielokryzysie”, bo w kolejne kryzysy wchodzimy, zanim zakończą się poprzednie: nie rozprawiliśmy się z pandemią, a wybuchła wojna w Ukrainie, wojna w Ukrainie trwa, a my dajemy odpór niespotykanej od lat inflacji. Do tego dochodzi kryzys migracyjny na granicy z Białorusią, w którym odbija się echo kryzysu migracyjnego z 2015 r. – uchodźcy z krajów Bliskiego Wschodu i Afryki byli i są znacznie „bardziej obcy” niż Ukraińcy. Nasze poczucie bezpieczeństwa jest raz po raz destabilizowane, na wielu polach – zdrowotnym, społecznym, kulturowym, ekonomicznym. W tej sytuacji jesteśmy zmuszeni uruchamiać strategie przetrwania. Czyli? – Różne badania pokazują, że jako społeczeństwo polegamy w pierwszej kolejności na relacjach rodzinnych i jednocześnie nie mamy wielkiej wiary w państwo. Żeby przetrwać w trudnych czasach, zwracamy się ku temu, co bliskie, zamiast szukać oparcia w instytucjach? – Tak, dokonuje się swego rodzaju zwrot egoistyczny. A ściślej mówiąc, zwrot ku egoizmowi grupowemu. Na pierwszy plan wysuwa się interes moich bliskich (grupy pierwotnej), czemu towarzyszy wyostrzony podział na swoich i obcych. Ten mechanizm ma w socjologii swoją nazwę – amerykański politolog Edward C. Banfield ukuł termin amoralny familizm. Czym on jest? – Badając biedne rolnicze regiony południowych Włoch, Banfield zaobserwował pewien mechanizm kulturowy utrwalający ubóstwo. Mechanizm ten opiera się na ostrym oddzieleniu sfery prywatnej od publicznej oraz podziale na swoich i obcych, czego konsekwencją jest dualizm postaw: doraźne wspieranie wszystkimi dostępnymi sposobami swoich (powszechny nepotyzm) i niezdolność do angażowania się na rzecz dobra wspólnego. Amoralny familizm oznacza zawężenie czasu i przestrzeni społecznej – żyjemy z dnia na dzień zamknięci w grupach pierwotnych. I uważamy, że należy się troszczyć tylko o to, co nasze, a walka o dobrobyt naszej rodziny uzasadnia obojętność wobec innych czy odrzucanie oficjalnie istniejących zasad i reguł? – Dokładnie tak. Sytuacja ograniczonych zasobów (lub postrzegania ich jako ograniczone) prowadzi do tego, że egoistycznie chcemy zagarnąć ile się da dla swojej grupy. Definicja naszej grupy może się różnić lokalnie – może chodzić tylko o wąską rodzinę albo może być poszerzona nawet o przyjaciół. Ważne jest to, że dbając o naszą grupę, nie widzimy wspólnoty interesów z ludźmi, którzy pozostają poza jej obrębem. Banfield zaobserwował ten mechanizm we włoskim miasteczku Chiaromonte pod koniec lat 50. XX w., tymczasem polscy socjologowie Elżbieta i Jacek Tarkowscy zdiagnozowali amoralny familizm w Polsce lat 80. jako odpowiedź Polaków na kryzys gospodarczy i atrofię państwa. Diagnoza amoralnego familizmu powraca w ostatnich latach coraz częściej w opisach polskiego modelu życia społecznego. W polskiej socjologii lat 80. pojawił się jeszcze jeden termin oddający istotę omawianego zjawiska – Stefan Nowak ukuł pojęcie próżni socjologicznej, oznaczające brak identyfikacji ludzi i ich emocjonalnego zaangażowania poza obszarem grup pierwotnych i wspólnoty narodowej. Przypomnijmy, że już Cyprian Kamil Norwid wypominał Polakom: „Polacy – naród wspaniały, społeczeństwo żadne”. Przestajemy widzieć związek między dobrem wspólnym a naszym własnym interesem? – Tak. Jeszcze w latach 60. XX w. Garrett Hardin opisał pułapkę społeczną znaną pod nazwą „tragedii wspólnego pastwiska”, która pasuje do naszego postrzegania dobra wspólnego. Hardin posłużył się przykładem wspólnoty wiejskiej, która wypasała mleczne krowy na wspólnych pastwiskach. Na początku wszyscy wypasali po jednej krowie, trawa mogła więc odrastać. Jeden z rolników chciał jednak zwiększyć swoje zyski, więc wprowadził na wspólne pastwisko dodatkową krowę. Za chwilę inni rolnicy poszli w jego ślady. Wprowadzając kolejne krowy w celu maksymalizacji indywidualnego zysku, doszli do momentu, w którym trawa nie nadążała już odrastać, a krowy straciły mleko. W gospodarce ograniczonych zasobów wszyscy chcą jak najwięcej skorzystać z tego, co wspólne, w obawie, że dla wszystkich nie wystarczy. A jeśli w kraju pojawiają się np. migranci, to ta metaforyczna kolejka po wspólne dobro urzeczywistnia się w postaci dłuższej kolejki do lekarza, po miejsce w żłobku czy przedszkolu albo wyścigu

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2023, 31/2023

Kategorie: Kraj, Wywiady