Jak ocenia się promocję Unii Europejskiej w Polsce?

Jak ocenia się promocję Unii Europejskiej w Polsce?

Maciej Górski, b. ambasador RP w Rzymie, doradca Prezydenta RP ds. międzynarodowych Obserwuję tę kampanię z dużym zadowoleniem. Jest ona przejrzysta i wyraża dobre zrozumienie problemów, mądrze przybliża nasze stanowiska negocjacyjne i różne programy unijne. Właściwe jest oparcie wywodu na przykładach krajów, które do UE wstępowały stosunkowo niedawno, jak np. Hiszpania. Pokazuje się, co dała Unia hiszpańskiemu fryzjerowi albo rolnikowi, tłumaczy mechanizmy, które to spowodowały. Kampania operuje przy tym prostym, zrozumiałym językiem, bez takich słów jak implementacja, akcesja itd. To daje możliwość, że odbiorca nie tylko zrozumie, ale przekona się do korzyści, jakie daje Unia. Ostatnie badania wykazują zresztą, że poparcie dla naszego wstąpienia rośnie, co uzasadnia potrzebę prowadzenia takiej kampanii medialnej. Marek Janicki, prezes agencji reklamowej McCann Erickson Krytykować konkurencję jest łatwo, ale nieelegancko. Prof. Wiesław Godzic, medioznawca, Uniwersytet Jagielloński Wygląda na to, że nie mamy pomysłu, jak w sposób przystępny, przylegający do sposobu myślenia zwykłych, prostych ludzi przekazać pewne informacje i argumenty. Kampania nie spełnia więc swoich założeń, bo dociera raczej do inteligentów, którzy już mają w tym względzie pogląd wyrobiony, a nie do rozmaitych grup społecznych, które o Unii nie mają zbyt wielu wiadomości. Nie mówi, jakie korzyści przyniesie nam wstąpienie, jak się trzeba zmienić, jakim wyzwaniom sprostać. Wydaje się, że autorzy poszli po najmniejszej linii oporu, tłumaczą np. rolnikom, że tak wiele nie stracą, a mogą trochę zarobić, tymczasem im trzeba powiedzieć, że muszą się bardzo zmienić, muszą się stać zupełnie innymi rolnikami, tak jak artyści muszą się stać innymi artystami itd. Nie widziałem jeszcze takiej audycji spełniającej wspomniane warunki i dlatego źle oceniam kampanię, słabiutko, choć ona dopiero się zaczyna. Paradoksalnie najlepiej przebiega promocja UE w szkołach. Marcin Wolski, satyryk Znając przekorny charakter Polaków, obawiam się trochę przesady w mediach, kiedy z każdej lodówki czy innego publikatora wychyla się redaktor Wołoszański z Grobem Nieznanego Żołnierza. Polacy z przekory doszukują się drugiego dna i myślą, że skoro tak to reklamują, pewnie jest nic nie warte. Na przykład ja jestem dość przekorny i szukam produktów, których w ogóle się nie reklamuje. Podobnie może być z Unią. Cała kampania wydaje się być pozbawiona konkretów. Ja robiłbym filmiki o tym, Jak Kowalski będzie się prezentował dziesięć lat po wejściu Polski do Unii – willa w nad Atlantykiem w Portugalii, konto w banku we Frankfurcie itd., a my się tutaj poruszamy w sferze ogólników. Nie potrafimy wytrącić broni przeciwnikom, nie pokazujemy, że będziemy mogli w Unii, wespół z naszymi nowo przyjętymi sąsiadami, wpływać na różne decyzje i łagodzić wady tego organizmu – biurokrację itd. Na razie kampania dała produkt marny. Piotr Tymochowicz, doradca medialny polityków Program promocji Unii w Polsce jest niespójny, choć realizuje go ciągle ta sama ekipa. Minister Wiatr stworzył towarzystwo wzajemnej adoracji, hermetycznie zamknięte, niedopuszczające pomysłów z zewnątrz. Problem polega na tym, że agencje rządowe i powołane przez nie ciała propagują Unię jak gdyby to był proszek do prania albo ciekawostka krajoznawcza. Tymczasem jest to produkt z gatunku wyższej technologii i jego promocja wymaga oswojenia ludzi z problemem, większej edukacji. Tutaj wygląda, że przekonuje się już przekonanych. Robi się to jak zwykle w sposób akcyjny i mało kompleksowy, co się sprawdza przy proszkach do prania. Kampania nie używa natomiast zupełnie elementów zagrożenia, które można zresztą obrócić na korzyść. Bo jaką mamy alternatywę, jeśli nie wstąpimy do Unii? Może nas przygarnie Łukaszenka, może Albania? Andrzej Pągowski, artysta grafik, autor części graficznej kampanii promocyjnej Unii Europejskiej To jest na razie kampania informacyjna, która ma oswoić społeczeństwo z tematem Unii. Mówiąc obrazowo, aby móc posiać ziarno, trzeba najpierw przygotować jałowy grunt, nawozić glebę itd. Bardziej kontrowersyjne sprawy, które będą ważne w przyszłorocznym referendum, przyjdą później, np. plusy i minusy naszego uczestnictwa. Teraz informuje się nie po to, by budzić kontrowersje, ale by maksymalnie klarownie podawać informacje. Pytania się rodzą i jest ich tyle, ilu obywateli. Żadna kampania nie odpowie na wszystkie wątpliwości, trzeba jednak podać źródło informacji

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 25/2002

Kategorie: Pytanie Tygodnia