Jak ugasić świat?

Jak ugasić świat?

Wiemy już, że katastrofalne pożary są wynikiem zmian klimatycznych. Tylko z tej wiedzy nie korzystamy Dawid Iwaniec – absolwent Polskiej Szkoły Reportażu współpracujący m.in. z „Gazetą Wyborczą” i magazynem „Forbes”. Z wykształcenia archeolog. Autor książki „Ogień wyszedł z lasu”. Opisujesz w książce największy pożar w historii Polski, który wybuchł w okolicach Kuźni Raciborskiej w 1992 r. Czy świat zdawał sobie już wtedy sprawę, że płonie? – Na Zachodzie dyskusja o tym, że zmiany klimatu wpływają na skalę i liczbę pożarów lasów, już trwała. W Polsce jednak takich rozmów nie było. W prasie specjaliści z Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej uspokajali, że bywały już gorętsze lata. Tłumaczono, że ocieplenie jest naturalnym procesem i przyroda sobie z nim poradzi. Żartowano nawet, że zanim nas dotknie globalne ocieplenie, najpierw utonie Bangladesz. Były za to artykuły o suszy. – Owszem, ale dotyczyły przede wszystkim jej skutków: czy plony będą mniejsze i czy zwierzęta przeżyją, a w związku z tym czy żywność zdrożeje. Na początku lat 90. nie mówiono u nas o zmianach klimatycznych. Co ciekawe, prześledziłem też prasę z czasu po pożarze i również nie widać, aby ktoś wyciągnął wnioski dotyczące klimatu. A czy przez 30 lat od tego zdarzenia wyciągnięto jakiekolwiek wnioski? – Uważam, że z pożaru w Kuźni Raciborskiej wypłynęły dwie ważne lekcje. Po pierwsze, szybko wyciągnięto wniosek, że jesteśmy bezbronni, jeśli katastrofa na taką skalę się przytrafi, bo straż pożarna nie ma czym gasić, nie ma odpowiednich ubrań ani odpowiedniego sprzętu. Brakowało także doświadczenia i procedur. Przez pierwsze dwa, trzy dni tego pożaru panował spory chaos, a zaplecze akcji opierało się w dużej mierze na pospolitym ruszeniu mieszkańców. Po pożarze odrobiono tę lekcję bardzo dobrze, co można było zauważyć w działaniach służb już podczas powodzi tysiąclecia w 1997 r. A dzisiaj straż pożarna jest wzorem sprawności i doświadczenia. Nasi strażacy jeżdżą pomagać w różne zakątki świata. A druga lekcja? – Jak zapobiec takim katastrofom. Tutaj w grę wchodziła właśnie świadomość zmian klimatycznych. Zastanowienie się np. nad tym, czy nasze działania mogą nas uchronić przed kolejnymi suszami. Ale niestety nikt nie doszedł do wniosku, że susza nie zdarzyła się nagle. Uznano, że latem 1992 r. wystąpiło ekstremalne zjawisko, na które człowiek nic nie mógł poradzić. To było wygodne rozwiązanie, bo zdejmowało z nas odpowiedzialność. A to myśmy sobie tamtą suszę „wyhodowali” przez dziesiątki lat eksploatowania środowiska. Dużą rolę w opanowaniu tego pożaru odegrały jednostki Ochotniczej Straży Pożarnej. – Na Śląsku było i jest bardzo dużo remiz OSP. Oczywiście po pożarze padło pytanie, czy gdyby straż dojechała na miejsce wystarczająco szybko, to ogień udałoby się zdusić w zarodku. Tymczasem pierwsze trzy jednostki straży pożarnej, w tym dwie ochotnicze, pojawiły się niecałe 10 minut od zgłoszenia. Problemem jednak był nie czas reakcji, ale bardzo duża skala pożaru już na samym początku. Na dodatek płomienie, które pojawiły się na skraju lasu, zostały niemal wepchnięte w jego głąb przez silny wiatr. Przez pierwsze dwa-trzy dni z ogniem ramię w ramię walczyli strażacy zawodowi i ochotnicy. A na początku lat 90. OSP to naprawdę byli niedofinansowani ochotnicy. Często nie mieli nawet własnych mundurów, tylko kilka lub kilkanaście na całą remizę, więc gdy trzeba było jechać do pożaru, łapali, co popadło. Na świecie jest ekstremalnie sucho. Z kolejnych krajów płyną doniesienia o pożarach. Czy ludzie sami podpalają świat swoimi działaniami? – Czasami podpalają go celowo, czasami przez nieostrożność, a czasami nawet nie mają świadomości, że szykują sobie katastrofę. Tak właśnie było w 1992 r. na Śląsku. Eksploatacja środowiska odbywała się na wielką skalę i nikt nie myślał o jej ograniczeniu. Mam wrażenie, że choć dzisiaj wiemy o wiele więcej, nadal nie jesteśmy gotowi na wyrzeczenia, mimo że tak dużo o nich mówimy. Nie jesteśmy w stanie poradzić sobie nawet z sensownym ograniczaniem ilości wytwarzanego plastiku. – Właśnie. Świat czekałaby gigantyczna praca. I trudno sobie wyobrazić, żebyśmy byli skłonni zrezygnować ze wszystkich wygód. A wracając do tego, że od dawna palą się Kalifornia, Australia, Grecja – nas to chyba nie rusza, dopóki oglądamy to w telewizji. Tego lata było może trochę inaczej, bardziej namacalnie, bo na wakacje na Rodos wyjechało sporo Polaków. Przywieźli stamtąd dramatyczne

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2023, 37/2023

Kategorie: Kraj