Co by tu jeszcze komu obiecać?

Co by tu jeszcze komu obiecać?

W miarę jak zbliżają się wybory, pytanie to politycy stawiają sobie coraz częściej. Odpowiedzialna polityka polega na tym, by nie obiecywać rzeczy niemożliwych, nie rozbudzać populizmu, którego później nie sposób zatrzymać. Każda obietnica, nawet niespełniona, żyje potem swoim życiem. Żądanie jej spełnienia staje się czymś stałym, a niespełnienie – frustrującym.
Przed laty pewien polityk PiS, który prawo studiował podobno lat 11 czy 12, a później ku swemu zdumieniu nie dostał się na aplikację, rzucił hasło „otwarcia zawodów prawniczych”, które wkrótce jego partia wzięła na swoje sztandary. Ile w tym było osobistej frustracji, ile chłodnej kalkulacji, dziś trudno powiedzieć. Kalkulacja była prosta: wydziały prawa w Polsce, i te na uczelniach państwowych, i na niepublicznych, wypuszczają rocznie po ok. 12 tys. absolwentów. Przez ostatnie dziesięciolecie, jak łatwo policzyć, wypuszczono w świat ponadstutysięczną armię młodych prawników. Większość z nich nie dostała się na aplikację, bo dostać się nie mogła, o czym za chwilę. Jeśli więc liczyć cynicznie, mamy potencjalny elektorat kilkudziesięciu tysięcy sfrustrowanych, jak na polskie warunki nie najgorzej wykształconych młodych ludzi. Jeśli policzyć ich razem z rodzinami, elektorat ten rozrasta się do kilkuset tysięcy. Zalecanie się do tego potencjalnego elektoratu ma więc wymierny sens polityczny. Pod hasłem „otwarcia zawodów prawniczych” kryje się ewidentna utopia. W Polsce, jak w każdym normalnym państwie, jest ograniczona liczba sędziów, prokuratorów, adwokatów, notariuszy czy radców prawnych. Te grupy zawodowe, nawet gdyby obniżyć w nich wiek emerytalny i podnieść śmiertelność, i tak nie byłyby w stanie wchłaniać rocznie po 10-12 tys. nowych adeptów.
Liczba etatów sędziowskich czy prokuratorskich jest limitowana potrzebami i możliwościami państwa, liczba notariuszy, adwokatów czy radców prawnych jest limitowana wielkością obrotu prawnego. To „otwieranie zawodów prawniczych” na razie polega na tym, że zawody sędziów i prokuratorów zostały zamknięte jeszcze szczelniej niż dotychczas. Aplikantów do tych profesji kształci nowo powołana Szkoła Sędziów i Prokuratorów, która przyjmuje ich tylko tylu, dla ilu będą później etaty. Jak widać, rząd dba o budżetowe pieniądze. I chwała mu za to. Natomiast chce być dobry, ale nie swoim kosztem. Dotychczas, kierując się identycznymi zasadami jak rząd, samorządy prawnicze (adwokacki, radcowski, notarialny) przyjmowały tylu aplikantów, ilu adwokaci patroni mogli w swoich kancelariach zatrudnić. Teraz na aplikację przyjmuje de facto minister sprawiedliwości. Wszyscy, którzy zdali egzamin wstępny na aplikację, muszą być przyjęci. Tę rzeszę przyjętych na aplikację trzeba teraz poupychać po kancelariach, aby tam, na dotychczasowych zasadach, uczyli się od swoich patronów. Krótko mówiąc, minister każe samorządom prawniczym przyjąć, utrzymać i wykształcić ogromną liczbę aplikantów, na której wielkość te samorządy żadnego wpływu nie mają. Ale zorganizować szkolenia i zatrudnić aplikantów oraz płacić im wynagrodzenie – muszą. To dość swobodne podejście do zagwarantowanej konstytucją samorządności zawodowej prawników.
Pociąga to za sobą określone skutki społeczne. W krótkim czasie wzrośnie znacznie liczba adwokatów i radców prawnych. Być może wpłynie to na obniżenie cen usług prawniczych, z całą jednak pewnością znacznie obniży się poziom świadczonych usług. Tak czy inaczej zapłaci więc za to społeczeństwo. Dobre usługi prawnicze (podobnie jak dobre usługi w każdej dziedzinie!) muszą kosztować. Rzecz nie w tym, by ich ceny obniżać przez nieograniczone zwiększanie ich podaży, ale by zapewnić dostępność tych usług za darmo dla ludzi najuboższych. W tej sprawie rząd i środowiska prawnicze powinny wypracować wspólnie nowe zasady bezpłatnych lub płatnych przez skarb państwa porad prawnych, obron z urzędu itd.
Zwiększanie w nieskończoność liczby słabo wyszkolonych adwokatów i radców prawnych przyniesie jeszcze jeden skutek – najlepsi adwokaci, o dużej renomie i tak dadzą sobie radę. Młodzi będą mieli trudności z przebiciem się na rynku. Z czasem pojawią się bezrobotni adwokaci i radcy prawni. Co więcej, „nadpodaż” aplikantów, szukających niezbędnego im patrona, z reguły za cenę przyjęcia do kancelarii godzi się pracować za darmo, a nawet sama opłaca sobie ZUS. Na coś takiego mogą sobie pozwolić tylko ci, którzy mają bogatych rodziców. Pomijając już fakt, że zaczynają wejście do zawodu od dokonania razem z patronem szwindlu.
Tymczasem Platforma proponuje jeszcze stworzenie nowego zawodu, konkurencyjnego i dla adwokatów, i dla radców. Mieliby to być doradcy prawni, który to zawód można by wykonywać zaraz po studiach i bez żadnych aplikacji. Przeciwko tym rozwiązaniom zaprotestowały nie tylko nasze korporacje, lecz także międzynarodowe gremia prawnicze. Oburzyło to posła Jarosława Gowina, który protesty podjęte w imię zwalczania prawniczego partactwa nazwał… obroną złodziejstwa i oszustwa! W Platformie bowiem przyjęła się filozofia PiS, że korporacje prawnicze, niezależne od rządu, to środowiska mocno podejrzane.
Jeśli chcemy być uczciwi wobec tych tysięcy młodych prawników opuszczających każdego roku wydziały prawa naszych uczelni, musimy im szczerze powiedzieć: nie jest możliwe, abyście wszyscy zostali sędziami, prokuratorami, adwokatami, radcami prawnymi czy notariuszami. Zapewniamy jednak, że stworzymy takie zdrowe mechanizmy, aby najlepsi spośród was mogli uprawiać te ważne społecznie zawody. I trzeba rzeczywiście przystąpić do tworzenia takich mechanizmów.
Co z resztą absolwentów? Znaczną ich część (ale też ograniczoną!) przyjmie administracja i gospodarka. Można też pomyśleć, czy w szkołach ponadpodstawowych nie wprowadzić lekcji z podstaw prawa. Dałoby to, z jednej strony, zatrudnienie tysiącom absolwentów, z drugiej zaś, podniosłoby bardzo u nas niską kulturę prawną. Byłoby to dużą korzyścią dla społeczeństwa, które niejednokrotnie staje zupełnie bezbronne i zdezorientowane przed machiną urzędów i gąszczem przepisów prawa.
Wymaga to jednak poważnej reformy programów nauczania, przesunięcia do budżetu MEN znacznych kwot. To też nie jest łatwe.
Najłatwiejsze, co można zrobić, to dalej głosić, że samorządy prawnicze są wrogiem publicznym, a młodzież prawniczą łudzić „otwarciem zawodów prawniczych”. Ale to żadnego problemu nie rozwiąże, natomiast wkrótce stworzy nowe.

Wydanie: 2011, 27/2011

Kategorie: Felietony, Jan Widacki
Tagi: Jan Widacki

Komentarze

  1. lolek
    lolek 26 października, 2011, 08:50

    1. Studia prawnicze powinny trwać 3,5 roku. ewentualnie 5 ale razem możliwością odbywania praktyki od 4 roku liczonej do aplikacji (tak jak np. na budownictwie czy architekturze)

    2. poziom usług prawniczych systematycznie rośnie. Obecni aplikanci są dużo lepiej przygotowani do zawodu niż aplikanci 10-15 lat temu.
    Ciągłe egzaminy i kolokwia, rzucane kłody pod nogi sprawiają jedynie, że ostatecznie na rynek wchodzą LEPIEJ wykształceni prawnicy.

    3. Niepłacenie aplikantom jest PATOLOGIĄ, która powinna być zniesiona prawnie. Wzorem krajów zachodnich, samorząd powinien corocznie ustalać minimalne wynagrodzenie dla aplikanta w kancelarii (odpowiednio do „godności zawodu”).

    4. Na jakich zasadach absolwenci mają nauczać prawa? Nie mogą przecież udzielać nawet porad prawnych! Mają nauczać młodzież? A nie mogą udzielić porady dotyczącej niezapłaconego rachunku za światło?

    Pan Widacki jak zwykle odgrzewa stare kotlety. Niestety, przychodzą nowi ludzie i będą przychodzić. Są dobrze przygotowani, wykształceni, umieją szukać wiedzy, mają niższe stawki. Jasne, że trudno się „przebić”. Ale lepsze to niż zupełny brak uprawnień.

    A może by tak p. Widacki napisał coś o ŻENUJĄCO NISKICH stawkach adwokackich? I to w sprawach, które stanowią ogromną część rynku! Całe prawo pracy, rodzinne, ubezpieczeń społecznych, własność nieruchomości. Dla przykładu:
    – alimenty – stawka 60zł (za prowadzenie CAŁEJ sprawy: przygotowanie całej sprawy, pozew, dokumenty, pisma, 5 rozpraw, przyjmowanie klienta, koszty dojazdu do sądu, korespondencji itd.) 60zł na znaczki pocztowe nie starcza!
    – ubezpieczenia społeczne: 120 zł – to samo. sprawy merytorycznie baardzo skomplikowane

    Przy takich stawkach, nawet jeżeli adwokat jest w 99.99% przekonany, że klient wygra, to i tak nie opłaca się go reprezentować. Można ustalić wyższą stawkę, ale przeciwnik w razie przegranej zwróci tylko podstawową. To jaki sens dla klienta? Jak ktoś walczy o odszkodowanie za zwolnienie z pracy (łącznie 3.000 zł), a adwokat weźmie 800zł za sprawę? To woli sam iść do sądu. W tych kategoriach spraw obywatele pozostaną bez pomocy prawnej, niezależnie od tego ilu będzie prawników. Pan Widacki również nie użyczy takiemu swojej „jakości usług”.

    Więc może adwokaci ze Starej Gwardii zaczną wreszcie myśleć o rzeczywistych przeszkodach dla adwokatów i rynku, a nie wiecznie konfliktować ze sobą młodych

    Odpowiedz na ten komentarz
  2. pawel
    pawel 16 listopada, 2011, 19:46

    Nie moge się zgodzić się z przedmówcą iż obecni aplikancji prezentują wyższy poziom wiedzy niz ich koledzy 10-15 lat temu. Moim skromnym zdaniem miedzy ówczesnymi aplikantami a dzisiejszymi jest przepaść ale na korzyść starszych kolegów. Pracuje w kancelarii juz wiele lat ale takiego słowotworstwa i tak niskiego poziomu kształcenia na studiach prawniczych wedle mojej opini jeszcze nie bylo. Owszem wśród osob konczących studia znajdują sie jednostki dobre i wybitne, dla których dostanie się na aplikację prawniczą i jej ukończenie nie jest żadnym problemem jednak obok tych pereł znaczną rzesze stanowią osoby nie posiadające wystarczającej wiedzy prawniczej i nie potrafiące stosować prawa w praktyce, za to z wielkim przekonaniem o własnej wyjątkowości oraz wielkim znaczeniu osobistym, jakiego nabrali kończąc studia prawnicze. Co do otwarcia zawodów prawniczych to mysle ze absolwenci prawa i tak nie bedą mieli szans w konkurencji z rzesza adwokatów która weszla niedawno na rynek, a którzy konkurencyjnymi cenami zdobywają klientów. Osobistym mój wniosek jest taki że gdy ja zdawalem na studia prawnicze na 1 miejsce startowło około 5 osób, a teraz praktycznie kto chce może dostać się bez zadnych egzaminów i z niewielkim trudnem ukonczyć te studia. Zreformujmy system kształcenia przyjmujmy najlepszych na studia a nie cala mase chetnych, którzy potem będa mieli pretensje ze ukonczenie aplikacji stanowi dla nich przeszkodę nie do przebycia.

    Odpowiedz na ten komentarz
  3. LeMarchand_2009
    LeMarchand_2009 11 marca, 2012, 23:10

    Jak zwykle – obowiązuje stara prawda :”Wiedza jest dziedziczna”-takie sploty można było wysnuć z relacji telewizyjnych ,ukazujących rodzinne kancelarie :w których prawnicy (praktycy -adwokaci ,radcowie )Wypowiadali się o swych pociechach -że to oni winni w pierwszej kolejności mieć możliwość odbycie aplikacji -decyzją samej rady adwokackiej czy radcowskiej.Jak wskazuje historia wiedza nie jest dziedziczna ,a na wydziale prawa sama wiedza nie wystarcza -należy jeszcze włożyć serce o ogrom pracy .Cóż więc dla takich :”pupili „pootwierało się mnóstwo prywatnych szkółek prawa – gdzie za naukę się płaci .Powiem tak – Państwowe uczelnie (kadra) wystarczająco obrzydza sam etap studiowania .Na mojej uczelni statystyka mniej więcej wyglądała w sposób następujący .Przyjęto 1600 osób ,a studia w czasie ukończyło 50 osób (Płacono zapewne za poprawkowe egzaminy ,profesorowie w 99 % należeli do samorządów prawniczych ).Suma sumarum .Pytanie rodzi się samo kto był winny Profesorowie i doktorzy -którzy widać nie potrafili nauczyć ,czy student nękany już od pierwszego roku na studiach .Ile trzeba mieć w sobie zawziętości ,determinacji ,jaki czas należy przeznaczyć aby przejść studia bez problemów .Może winni są sami studenci ,których życie nie rozpieszcza ponieważ np w czasie studiów pracują ,pochorowali się, nie posiadali pieniędzy etc.
    W moim przekonaniu -problem leży w zniechęcaniu ludzi do zawodu od pierwszych chwil na uczelniach państwowych .Powiedzmy sobie szczerze .Osoby ,które uczą również praktykują a na uczelniach w katedrach żądzą osoby o tych samych nazwiskach .Fakt -niektóre osoby wyróżniają się wiedzą i swą osobowością ,w tym również inteligencją .Ale z tą grupą uczących -generalnie nie było większych problemów .
    Przykład na 700-800 osób Prawo handlowe zdało około 10-20 osób w pierwszym terminie .W drugim terminie zdała może 100 a pozostałe 600-700 osób miało warunki lub spadli niżej .
    Sami widzicie ,że Ci którzy skończyli Państwowe uczelnie i posiadają dyplom prawa posiadają możność dostania się i ukończenia aplikacji .Problem polega również na tym ,że niestety niektórzy z nas mają serdecznie dość bicia głową o beton .

    Porównanie :System jest nie jasny i przeprowadzona reforma :w postaci testowego sprawdzenia wiedzy jest dobra .Jeżeli wejdą testy na aplikacje prawnicze to znów ktoś postawi Tamę nie do przejścia -a w tej chwili ,na ten czas wszystko znów zmierza ku niedobremu .

    Interpretować kazusy można przecież na wiele sposobów .

    Słowa Pana Widackiego -troszkę są nie na miejscu uważam ,są obrażliwe .Pan Widacki widać studiował Prawo -w okresie , o którym najlepiej zapomnieć . W związku z czym dziwi mnie opinia zacnego i wpłwowego prawnika ,który w danej kwestii prawnej ma pogląd zdecydowanie archaiczny.
    „Pociąga to za sobą określone skutki społeczne. W krótkim czasie wzrośnie znacznie liczba adwokatów i radców prawnych. Być może wpłynie to na obniżenie cen usług prawniczych, z całą jednak pewnością znacznie obniży się poziom świadczonych usług”

    Czy nauczyciel ma wpływ na liczbę osób ,która jest przyjmowana na studia
    czy elektryk ma wpływ na ogólną liczbę elektryków wykonujących zawód w jego miejscowości ,Czy mechanik ma wpływ na ogólną liczbę mechaników -świadczących usługi motoryzacyjne .
    O takich kwestiach decyduje rynek a nie grupa ludzi .
    To rynek ma zweryfikować czy dane osoby będą istnieć w zawodzie czy też nie a nie czyjeś sądy i oceny -ponieważ niestety lub stety mamy przecież gospodrkę wolnorynkową i nikomu nie wolno ograniczać dostępu do zawodu ,a jego reglamentowanie jak to w Polsce często bywa nie ma nic wspólnego z demokracją (która prawdopodobnie jest podstawą ustroju RP )

    Mario

    Odpowiedz na ten komentarz
  4. fytax
    fytax 25 kwietnia, 2012, 04:13

    Prawda jest taka,że poziom studentów i kształcenia na polskich uczelniach jest żenująco niski.
    Tak z 2/3 studentów powinno się wywalić ze względu na niski pozim intelektualny.
    niestety studia prawnicze (a także medyczne i pare innych) są dla najwybitniejszych.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy