Sztandar wyprowadzić?

Sztandar wyprowadzić?

Uważnie słucham toczącej się już od tygodnia dyskusji o wynikach wyborów i nabieram przekonania, że w wielu kwestiach nie dociera ona do istoty rzeczy, poza tym jest zbyt emocjonalna. Spróbujmy zrobić bilans na chłodno. Niewątpliwym sukcesem Polski i Polaków jest to, że PiS nie powróciło do władzy. Dla 70% Polaków jest to sukces uświadomiony, dla większości tych, którzy na PiS głosowali – nieuświadomiony. Większość elektoratu PiS – wierzę w to mocno – dobrze życzy sobie i krajowi, tylko nie rozumie, co mogłyby znaczyć dla Polski kolejne lata wprowadzania w życie paranoicznego projektu IV RP. Zaczęłoby się od rozliczania Platformy za okres jej rządów, za katastrofę smoleńską, za stan państwa (przedstawiany jako tragiczny) determinujący wedle propagandzistów PiS wszystkie kolejne niepowodzenia nowego rządu i wszystkie trudności, których nie umiałby pokonać. Trybunał Stanu po raz pierwszy w dziejach miałby pełne ręce roboty, prokuratorzy i specpolicmajstrzy znów byliby najważniejsi w państwie. Chleba by nie przybyło, za to igrzysk lud miałby pod dostatkiem. Telewizja nie nadążałaby z transmisjami z zatrzymań znanych osób. Powstrzymanie PiS to sukces niewątpliwy i największy. Co prawda, w Sejmie zasiądzie cała dobrze znana z czasów IV RP kadra CBA – z Mariuszem Kamińskim, bodajże z dwoma jego niegdysiejszymi zastępcami oraz ze sławnym agentem Tomkiem. Zasiądzie też były szef ABW, prokurator Święczkowski i kilku innych, którzy po raz pierwszy w życiu nie muszą udawać, że są apolityczni. Zabawny to będzie Sejm. Dotąd był jeden Macierewicz – teraz macierewiczopodobnych będzie cały legion: i ci wyżej wymienieni, i Macierewicza „towarzysz nieodstępny” Piotr Naimski. Tyle, ile teraz usłyszymy z mównicy sejmowej o spiskach, układach, obcych agentach, zdradach i zaprzaństwie, nie padało z niej jeszcze nigdy. Jakby z trybuny ktoś odczytywał „Gazetę Polską”. Cała nadzieja w tym, że podaż politycznego horroru będzie większa niż popyt, a efekt odmienny od zamierzonego. Ludzie przestaną tego słuchać albo słuchając, będą się pukać w czoło. Równocześnie stan frustracji w PiS może rozsadzić tę partię, redukując do sekty wyznawców Jarosława Kaczyńskiego. A frustracja ludzi, którym wpojono, że mają monopol na patriotyzm, rację stanu, genialnego wodza, a mimo to przegrywają kolejne wybory, jest ogromna i wyzwala czasem działania nieoczekiwane i nieracjonalne. W sumie sukcesem Polski jest to, że po raz pierwszy w 20-leciu wybory po pełnej kadencji wygrywa ta sama partia i ten sam premier będzie ponownie tworzył rząd i nim kierował. Mniejsza o to, że chodzi akurat o Platformę i premiera Tuska. Ich władza, jak pokazały wybory, ma mandat społeczny i jeśli szanuje się demokrację, trzeba ten mandat uszanować. Powtórzenie kadencji pozwoli na stabilizację administracji, a stabilizacja sprzyja kompetencji. Dotychczas po każdych wyborach zmieniała się cała kadra kierownicza (i nie tylko kierownicza!) w ministerstwach, urzędach, służbach. Przychodzili ludzie nowi, często niekompetentni i choćby nawet byli pełni dobrej woli, zanim się czegoś nauczyli, już odchodzili wraz ze zmianą rządu. Jedynym niepożądanym skutkiem ubocznym drugiej kadencji PO będzie wzrost jej arogancji w sprawowaniu władzy, arogancji, z którą mieliśmy nieraz do czynienia w ubiegłej kadencji. Umocnienie się w przekonaniu, że „nie ma z kim przegrać”, nie sprzyja liczeniu się ze zdaniem opozycji ani nawet koalicjanta. Ale też może się źle skończyć. Ludzie związani z lewicą na ogół tych sukcesów zauważać nie chcą, biadają nad katastrofą SLD i szukają winnych, a nawet już znaleźli winnego. Rozważając rzecz spokojnie, trzeba powiedzieć, że jeśli Polska jest w miarę normalnym europejskim krajem, a Polacy w miarę normalnym europejskim społeczeństwem, to część tego społeczeństwa ma poglądy lub co najmniej lokuje swe sympatie na prawicy, część na lewicy, a część w centrum. Tak jest w zasadzie w każdym kraju Europy. Dlaczego Polska miałaby być inna? Bez ryzyka można więc powiedzieć, że znaczna część Polaków ma poglądy lewicowe lub centrolewicowe, znaczna część sympatyzuje z prawicą, a część lokowałaby je w centrum. To założenie teoretyczne potwierdziły ostatnie wybory. Na kandydatów kojarzonych z szeroko pojętą lewicą oddano łącznie co najmniej 30% głosów. Czyli niemal tyle, ile trzeba, by Polską rządzić. Proszę zsumować głosy oddane na SLD, na Ruch Palikota, na kandydatów jednoznacznie kojarzonych z lewicą, a startujących z list PO. A ilu

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2011, 42/2011

Kategorie: Felietony, Jan Widacki
Tagi: Jan Widacki