Co naprawdę jest ważne?

Co naprawdę jest ważne?

Unia Europejska jest w najgłębszym kryzysie w swojej historii. Wyjście z niego wymaga solidarnego i śmiałego działania wszystkich jej członków. Plajta strefy euro, choć do niej nie należymy, i tak rozwaliłaby naszą gospodarkę. W tej sytuacji zarówno premier Tusk, jak i min. Sikorski zachowują się nadzwyczaj racjonalnie. Każdy, komu naprawdę zależy na przyszłości Polski, a kto jest zdolny do myślenia, jeśli nawet nie będzie chwalił rządu, to przynajmniej nie będzie rzucał mu kłód pod nogi. Taką filozofię przyjął i SLD, i Ruch Palikota. Ale dla Jarosława Kaczyńskiego i jego sekty nie ma innego, większego dobra dla Polski, ba, szczęścia dla Polski, niż rządy PiS. A te mogą powrócić tylko w wyniku ogólnego kryzysu, załamania gospodarki, powszechnych niepokojów społecznych. Zatem im gorzej – tym lepiej. Jarosław Kaczyński nie ma oczywiście żadnej recepty na kryzys, żadnego pomysłu na gospodarkę. Jedyne, co potrafiłby zrobić, to wskazać ludowi winnych kryzysu, wszelkich nieszczęść zbiorowych i indywidualnych frustracji oraz poszczuć lud na Platformę, na Tuska, już nawet może mniej na postkomunę. Nie dlatego, że uznał tym razem Millera za „polityka lewicy średnio-starszego pokolenia”, ale dlatego, że SLD w swej obecnej kondycji nie jest konkurentem PiS w walce o władzę. Realizując swój plan, Kaczyński wyciąga z lamusa straszak niemiecki, bredzi o zagrożeniu czy nawet już o utracie niepodległości Polski, wzywa lud na barykady, a od Pana Boga żąda, by Ojczyznę wolną zwrócić raczył. Ta polityka okazuje się skuteczna, trafia, jak pokazują sondaże, na podatny grunt. W ostatnich dniach notowania PiS wzrosły znacząco. Wciąż co najmniej 30% Polaków myśli tak jak PiS, a może raczej nie myśli, ale czuje i przeżywa. Ten idiotyczny w tej sytuacji hurrapatriotyzm trafia gdzieś w podświadomość, hasła obrony niepodległości dobrze się kojarzą, budzą pozytywne emocje i kto by tam wysilał intelekt, by sprawdzać, czy są one prawdziwe i adekwatne do rzeczywistości. Czy niepodległość jest naprawdę zagrożona, a premier lub minister spraw zagranicznych faktycznie idą na pasku Niemiec. A któż by wysilał intelekt, by wreszcie rozstrzygnąć, komu służy Tusk: Putinowi (jak oskarżał go niedawno Kaczyński) czy raczej Angeli Merkel (jak oskarża teraz)? Ale po co myśleć? Biało-czerwona w górę, „nie rzucim ziemi, skąd nasz ród”, „jeszcze Polska nie zginęła”, „Jarosław Polskę zbaw!”, a Panie Boże oddaj wolną! Ale kto tak wychowywał naród przez ostatnie 20 lat? Czy tu Platforma nie ma sobie nic do zarzucenia? Kto jest odpowiedzialny za szkolne programy historii? Kto czuje się odpowiedzialny za to, że studenci III roku prawa nie wiedzą, kim był Piotr Skarga (choć Sejm uchwalił rok 2012 rokiem Skargi), a studenci filologii podejrzewają, że w XIX w. Kraków należał… do Wielkiego Księstwa Litewskiego? (obydwa przykłady autentyczne, z Krakowa, z ubiegłego tygodnia!). Kto czuje się odpowiedzialny za to, że naukę historii sprowadzono do komiksowej formy „grup rekonstrukcyjnych”? Kto historię najnowszą oddał w pacht IPN? Kto przyczynił się do tego, że w konsekwencji upowszechnia się archaiczny, narodowo-katolicki, trochę teatralny, bezmyślny i emocjonalny model patriotyzmu? Czy politycy Platformy nie mają tu sobie nic do zarzucenia? Czy to nie oni w dużej mierze produkują amunicję, z której PiS do nich strzela? W ostatnich dniach, przy okazji obchodów 30. rocznicy wprowadzenia stanu wojennego, politycy Platformy bredzili tak jak dotąd pisowcy. Ci ostatni poszli bowiem w swojej schizofrenii krok dalej: 13 grudnia manifestowali bardziej przeciw Tuskowi niż przeciw Jaruzelskiemu. Jak reagowali w mediach na oświadczenie ciężko chorego starca, gen. Jaruzelskiego, wydane w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego? Te reakcje nie różniły się od reakcji polityków PiS. Retoryka wypowiedzi pisowców i platformersów z okazji rocznicy wprowadzenia stanu wojennego była identyczna. I te same były nadużycia semantyczne. Słowa: walka, walczyłem, walczyliśmy, wywalczyliśmy padały z ust jednych i drugich. Walczyli powstańcy styczniowi i warszawscy, legioniści i żołnierze września. Dzięki rozciągnięciu znaczenia słowa walka wszystkim tym żołnierzom i powstańcom przybyło nagle wielu towarzyszy broni. O swojej „walce” mówi w telewizji jeden poseł. Sprawdzam w internecie, w katalogach IPN – faktycznie „walczył”. Bezpieka podejrzewała go o przynależność do nieformalnej młodzieżowej grupy antysocjalistycznej. Odbyła z nim rozmowę profilaktyczno-ostrzegawczą, zaraz na początku stanu wojennego, i przestała się nim

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2011, 51-52/2011

Kategorie: Felietony, Jan Widacki
Tagi: Jan Widacki