Nauka zreformowana

Nauka zreformowana

Osiągnięcia naukowe są trudne do zmierzenia, a tym bardziej do porównywania. Jak ocenić, czy większym osiągnięciem był artykuł z fizyki, czy artykuł z historii literatury? Odkrycie i opisanie nieznanego dotąd motyla czy analiza orzeczenia Sądu Najwyższego? Czy większym uczonym był filozof Tadeusz Kotarbiński, czy fizjolog Napoleon Cybulski? Jak to porównywać i czy takie porównanie w ogóle ma sens? No i na koniec, czy do czegoś może być przydatne? Jak porównywać dorobek naukowy uczonych z różnych dziedzin?Szukanie wymiernych kryteriów jest tu niezwykle trudne, a wszystkie próby podejmowane w tym celu bywają zawodne. Jedną z takich prób jest porównywanie liczby cytowań. Wedle tego kryterium można ustalić, kto jak często jest cytowany. Pomijam już to, że cytowanie cytowaniu nierówne. Można czyjąś pracę cytować z uznaniem, można też przeciwnie. Są dziedziny nauki, które z natury rzeczy mają międzynarodowy charakter. Tak niewątpliwie jest w przypadku matematyki czy logiki, nauk przyrodniczych i niektórych społecznych. Ważne, by ustalenia dokonane w ich ramach były dostępne dla międzynarodowej społeczności uczonych. Rzecz zatem w języku publikacji oraz w tym, gdzie zostanie ona umieszczona. Opublikowanie w którymś z języków kongresowych (najlepiej w języku angielskim), w czasopiśmie międzynarodowym daje szanse na zauważenie (a tym samym cytowanie) w świecie. Ale trudno sobie wyobrazić, by historyk zajmujący się dziejami Polski, literaturoznawca zajmujący się polską literaturą albo prawnik badający prawo polskie publikowali w języku angielskim (ze stratą dla polskiej humanistyki). Ilu uczonych zagranicznych będzie czytać i cytować te prace, nie mówiąc już o tym, które zagraniczne redakcje czasopism chciałyby to drukować? Liczba cytowań naszych najwybitniejszych nawet humanistów czy prawników z zasady będzie nieporównanie mniejsza niż liczba cytowań bardzo przeciętnego biologa, fizyka czy medyka. To chyba oczywiste.Jeśli już jest jakiś sens w tak ocenianym dorobku, to musiałoby to być robione osobno dla każdej dyscypliny naukowej.Można dorobek naukowy mierzyć liczbą publikacji. Ale w nauce, podobnie jak w literaturze, trafiają się grafomani i wedle tego kryterium to oni przewodziliby stawce.Jeszcze w latach 70. XX w. wymyślono u nas, że dorobek naukowy można oceniać ilościowo. Ministerstwo ustaliło taryfikator. O ile pamiętam taki: za monografię – 2 pkt, za artykuł – 1 pkt, za skrypt – 1,5 pkt. Żartowano wtedy, że Kowalski, który wydał skrypt (1,5 pkt) i opublikował artykuł (1 pkt), czyli w sumie uzyskał 2,5 pkt, był większym uczonym niż Marks, który za „Kapitał” dostałby tylko 2 pkt. Nie wiem, czy z tego względu, czy może dlatego, że ktoś po prostu słusznie doszedł do wniosku, że to nonsens, szybko zrezygnowano z tej idiotycznej punktacji.Do idei wrócono za czasów minister Kudryckiej. Wrócono do punktacji publikacji, jak się okazuje niesłusznie zarzuconej za Gierka. Pani minister w swoim zarządzeniu zdefiniowała, co jest monografią (spójne tematycznie opracowanie naukowe, zawierające bibliografię, mające formę książki, które przedstawia określone zagadnienie w sposób twórczy, a jego objętość powinna wynosić co najmniej sześć arkuszy wydawniczych, czyli ok. 120 stron). Jeśli ktoś coś takiego napisze, zarobi 20 pkt. Jeśli zaś ktoś napisze książkę stanowiącą spójne tematycznie opracowanie naukowe, zawierające bibliografię, które przedstawia w sposób nie tylko twórczy, ale wręcz rewolucjonizujący naukę i budzący podziw naukowego świata, ale napisze to w sposób zwięzły, na 100 stronach (mniej niż sześć arkuszy), żadnych punktów nie dostanie.Żadnych punktów nie dostaje się także za podręcznik akademicki. Podręcznik, z zasady będący ukoronowaniem wiedzy i doświadczeń dydaktycznych profesora, zdaniem ministerstwa, na żaden punkt nie zasługuje.Za artykuł – w zależności od tego, na jakiej liście ministerstwa znajduje się czasopismo, w którym artykuł został opublikowany (są aż trzy listy!) – autor może zarobić liczbę punktów, którą ministerstwo raczyło przyznać poszczególnym tytułom. Zasady przyznania punktów poszczególnym tytułom czasopism zasługują na odrębne rozważania. Na przykład najpoważniejsze w Polsce czasopismo prawnicze, jakim bez wątpienia jest „Państwo i Prawo”, ma przyznane 6 pkt. Tyle samo ma pewien periodyk o zasięgu lokalnym, w którym jak dotąd nie opublikowano żadnej wartościowej pracy.W ogóle za artykuł opublikowany w polskich czasopismach naukowych można dostać od 1 do 10 pkt. Ale tu znów pojawia się warunek: artykuł musi mieć (jeśli chodzi o nauki

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2014, 32/2014

Kategorie: Felietony, Jan Widacki
Tagi: Jan Widacki