Pogrzeb

Pogrzeb

„Krzyż mieliście na piersi, a brauning w kieszeni. Z Bogiem byli w sojuszu, a z mordercą w pakcie”, pisał Julian Tuwim w wierszu „Pogrzeb prezydenta Narutowicza”, adresując te słowa do zbirów i głupców „w chichocie zastygłych”, tych, którzy najpierw zawyli z wściekłości, a później nie chcieli dopuścić do takiej „hańby” i „zdrady”, aby wybrany głosami lewicy i mniejszości narodowych prezydent Gabriel Narutowicz został zaprzysiężony, i próbowali zablokować jego przejazd do Sejmu. Stali i wyli, ciskali w stronę prezydenta obelgi, bryły lodu, śniegu i kamienie. Budowali barykady przy bierności policji i dwuznacznej postawie premiera, który nikomu nie chciał się narazić. Temu nastrojowi dał się ponieść egzaltowany malarz Eligiusz Niewiadomski, który kilka dni później zastrzelił w Zachęcie pierwszego prezydenta Rzeczypospolitej. Jak tego nie przypomnieć dziś, po pogrzebie Generała Jaruzelskiego? Taki sam tłum, tak samo wyjący z wściekłości, rzucający identyczne obelgi, uzupełnione tylko nieznanym wówczas okrzykiem „Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę!”, ulubionym hasłem tych, którzy wykrzykują je z zapałem dopiero 25 lat po obaleniu komuny. Taki sam dziki, bezmyślny, zaślepiony nienawiścią tłum, rozładowujący swoje frustracje, próbujący przeszkodzić pogrzebowi. I tak samo bierna policja, tak samo dwuznaczna, asekurancka postawa premiera. I tak samo jak wtedy, w 1922 r., w tle prawicowi politycy i publicyści, którzy szczuli ten tłum, sącząc jad nienawiści w mediach. Nie tylko politycy i nie tylko publicyści. Także urzędnicy państwowi, z prezesem Instytutu Pamięci Narodowej Łukaszem Kamińskim na czele. W podłości i plugastwie posunięto się tak daleko, że publicznie rozważano, czy udzielone Generałowi przed śmiercią sakramenty były ważne… A robił to niejaki Dunin-Borkowski. Ksiądz. Podobno katolicki. Nie uszanowano ani decyzji władz państwowych, ani majestatu śmierci, ani bólu najbliższych. Jakże współczuję Monice Jaruzelskiej, współczesnej polskiej Antygonie, i jakże ją podziwiam! Jak dzielnie znosiła ten ciężar tragicznych chwil. Serca wszystkich uczciwych ludzi musiały być w trudnym czasie przy niej. I były! Rzekomo w imię honoru Rzeczypospolitej znieważano jej symbole. Wyzywano prezydenta, zagłuszano hymn państwowy, nie uszanowano wojskowych sztandarów… Stała się rzecz niewyobrażalna, polskiej i chrześcijańskiej tradycji obca. Różne już rzeczy się zdarzały, ale próby niedopuszczenia do pogrzebu, chamskie zakłócanie jego przebiegu zdarzyły się po raz pierwszy. W homilii bp Guzdek powiedział, że te uroczystości są swoistą próbą. „Jak z tej próby wyjdziemy – pytał retorycznie – czy zdamy egzamin z naszego człowieczeństwa i chrześcijaństwa?”. No to już wiemy, jak wyszliśmy z tej próby. Nie chodzi mi o to stado ryczącego pod katedrą i na cmentarzu bydła, któremu obce są reguły cywilizowanego świata, obca elementarna kultura, obce miłosierdzie i obca Ewangelia, do której tak chętnie się przyznaje. Jak z tej próby wyszedł Kościół? Czy nie licząc wypowiedzi bp. Guzdka, choć jeden katolicki hierarcha potępi albo chociaż wytłumaczy, że przeszkadzanie w pogrzebie, znieważanie zmarłego jest niechrześcijańskie? Czy którykolwiek kapłan powiedział wyraźnie, że to, co się stało przed Katedrą Polową i na Powązkach, jest w całości hańbą, a grzechem każdego, kto brał w tym udział? Czy jakakolwiek kara kościelna spadła na ks. Dunina-Borkowskiego? Czy któryś z przełożonych powiedział mu, że jest podłym głupcem? Czy którekolwiek z prawicowo-kościelnych mediów, opisując pogrzeb, zająknęło się choćby, może nie potępiając, ale niechby tylko zwracając uwagę, że robienie awantur w czasie pogrzebu jest naganne? Skądże! W tych mediach achrześcijańscy barbarzyńcy są chwaleni, a krytykowane są władze państwowe –  za to, że „zafundowały nam kuriozalną uroczystość związaną z ostatnią drogą Wojciecha Jaruzelskiego” („Nasz Dziennik”), piękne, mądre przemówienie prezydenta Komorowskiego w Katedrze Polowej nazwano zaś „kuriozalnym” (to znów „Nasz Dziennik”). Ale były i inna Polska, i inny Kościół. Było wspomniane piękne, mądre, wyważone przemówienie prezydenta Komorowskiego. Była homilia biskupa polowego Guzdka. I koncelebra, jakże symboliczna, ks. Bonieckiego i ks. Lemańskiego. Obecność w katedrze byłych prezydentów: Lecha Wałęsy i Aleksandra Kwaśniewskiego oraz przemówienie tego drugiego na Powązkach. I obecność na pogrzebie niegdysiejszych przeciwników Generała, więźniów politycznych z czasów PRL, w tym Adama Michnika. I tysiące ludzi zniesmaczonych tym, co się stało w Warszawie, którzy podobnie jak ja mają moralnego kaca. Jest więc i inna Polska. Inna niż ta sfrustrowana, nienawistna, bezmyślna, niechrześcijańska. Może te zdarzenia z Powązek staną się impulsem do głębszej refleksji.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2014, 24/2014

Kategorie: Felietony, Jan Widacki
Tagi: Jan Widacki