Jedno państwo, dwa narody

Jedno państwo, dwa narody

W konfrontacji z Rosją Ukraina jest i będzie sama Naprawdę będziemy toczyć wojnę o jakiś skorumpowany wschodnioeuropejski kraj, który jest dla nas strategicznie nieistotny? Sondaże pokazują, że większość Amerykanów jest całkowicie przeciwna wojnie z Rosją o Ukrainę, bo nie są obłąkani. Ale wiecie, kto bardzo to popiera? Kontrahenci z branży obronnej, w tym były pracodawca szefa Pentagonu Lloyda Austina, Raytheon. W ciągu zaledwie kilku ostatnich lat USA wydały ponad 2 mld dol. na pomoc wojskową dla Ukrainy, której większość ludzi nie potrafi zidentyfikować na mapie… Nie, to nie fragment anglojęzycznego programu rosyjskiego kanału telewizyjnego RT (dawniej Russia Today) ani „Wiadomości” prowadzonych przez Dmitrija Kisielowa, nazywanego „Ustnikiem Putina”, ale opinia Tuckera Carlsona, guru trumpistów i czołowego komentatora FOX News, najpopularniejszej dziś informacyjnej stacji telewizyjnej w Stanach Zjednoczonych, wygłoszona 21 stycznia br. I bynajmniej nie jest on odosobniony w poglądach. Na stronie internetowej dwumiesięcznika „Foreign Policy” Samuel Charap i Scott Boston, pracownicy think tanku RAND Corporation, współpracującego z armią i administracją amerykańską, opublikowali artykuł „Zachodnie uzbrojenie nie zmieni sytuacji na Ukrainie”, w którym piszą, że warta 2,5 mld dol. pomoc wojskowa, którą od 2014 r. Stany Zjednoczone przekazały Ukrainie, miała na celu zwiększenie skuteczności armii ukraińskiej w relatywnie statycznym konflikcie ze wspieranymi przez Rosję separatystami w Donbasie, uzbrojonymi głównie w broń strzelecką i artylerię oraz broń pancerną pamiętającą czasy ZSRR. Nawet według szacunków Kijowa większość z nich to miejscowi, a nie żołnierze regularnej armii rosyjskiej, która dotychczas zaangażowała się bezpośrednio w walki tylko dwa razy – w sierpniu i we wrześniu 2014 r., a także w styczniu i lutym 2015 r. – i to z ograniczonym potencjałem. Oba starcia zakończyły się miażdżącymi porażkami Ukrainy. Jeśli zatem dojdzie teraz do wojny, jej wynik jest łatwy do przewidzenia. 22 stycznia br. na łamach „New York Timesa” ukazał się komentarz zatytułowany „Jak wycofać się z Ukrainy”, którego autor, Ross Douthat, przekonuje, że „w geopolityce dobre intencje są zawsze na dalszym planie w stosunku do realiów władzy. Niezależnie od tego, czego pragnie rząd Ukrainy – czy też my – po prostu nigdy nie był on w stanie w pełni przyłączyć się do Zachodu – jest zbyt słaby ekonomicznie, zbyt wewnętrznie podzielony i po prostu znajduje się w niewłaściwym miejscu. (…) Stany Zjednoczone nie mogą nic nie zrobić, jeśli Rosja napadnie na Ukrainę, ale bylibyśmy szaleni, gdybyśmy przyłączyli się do wojny po stronie Ukrainy”. Jaki płynie z tego wniosek? Ross Douthat wyjaśnia: „Wciąż zbyt dużą wagę przywiązujemy do koncepcji, że tylko NATO może decydować o tym, kto jest w NATO, że samo wykluczenie członkostwa Ukrainy jest w jakiś sposób niemożliwym ustępstwem. To przekonanie jest anachronizmem, artefaktem okresu postzimnowojennego, kiedy na krótko wydawało się możliwe, że – jak to ujął historyk Adam Tooze – kluczowe granice świata będą wyznaczane przez zachodnie potęgi, Stany Zjednoczone i Unię Europejską, na ich własnych warunkach i zgodnie z ich własnymi siłami i preferencjami”. W niemieckich, brytyjskich i francuskich mediach znajdziemy więcej podobnych opinii. Najgłośniejsza to wypowiedź byłego już dowódcy niemieckiej marynarki wojennej, wiceadmirała Kaya-Achima Schönbacha, który stwierdził, że Półwysep Krymski zajęty przez Rosję w 2014 r. został utracony przez Ukrainę. „Już przepadł, nigdy nie wróci, to jest fakt” – za to stwierdzenie Schönbach zapłacił stanowiskiem, bo oficjalnie Berlin nie uznaje aneksji Krymu. Rzecz jasna, cytowane poglądy nie dominują w debacie na temat zagrożenia Ukrainy, ale też nie można ich uznać za margines. Jedno jest pewne: Zachód nie zaryzykuje wojny nuklearnej o Donbas. A to oznacza, że w konfrontacji z Moskwą Kijów jest i będzie sam. Kraj podzielony na pół Kłopot Ukrainy polega na tym, że w jednym państwie żyją dwa narody. W połowie grudnia 2021 r. Kijowski Międzynarodowy Instytut Socjologii opublikował wyniki badań, wskazujące, że 55% Ukraińców jest gotowych stawić opór w wypadku rosyjskiej agresji. Z czego 33% z bronią w ręku, a 22% uczestnicząc w akcjach obywatelskiego sprzeciwu. Reszta albo nie zrobiłaby nic, albo uciekła w bezpieczniejsze rejony kraju lub wyjechała za granicę. To zaskakująco kiepski rezultat, zważywszy że od 2014 r. rządzący Ukrainą politycy włożyli wiele wysiłku w przekonywanie obywateli, że Rosja to odwieczny wróg i agresor. Tymczasem większość Ukraińców

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 06/2022, 2022

Kategorie: Świat