Po taśmociągu nie tylko polityka, ale i polskie dziennikarstwo znalazły się na rozdrożu. Stosunek do tego, jak i czy w ogóle korzystać z podsłuchów jako źródła informacji, bardzo podzielił środowisko dziennikarskie. Wielu wybitnych dziennikarzy uważa, że każda forma podsłuchu jest draństwem i nie może być tak, że z jakiegokolwiek powodu z niego korzystamy. Że wchodząc na drogę publikowania nagrań in extenso, narażamy media na jeszcze większy spadek zaufania. A przecież już dziś ani media, ani dziennikarze nie cieszą się szczególną estymą. Spadek zaufania do mediów będzie zresztą mniejszym problemem wobec totalnego kryzysu zaufania między ludźmi w Polsce. Tego argumentu nie wolno lekceważyć, bo gdyby patrzeć na deficyty w relacjach społecznych, to z pewnością brak zaufania i niechęć do współpracy są w kraju na pierwszym miejscu. W przypadku podsłuchów niełatwo bronić tezy, że były one zakładane w jakimś ważnym interesie społecznym. Bo skoro zakładano je masowo, na zasadzie sieci rybackiej – a nuż coś się w nią złapie – trudno dobrze mówić o intencjach inspiratorów i organizatorów podsłuchów.W zdecydowanej większości środowisko dziennikarskie solidaryzuje się z redakcją „Wprost” w dwóch sprawach. W obronie tajemnicy dziennikarskiej i w obronie tej redakcji przed takimi zachowaniami, jakie zaprezentowała prokuratura, wchodząc do tygodnika. Nie mam złudzeń co do intencji naszego bardzo podzielonego środowiska. W tej obronie przede wszystkim chodzi o zablokowanie na przyszłość możliwości skorzystania z takiego precedensu. To jest uzasadniona obrona własnych redakcji przed podobnym działaniem jakiejkolwiek władzy.W sprawie stosunku do podsłuchów najważniejsze są jednak poglądy polityczne dziennikarzy bądź właścicieli mediów. Bo osobiste poglądy polityczne wpływają na to, czy jest się w większym stopniu za publikacją przecieków czy przeciw niej. Linia ta przebiega dość wyraźnie między szeroko rozumianymi zwolennikami obecnej władzy a opozycją.Jeśli media źle zdefiniują zagrożenia, jakie dla państwa i dla nich samych wynikają z tego, co się dzieje z aferą podsłuchową, poniosą konsekwencje. Najboleśniejsze będzie to, że jeszcze więcej odbiorców naszej pracy odwróci się do nas plecami. By spróbować tego uniknąć i ustalić, co dziennikarzy może łączyć, mimo znanych i głębokich podziałów, po raz pierwszy, odkąd pamiętam, przedstawiciele trzech stowarzyszeń dziennikarskich usiedli przy jednym stole w Fundacji Helsińskiej. Dziękuję za to dyrektorowi Adamowi Bodnarowi. Jak i Sewerynowi Blumsztajnowi z Towarzystwa Dziennikarskiego, który ten dialog zainicjował. Wierzę, że zarówno dla Agnieszki Romaszewskiej-Guzy z SDP, jak i dla mnie (SDRP) była to bardzo ważna debata. Udostępnij: Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X Kliknij, aby udostępnić na Telegramie (Otwiera się w nowym oknie) Telegram Kliknij, aby udostępnić na WhatsApp (Otwiera się w nowym oknie) WhatsApp Kliknij, aby wysłać odnośnik e-mailem do znajomego (Otwiera się w nowym oknie) E-mail Kliknij by wydrukować (Otwiera się w nowym oknie) Drukuj
Tagi:
Jerzy Domański








