Polski rynek sieciowych prezenterów politycznych w pigułce Słyszeliście o Alexie Jonesie? Nie? A powinniście. W szczycie popularności miał dziennie 80 mln oryginalnych wejść na swój kanał na YouTubie. Na wizji krzyczy, płacze, macha rękami, wygraża pięścią establishmentowi i esemesuje z prezydentem Donaldem Trumpem. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby jednocześnie nie rozsiewał masy fake newsów: Baracka Obamę uważa za reptilianina (reptilianie to fikcyjny gatunek humanoidalnych gadów, najczęściej przedstawianych jako obdarzone inteligencją i zdolne do upodabniania się wyglądem do ludzi – przyp. red.), twierdzi, że rząd federalny dodaje do wody chemikalia, które zmieniają żabom orientację seksualną, a Hillary Clinton prowadzi pedofilski dom publiczny w podziemiach waszyngtońskiej pizzerii. W sumie trudno go nazwać vlogerem. To przecież nie jest człowiek, który mówi we własnym domu do komórki albo kamerki w laptopie, tylko prezenter obsługiwany przez całą ekipę – od scenarzystów, przez kamerzystów, po scenografa. Zaczynał skromnie, od kablówki w teksańskim Austin. A potem cierpliwie, krok po kroku, przebijał się do masowej publiczności. Na jego sukces złożyły się dwa elementy – teorie spiskowe i internet. Te pierwsze zapewniły mu tematy – gorące, kontrowersyjne, interesujące dla milionów widzów. Ten drugi – drogę dystrybucji, dzięki której mógł ominąć nobliwe redakcje oraz wielkie sieci telewizyjne i dotrzeć wprost do przeciętnych Amerykanów, znudzonych sformatowaną informacją podawaną przez takich samych prezenterów pod krawatem i prezenterki w garsonkach. Amerykanie mieli dość poprawności politycznej, chcieli emocji i zajęcia się tematami, które pozostawały na marginesie rozważań dziennikarzy głównego nurtu. Czy szczepionki szkodzą? Czy zamachy z 11 września były robotą amerykańskich służb? Kto tak naprawdę rządzi w Waszyngtonie? Czy rząd zdominowali masoni? A może Żydzi? Albo reptilianie? Niezależnie od tego, jak daleko od wiedzy naukowej i faktów lokowały się te teorie, wielu Amerykanów słuchało takich rozważań i o nich dyskutowało. Kariera Alexa Jonesa była najlepszym dowodem tego, że demokratyzacja mediów niekoniecznie przełożyła się na ich jakość. Była, bo za rozsiewanie fałszywych informacji na masową skalę Jones został już zbanowany na YouTubie, Twitterze, Facebooku i w kilku innych wielkich sieciach społecznościowych. Ale na świecie ciągle pojawiają się dziennikarze działający podobnie jak on. Mówić ostro, odrzucać poprawność polityczną, sięgać po jak najbardziej kontrowersyjne tematy i streamować, streamować, streamować. Kanał z „pasztetami”, czyli Marcin Rola przedstawia Także do Polski dociera fala tego obywatelskiego dziennikarstwa. Na pierwszy rzut oka widać, że jest to sfera zdominowana przez prawicę i skrajną prawicę. Czymś pomiędzy profesjonalną stacją a partyjną ekspozyturą realizowaną półprofesjonalnymi metodami są pisowska Telewizja Republika i nacjonalistyczne Media Narodowe. Dużo streamingów z publicznych wydarzeń i demonstracji, dziennikarze amatorzy i sięganie po niszowe tematy to cechy łączące je z dziennikarstwem obywatelskim. Jednak w założeniu kanały te mają być zalążkiem profesjonalnej stacji telewizyjnej. Jest tam studio, scenografia, profesjonalni kamerzyści. Dochód zapewnia emisja reklam. Prawdziwym prekursorem internetowego „dziennikarstwa”, a zarazem przykładem balansowania między siecią a mediami głównego nurtu, jest Mikołaj Janusz, „Jaok”. Przez wiele lat pracował dla Tele5, TOK FM, Rock Radia, Antyradia i telewizyjnej Superstacji, jednocześnie z Piotrem Kozerskim i Rafałem Gradem prowadząc kanał internetowy Pyta.pl, którego główną treścią było pojawianie się na demonstracjach i próby ośmieszenia ich uczestników. Najpopularniejsze filmy osiągały prawie milion odtworzeń. Programy charakteryzowały się prostackim poczuciem humoru, topornością prowokacji i jawną prawicową stronniczością prezentera. Trudno więc się dziwić, że w aktualnym rozdaniu politycznym „Jaok” znalazł pracę w państwowej telewizji, gdzie próbował kontynuować swoje „akcje” w programie satyryczno-publicystycznym „W tyle wizji”. Niezadowolony jednak z zarobków, po półtora roku odszedł z TVP i wrócił do radia oraz internetowego „dziennikarstwa”. Zupełnie poległ w głównym nurcie inny tuz YouTube’a – Marcin Rola. Zaczynał jako czwartoligowy dziennikarz w „Do Rzeczy”, Superstacji i Polsacie. Potem próbował sił w polityce. Był rzecznikiem prasowym Kukiz‘15, startował z 15. miejsca warszawskiej listy ugrupowania. Zdobył 225 głosów. Karierę zrobił dopiero w internecie. Filmiki pokazywane na prowadzonym przez niego na YouTubie kanale wRealu24 miały po kilkadziesiąt milionów wyświetleń. Fotografuje się z Pawłem Kukizem i Krystyną Pawłowicz, a w jego programach pojawiali
Tagi:
Alex Jones, antysemityzm, blogi, cenzura, dziennikarze, Eugeniusz Sendecki, fake news, internet, Jacek Międlar, Krzysztof Woźniak, Kuba Wątły, Marcin Rola, media, media społecznościowe, Medium Obywatelskie, Mikołaj Janusz, nacjonaliści, nacjonalizm, neofaszyści, polityka, polska polityka, polski nacjonalizm, prawica, Rafał Mossakowski, skrajna prawica, społeczeństwo obywatelskie, Telewizja Narodowa, teorie spiskowe, USA, wideoprezentacje, wRealu24, YouTube










