Karząca ręka władzy

Karząca ręka władzy

PiS wykorzystuje prawo karne jako instrument walki politycznej i okazywania dominacji

Prof. Piotr Girdwoyń – dyrektor Instytutu Prawa Karnego Uniwersytetu Warszawskiego

Nowelizacja Kodeksu karnego została przesłana do Trybunału Konstytucyjnego, czekamy na jego wyrok. Zastanawiam się, dlaczego doszło do zaostrzenia przepisów. Chyba jednym z powodów było to, że ekipa rządząca chciała się przypodobać swojemu elektoratowi?
– Hasłem było wzmożenie walki z pedofilią, ale w rzeczywistości na pewno nie o to chodziło. Już od dłuższego czasu można zaobserwować, że prawo karne jest traktowane jako instrument walki politycznej i okazywania dominacji. Prawo karne nie jest jednak wyłącznym regulatorem zachowań ludzkich i nie uważam, że obecne zmiany mogą cokolwiek poprawić.

Czy rzeczywiście powodują one, że prawo karne staje się znacznie surowsze?
– Zdecydowanie tak, kary są dużo wyższe. Może się wydawać, że podnoszenie górnej granicy sankcji nie ma większego znaczenia, ale to oznacza zasadniczą różnicę, jeśli chodzi o możliwość tymczasowego aresztowania. Grożąca oskarżonemu surowa kara jest jedną z przesłanek zastosowania tego środka. Podniesienie sankcji w kilkunastu kategoriach przestępstw oznacza więc, że takiego oskarżonego można już aresztować – a to ogromna zmiana.

Można, ale nie zawsze trzeba. To zależy od sądu.
– Od 90 do 94% wniosków aresztowych składanych przez prokuratorów jest uwzględnianych. Ten, kto panuje nad prokuraturą, może więc sprawić, że areszt tymczasowy będzie stosowany masowo. Gdy zmiany w kodeksie wejdą w życie, prokuratorzy zaczną rutynowo występować z wnioskiem o areszt. Jeżeli sędziemu nie będzie się chciało wnikliwie zapoznać z materiałami sprawy, bo np. akta liczą 1000 tomów, a sąd ma tylko 24 godziny na rozpatrzenie wniosku o areszt – a znacznie częściej po prostu nie będzie miał odpowiednio dużo czasu – to najprawdopodobniej zastosuje tymczasowe aresztowanie, uwzględniając wniosek prokuratora. Wniosek będzie zaś motywowany właśnie tym, że podejrzanemu grozi surowa kara. Coraz więcej ludzi pójdzie do aresztu, dlatego że kara za zarzucane im przestępstwo została podwyższona.

Sama groźba surowej kary nie wystarczy do zastosowania aresztu, powinno też wystąpić np. niebezpieczeństwo mataczenia czy wpływania na świadków.
– Fakt, zagrożenie karą to niejedyny argument. Prokuratorzy wskazują więc również duże prawdopodobieństwo popełnienia zarzucanego czynu (co nie zawsze łatwo zweryfikować), a także właśnie możliwość mataczenia. W świecie idealnym w takim wniosku aresztowym wszystko byłoby dokładnie opisane, wywiedzione i uargumentowane, ale w świecie realnym bywa niestety inaczej. Areszt zaś to przecież faktycznie pozbawienie wolności. Trzy miesiące, kolejne trzy, szybko zrobi się rok – i wtedy trzeba będzie naprawdę dobrego sędziego z twardym karkiem i otwartą głową, żeby nie wydał wyroku skazującego (bo jeśli oskarżony zostanie uniewinniony, będzie mu się należało odszkodowanie za niesłuszne tymczasowe aresztowanie). Pamiętajmy, że areszt to środek ostateczny.

Z punktu widzenia ofiary ciężkiego przestępstwa – czy jej rodziny, gdy stało się najgorsze – to zapewne dobrze, gdy podejrzany siedzi w areszcie, a nie chodzi wolno i jeszcze się odgraża.
– Zapewne tak, ale ludzi aresztuje się także w sprawach gospodarczych. Kiedyś zdarzało się to sporadycznie, teraz stało niemal rutyną. Błędem jest patrzenie na prawo karne wyłącznie przez pryzmat przestępstw przeciwko życiu i zdrowiu. One stanowią mały wycinek, tymczasem analogiczne konstrukcje stosuje się przy okazji bardzo wielu innych czynów. Komuś zarzuca się, że na skutek niedopełnienia obowiązków doprowadził do straty w firmie, w której pracuje – i ląduje w areszcie. Przypominają się czasy afery mięsnej albo skórzanej, ludzi niekiedy rzuca się na pożarcie – głównie medialne, ale także finansowe czy gospodarcze.

Z tą różnicą, że nie ma już kary śmierci, wykonanej w aferze mięsnej – ale może być dożywocie bez szansy na przedterminowe zwolnienie.
– To okrutna kara, choć domyślam się, że może się podobać. Gdybyśmy zrobili referendum, pewnie łamanie kołem czy palenie na stosie też zyskałoby wielu zwolenników. I pomyśleć, że bezwzględne dożywocie wprowadza partia, która utrzymuje, że ma chrześcijańskie korzenie… Chrześcijański system wartości zakłada przecież wiarę w człowieka. Dziś czasami są w Polsce orzekane kary dożywocia z możliwością ubiegania się o warunkowe przedterminowe zwolnienie po 40 latach. To naprawdę bardzo wysoka kara i nie ma powodu, by ją jeszcze zaostrzać.

Teraz za zabójstwo grozi od 8 do 15 lat albo kary szczególne: 25 lat bądź dożywocie. Po nowelizacji ma być od 10 do 30 lat bądź dożywocie. Czy to rzeczywiście byłaby taka duża zmiana?
– Nie chodzi mi o to, żeby przestępców traktować pobłażliwie i za zabójstwa tylko besztać – ale po co podnosić górną granicę do 30 lat, skoro dożywocie jest i dziś? Wydłużając karę pozbawienia wolności, gdzieś dochodzimy do absurdu. Rzeczywiście nie ma specjalnej różnicy, czy kogoś skazano na 25, czy na 30 lat, bo ludzie, którzy odsiadują najdłuższe kary, przeważnie umierają w więzieniu. Niezdrowe warunki, brak higieny, stres, dieta nie zawsze taka, jaka powinna być, i cały reżim zakładu karnego skutecznie skracają życie. Skazany na 25 lat 50-latek raczej nie dożyje wyjścia na wolność. A jeżeli nawet wyjdzie, trudno mu będzie żyć w miarę normalnie.

Na dożywocie bez prawa wcześniejszego wyjścia będą mogli być skazywani wyłącznie mordercy. Rodziny ofiar pewnie uznają, że to dobrze, niech sczezną w więzieniu.
– To prawda. Zawsze jednak może się zdarzyć pomyłka, co pokazuje choćby przykład Tomasza Komendy. Co wtedy? Niewinnie skazany będzie siedział do końca życia, bez szansy na warunkowe zwolnienie. Poza tym komuś, kto usłyszy wyrok bezwzględnego dożywocia, będzie już wszystko jedno. Może zabić kogoś w więzieniu, bo co mu jeszcze grozi? Nic więcej nie można mu już zrobić. Patrząc z humanistycznego punktu widzenia, nie należy człowiekowi, choćby najgorszemu, zabierać nadziei. Nie powinno więc być takich kar.

Wprowadzenie bezwzględnego dożywocia pasuje do przepisu zmieniającego cel kary. Dziś sąd, wymierzając karę, powinien zgodnie z art. 53 kk brać pod uwagę jej „cele zapobiegawcze i wychowawcze”. Po nowelizacji będzie musiał uwzględniać „cele zapobiegawcze” oraz „społeczne oddziaływanie” kary (czyli odstraszanie). Resocjalizacja znika.
– Rozumiem, że wielokrotnego recydywisty po sześćdziesiątce zapewne nie da się zmienić, ale na młodzież (15-latkowie też ponoszą odpowiedzialność karną za niektóre przestępstwa) można jakoś wpłynąć psychologicznie i pedagogicznie – a nie tylko mówić, że trzeba karać, izolować, zamykać itd. A co z nimi robić, jeśli nie wychowywać? Przecież nie zbudujemy megawięzienia dla wszystkich. Zmiana art. 53 to w ogóle kompletny nonsens. Wpisano do niego 10 okoliczności obciążających i 10 łagodzących. Gdy coś wpływa na wymiar kary, trzeba to udowodnić. Prokurator będzie więc starał się wykazać istnienie okoliczności obciążających, a adwokat będzie to zbijał. Przy okolicznościach łagodzących – odwrotnie. Wszystko to wydłuży postępowanie, które będzie mieć 20 dodatkowych celów. Sędzia nie powie: nie zajmujmy się tym, to nieważne, bo strony od razu stwierdzą, że dążą do udowodnienia ważnych okoliczności, szczegółowo wymienionych w kodeksie.

Obecny minister sprawiedliwości zawsze mówił, że nie wierzy w resocjalizację.
– Prawo nie musi tylko karać. Wielu czynom można zapobiegać, to po prostu tańsze niż skazywanie ludzi. Czy mamy stale podnosić kary np. za przestępstwa w ruchu drogowym popełnione wtedy, gdy ktoś wypił dzień wcześniej i myśli, że jest już trzeźwy, więc siada za kierownicę? Taniej – z ekonomicznego i społecznego punktu widzenia – jest edukować i uczyć prawidłowych zachowań. To działanie długofalowe, nudne i nieprzynoszące natychmiastowej reakcji przy najbliższych wyborach. Znacznie efektowniej jest mówić: trzeba sadzać tych bandytów drogowych do więzień. Tyle że to nie bardzo pomaga, bo ludzie wciąż jeżdżą, mimo że wcześniej wypili. Zaostrzanie prawa wcale nie musi powodować spadku liczby przestępstw.

Ale kierowców już od lat się edukuje, a efekty są raczej mierne…
– Bo pewnie źle to się robi.

Być może, ale to pokazuje również, że dobra profilaktyka nie jest prosta. Władza, nie umiejąc zapewnić jej skuteczności, sięga po surowsze kary.
– Polska jest bardzo bezpiecznym krajem, nie widzę zatem sensu podnoszenia kar. Wielka Brytania otworzyła rynek pracy dla Polaków (wyjechali młodzi mężczyźni, którzy są najbardziej typowymi potencjalnymi sprawcami), stopniowo się starzejemy, jesteśmy nieco zamożniejsi. Wszystko to powoduje, że liczba przestępstw systematycznie spada.

Liczba zabójstw jednak przestała spadać. Trzy kolejne lata (trzeba trafu, że to akurat czas rządów PiS) przyniosły wzrost. Według danych policyjnych w 2016 r. stwierdzono popełnienie 456 zabójstw, rok później – 513, a w roku ubiegłym – 539. W ciągu tych trzech lat wzrosła też liczba przestępstw zgwałcenia, seksualnego wykorzystania małoletniego, spowodowania uszczerbku na zdrowiu. To tylko niektóre wybrane statystyki.
– Zabójstwo stwierdzone to w statystyce policyjnej czyn, który policja uważa za zabójstwo – ale sąd nierzadko ma inne zdanie. Te statystyki nie mówią, co się dzieje dalej ze sprawą, gdy już zostanie sporządzony akt oskarżenia. Natomiast w dłuższym trendzie spadek liczby zabójstw jest bezsporny, 10 lat temu popełniano w Polsce ok. 800 zabójstw rocznie, jeszcze wcześniej – regularnie ponad 1000. Podobnie jest z większością przestępstw.

Zabójstwa mają najwyższy współczynnik wykrywalności, wynoszący 96-97%, a jednak wciąż są popełniane. Fałszywa zatem może być teza, że odstrasza nieuchronność kary, a nie jej wysokość.
– Tylko trzeba się zastanowić, dlaczego wykrywalność zabójstw w Polsce jest taka wysoka, a w USA i innych krajach wysoko rozwiniętych jest o 20-30 pkt proc. niższa. U nas wykrywalność jest pojęciem stricte statystycznym, a przy okazji manipuluje się liczbami. Nie jest tak, że w 96% zabójstw wykrywa się sprawcę, w tym sensie, że zostanie skazany, ewentualnie uznany za niepoczytalnego. Warto ten procent wykrywalności porównać z liczbą ludzi skazanych za zabójstwa i zbadać, jaka może być ciemna liczba.

Władza widzi jednak wskaźniki wykrywalności i może uznać, że skoro nieuchronność kary nie odstrasza przestępców, to niezależnie od efektu wyborczego warto ją zaostrzyć, bo a nuż to coś da.
– Moim zdaniem nic nie da, nieuchronność odstrasza bardziej niż wysokość, a wskaźnik wykrywalności to do pewnego stopnia fikcja. Jeśli jednej nocy ktoś na pewnej ulicy podpali trzy samochody i policja złapie sprawcę, to może powiedzieć, że wykryła trzy podpalenia. A jeśli nie złapie, może zakwalifikować je jako jeden czyn i uznać, że jeden przypadek podpalenia nie został wykryty. I tak właśnie czasem się robi. Nie mamy dobrego narzędzia do tworzenia statystyk pokazujących, ile i jakich czynów rzeczywiście wykryto.

Projektu nowelizacji kodeksu rząd nie uznał za pilny, ale Sejm przyjął ją w nadzwyczajnym tempie. Zapewne większości obywateli jest obojętne, w jakim trybie parlament przyjmuje te czy inne przepisy, ale tryb ma czemuś służyć, więc jego naruszanie też odbywa się w jakimś celu. Ale w jakim?
– Pracując nad tym projektem, Sejm złamał wszelkie możliwe zasady oraz własny regulamin, co może pokazywać rzeczywiste intencje rządzących. Im chodzi nie o reformę prawa karnego, lecz o narzucenie swojej narracji, bez możliwości podjęcia jakiejkolwiek dyskusji podczas procesu legislacyjnego. Nie było przecież żadnych powodów, by tę ustawę uchwalać w 48 godzin. Może też była to swoista wrzutka, przykrycie tą nowelizacją jakiegoś innego tematu, niewygodnego dla władzy. Na pewno jednak nie stanowi się tak prawa.

Nowelizacja nakłada na sąd obowiązek stosowania ostrzejszych kar wobec przestępstw ciągłych, recydywistów, sprawców czynów chuligańskich. Czy zmniejszenie swobody orzekania sądu pomoże skuteczniej wymierzać sprawiedliwość?
– Na pewno nie. Sędzia musi mieć margines decyzyjny, bo właśnie dlatego może sądzić. Powinniśmy mieć dobrych, wykształconych sędziów – i powierzać im misję decydowania o winie i wysokości kary. Sędzia ma przecież sprawiedliwość wymierzać. Gdy jest inaczej, przeczy to samej idei wymiaru sprawiedliwości.

Fot. Grzegorz Banaszak/REPORTER

Wydanie: 2019, 30/2019

Kategorie: Wywiady

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy