Klątwa zhańbionej Przedsławy

Klątwa zhańbionej Przedsławy

Gwałt we wczesnym średniowieczu był powszechny, ale gdy dochodziło do niego na szczytach władzy, niemal zawsze był aktem politycznym Był rok 980, gdy ruski książę Włodzimierz wysłał swatów do Połocka. Chciał poślubić córkę miejscowego władcy, księżniczkę Rognedę. Gospodarze bardzo szybko go zgasili. Odpowiedź usłyszał nawet nie od połockiego księcia, ale od samej Rognedy. Dziewczyna rzuciła ze wstrętem: „Nie będę zdejmować butów synowi niewolnicy!”. Takiej obelgi nie można było puścić płazem. W najstarszej ruskiej kronice, „Powieści minionych lat”, odnotowano, że Włodzimierz zebrał wielkie siły. Ściągnął najemników z północy, zjednał sobie rozliczne plemiona. I bez litości uderzył na Połock. Sforsował bramy grodu, wyrżnął załogę, wreszcie wtargnął do książęcego pałacu. Jego wojownicy pojmali ojca i braci Rognedy. Wszystkich zapędzono do jednej komnaty. Była tam też sama księżniczka. Nie wiemy, jaka wywiązała się między nimi wymiana zdań. Może Włodzimierz przypomniał słowa o ściąganiu butów albo nawet – pchnął dziewczynę na ziemię i kazał rozwiązywać sobie śmierdzące, przepocone onuce. Mógł też po prostu bez słowa do niej podejść, zdzielić po twarzy i rozerwać jej suknię. Następnie – to już szczegół opisany w ruskich kronikach – brutalnie ją zgwałcił na oczach całej rodziny. Potem kazał jeszcze zabić każdego ze świadków, bo przecież człowiek, który pozwolił, by tak potraktowano jego córkę lub siostrę, nie zasługiwał, by ziemia go nosiła. Rogneda, chcąc nie chcąc, została żoną Włodzimierza. Urodziła mu kilkoro dzieci, w tym Przedsławę. Można się domyślać, że córka właśnie po niej odziedziczyła temperament. W 1017 r. poszła w ślady matki. Kto wie, czy nie było tak, że to jej pogardliwa odpowiedź przesądziła o reakcji Bolesława Chrobrego. Przedsława powiedziała coś, czego po prostu nie można było puścić mimo uszu. Ona oczywiście była przekonana, że w przeciwieństwie do Rognedy może sobie na to pozwolić. Kijów to nie był Połock. Miasto okalały potężne wały, broniły go nieprzebrane armie. Jakby tego było mało, drogę z Polski do stolicy Rusi znaczyły rozliczne, obsadzone załogami warownie. Bolesław mógł się gotować ze złości. Ale nic innego przecież nie był w stanie zrobić… To przekonanie było na Rusi powszechne aż do 22 lipca 1018 r. Właśnie w tym dniu Bolesław starł się nad rzeką Bug z wojskami kijowskiego księcia Jarosława. Powiedzieć, że zwyciężył, to mało. (…) Nie minęły trzy tygodnie, a wojska Bolesława zakołatały do bram. (…) Kobiety płakały, mężczyźni padali polskim żołnierzom do stóp, błagając o łaskę i litość. (…) Trudno stwierdzić, czy Bolesław wysłuchał docierających zewsząd próśb. (…) Jedno wszak nie budzi wątpliwości: sam nie zamierzał okazywać litości księżniczce, której buta i bezczelność zaprowadziły go aż nad brzeg Dniepru. Wszystko działo się publicznie, na oczach niezliczonych gapiów. Prawda o wydarzeniach tego wieczoru przetrwała w stugębnej opowieści. Sto lat później utrwalił ją Gall Anonim. I mimo że był pobożnym, pełnym pokory mnichem, to nie krył się z tym, że czuje respekt wobec postępku Bolesława. Na kartach „Kroniki polskiej” czytamy: „Bolesław bez oporu wkroczył do wielkiego i bogatego miasta i dobywszy z pochwy miecza uderzył nim w Złotą Bramę. Gdy zaś ludzie jego się dziwili, czemu to czyni, wyjaśnił [im to] ze śmiechem, a wcale dowcipnie: »Tak jak w tej godzinie Złota Brama miasta ugodzoną została tym mieczem, tak następnej nocy ulegnie siostra najtchórzliwszego z królów, której mi dać nie chciał. Jednakże nie połączy się z Bolesławem w łożu małżeńskim, lecz tylko raz jeden, jak nałożnica, aby pomszczona została w ten sposób zniewaga naszego rodu, Rusinom zaś ku obeldze i hańbie«”. (…) Gwałt nie był przed tysiącem lat ani czymś rzadkim, ani niezwykłym. Nawet najlepiej urodzone, majętne i umocowane politycznie damy nie mogły się łudzić, że w wypadku wojny pozostaną bezpieczne. Ich ciała były dla najeźdźców nagrodą, podobnie jak przechowywane w kufrach złoto. Jeśli status społeczny miał jakieś znaczenie, to tylko takie, że wynikało z niego, kto będzie gwałcił. Prostym kobietom godność odbierali szeregowi żołnierze. Arystokratkom – dowódcy i wodzowie. O powszechności zjawiska, o tym, że ze sponiewieraniem swojego ciała musiały sobie radzić dziesiątki tysięcy kobiet tej epoki, świadczy już sama popularność opowieści o głośnych gwałcicielach i słynnych

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 06/2017, 2017

Kategorie: Historia