KOD: Polską trzeba się zająć, a nie sobą

KOD: Polską trzeba się zająć, a nie sobą

2016.02.10 , Warszawa , pod Sejmem RP , Manifestacja KOD w obronie Konstytucji RP n/z Krzysztof Lozinski fot. Aleksandra Szmigiel-Wisniewska/REPORTER

Narasta opór i narasta wyobcowanie władzy Krzysztof Łoziński – nowy przewodniczący KOD Jak zamierza pan ułożyć sobie kontakty z Mateuszem Kijowskim? – Normalnie rozmawiamy ze sobą. Z mojej strony nie ma żadnych agresywnych poczynań. Natomiast ciekawe, jak on się zachowa w sytuacji rozłamu. Dokonuje go grupa Odnowa, on nie zadeklarował jednoznacznie, czy z nią odchodzi. Choć Odnowa prowadzi akcję kontra i szkalowania nas. Razem z Kijowskim byliście inicjatorami KOD. – Obaj byliśmy członkami założycielami. Od mojego artykułu to się zaczęło. Na portalu „Studia Opinii”. Tam padła też nazwa, nawiązująca do KOR. – To był mój pomysł. Potem Mateusz założył grupę na Facebooku, a Janek Marciniak założył w tym samym czasie fanpage na Facebooku. Wszystko poszło przez Facebook. Najpierw było kilkunastu członków założycieli, 12 ludzi, potem doszli inni, było nas kilkadziesiąt osób. I wszystko przeszło wasze oczekiwania. – Nie spodziewałem się aż takiego odzewu. Dlatego mówię – tak naprawdę KOD założyli ludzie, a nie my. Gdyby nie było tego odzewu, istniałaby grupka, mała, niewiele mogąca. I co dalej z KOD? – Jak to co? Będziemy działać. Mamy w tej chwili wyczyszczoną sytuację. Owszem, jest grupa rozłamowa, pewnie część ludzi, niewielka grupa, odejdzie, ale może to i dobrze. Z drugiej strony mamy dużo sygnałów, że chcą wracać ci, którzy byli rozczarowani. Sprawą faktur. – Tak. Więc do roboty! Polską trzeba się zająć, a nie sobą. Z manifestacji nie rezygnujecie. – W wakacje nie mają one większego sensu, przekonaliśmy się o tym w zeszłym roku. A jesienią? – Na pewno coś będzie. Ale co, tego panu nie powiem, bo dużo zależy od sytuacji w kraju. Nie działamy w ten sposób, że ustalamy grafik manifestacji na pół roku do przodu. Będzie powód, będziemy skrzykiwać ludzi. Natomiast cały czas prowadzimy działalność edukacyjną, patrzymy władzy na ręce, są spotkania, prelekcje. To kwitnie. Paradoks sytuacji polega na tym, że w KOD kryzys jest na górze. A na dole, w grupach lokalnych, mamy dużą aktywność. A dużo jest takich grup lokalnych? – Mrowie, różnej wielkości. Nawet 20-osobowe, czasem mniejsze. Niektóre nie są zarejestrowane. Cały czas powstają nowe. Podziękujmy Kaczyńskiemu, że tak ludzi zmobilizował… – Oczywiście! Ruchów opozycyjnych jest coraz więcej, nie jesteśmy sami. Są prawnicy, lekarze, kobiety, nauczyciele, rodzice uczniów… Jest nas coraz więcej. Ten opór narasta. Czuje pan to? – Obserwuję. Nie tyko ja. Wiemy, co się dzieje. I widzimy, jak przybywa różnych form oporu. Wyraźnie widać, że PiS momentami zaczyna trochę się cofać. Na razie trochę. Opór społeczny go ogranicza? – Oni się tego boją. To, że są blokowane miesięcznice, musi na nich działać. Ja Kaczyńskiego znam, to jest potworny tchórz. I te jego wrzaski wynikają ze strachu. Skąd pan go zna? – Z Solidarności i z KOR. Byłem współpracownikiem KOR i on też był. Znaliśmy się, choć nigdy nie był moim kolegą. Znaliśmy się też z Solidarności, on nie należał do związku, ale był pracownikiem regionu Mazowsze. Pracował w Ośrodku Badań Społecznych. I jak go pamiętam, to nie był człowiek specjalnie odważny. Zawsze wypływał w momencie, kiedy robiło się bezpiecznie. Jak się robiło niebezpiecznie, gdzieś znikał. Po stanie wojennym w ogóle zniknął na parę lat, nie wiadomo było, co się z nim dzieje. Czy nie czuje pan, że KOD jest w kropce? Konflikt na górze, kompromitacja w sprawie faktur Mateusza Kijowskiego – to zburzyło wielkie zaufanie. Co dalej? Bo zapał gaśnie. – To jest pozorne. Działałem w opozycji demokratycznej od roku 1968. Z doświadczenia wiem, że w tej działalności są różne okresy. Przychodzą okresy pozornego znudzenia, kiedy się działa, a nic nie wychodzi. Ludzie są obojętni. – Ale to wrażenie pozorne. To nieprawda, że nie wychodzi, bo to się kumuluje w ludziach jak ładunek w kondensatorze. Władcom często się wydaje, że opozycja coś tam sobie szumi, ale nic z tego nie wynika. Tymczasem przychodzi odpowiedni moment i – bum! Ta masa ludzi rusza. Wielokrotnie w historii tak było. Niedawno mieliśmy miniiskrę – Opole. Prawda? Wyrzucili jedną piosenkarkę i nie ma festiwalu. Taki jest efekt. Podobnych zdarzeń będzie coraz więcej. A fala żartów z władzy? Rosnąca – kabarety w Sopocie, sukces „Ucha Prezesa”… –

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2017, 23/2017

Kategorie: Wywiady