Nie do końca lichwiarski biznes

Nie do końca lichwiarski biznes

Jak zmienił się rynek chwilówek w Polsce W mediach od dawna nie znajdziemy tytułów „Śmierć za kredyt”, „Zamordowano kolejnego pracownika Providenta” czy „Zabił, bo miał spłacić ratę kredytu”, zapowiadających publikacje o najmroczniejszych zakątkach pozabankowej branży pożyczkowej. Odeszły w przeszłość 10 lat temu. Dziś chwilówki nie są już ani tak opłacalne dla właścicieli tych firm, ani tak ryzykowne dla większości chcących z nich korzystać. Rynek podzielił się między podmioty udzielające pożyczek bezpośrednio i te, które robią to wyłącznie za pośrednictwem internetu. Konkurencja jest bardzo ostra – szacunki mówią, że aktywnie działa na nim ponad 270 podmiotów. Przy czym 25 firm kontroluje aż 87% rynku. Do największych należą Provident, Vivus, Profi Credit i sponsor naszych skoczków narciarskich – Bocian Pożyczki. Szczególnie trudne dla firm pożyczkowych były lata 2019-2020. W roku 2019 strata wyniosła 120 mln zł, a rok później 279 mln zł. Stało się tak w związku z pandemią oraz nowymi regulacjami wprowadzonymi przez Sejm, które na pewien czas obniżały limit kosztów pozaodsetkowych. Poza tym przychody z chwilówek spadły o miliard złotych. Zmienili się też klienci. Jakkolwiek byśmy oceniali politykę rządu PiS, to program 500+ oraz stałe podnoszenie płacy minimalnej znacząco ograniczyły obszary biedy w naszym kraju. Oczywiście po pożyczki nadal sięgają osoby zdesperowane, którym dramatycznie brakuje środków, lub ci, którzy wpadli w spiralę długów. Lecz najczęściej chwilówek potrzebują osoby, którym zabrakło „do pierwszego”. Mają rachunek bankowy i dostęp do internetu, co jest warunkiem niezbędnym, by w ciągu kilku godzin sięgnąć po kwotę od 100 zł do 5 tys. zł pożyczoną od firm działających w przestrzeni wirtualnej. Te, które działają w tradycyjny sposób, udzielając pożyczek przez swoich pracowników, także się zmieniają. Rzecz nie tylko w coraz szerszym wykorzystywaniu internetu, ale też w niższych niż u konkurencji stopach RRSO, czyli „rzeczywistej rocznej stopy oprocentowania – całkowitego kosztu ponoszonego przez konsumenta, wyrażonego jako wartość procentowa całkowitej kwoty kredytu w stosunku rocznym”. W przypadku dużych, tradycyjnych firm RRSO oscyluje między 9,73% a 114,38%. Niektóre podmioty oferujące chwilówki w internecie mają RRSO na poziomie nawet 1926,42%. Wydaje się, że trzeba być szalonym, by sięgnąć po tak koszmarnie drogi pieniądz. Ale to przecież chwilówka, którą trzeba spłacić po tygodniu, góra dwóch. Prosta symulacja ilustruje, w czym rzecz. Pożyczając 2 tys. zł, po tygodniu trzeba oddać 2802,67 zł! Drogo, ale można przeżyć. Pod warunkiem że rzeczywiście po tygodniu spłacisz. Inny przykład – pożyczamy 3 tys. zł na miesiąc przy RRSO 730,15%. Przyjdzie nam spłacić 3570 zł. Z czego 552,30 zł to prowizja, a oprocentowanie pożyczki to zaledwie 17,79%. Nie brakuje osób gotowych zaakceptować i takie warunki. Choć, jak wynika z raportu PwC „Rynek firm pożyczkowych w Polsce”, klienci często nie rozumieją realnych kosztów zaciąganej pożyczki. Informacje na stronie internetowej lub udzielane przez przedstawiciela firmy nie są wystarczające. Brutalni lichwiarze czy legalne spółki? Gdy firmy udzielające chwilówek na swoich stronach internetowych podają RRSO na poziomie kilkuset procent albo nawet grubo powyżej tysiąca, słowo lichwa wprost ciśnie się na usta. Rzecz w tym, że są to legalnie działające spółki. Często mające zagranicznych właścicieli. Ich funkcjonowanie regulują przyjęte przez Sejm ustawy. I oczywiście płacą one podatki. Inna sprawa, w jakiej wysokości. Tymczasem rządzący, bez względu na polityczną proweniencję, zwykli je traktować jako lichwiarzy. Nawet ustawy, którym podlegają firmy pożyczkowe, nazywane są antylichwiarskimi, bo ten termin znajduje uznanie u wyborców. Najnowszy projekt rządu Mateusza Morawieckiego, oficjalnie nazwany „o zmianie niektórych ustaw w celu przeciwdziałania lichwie”, trafił do Sejmu 28 grudnia 2021 r. Dzień wcześniej uzyskał notyfikację Komisji Europejskiej i zgodnie z obowiązującym prawem jego przyjęcie będzie możliwe po 28 marca br. Wiele więc może się zmienić, zwłaszcza że mimo pełnej akceptacji Rady Ministrów jest to de facto projekt Solidarnej Polski, a konkretnie wiceministra sprawiedliwości Marcina Warchoła, który wielokrotnie publicznie zapowiadał, że „skończy z lichwą”. Biorąc zaś pod uwagę rywalizację Zbigniewa Ziobry z Mateuszem Morawieckim, jeśli byłaby wola premiera, projekt, o którym mowa, utknąłby

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 07/2022, 2022

Kategorie: Kraj