Kongo – jądro ciemności

Kongo – jądro ciemności

Czy rozpęta się kolejna afrykańska wojna domowa?

Ogromny afrykański kraj stanął w obliczu wojny. We wschodniej części Demokratycznej Republiki Konga (DRC) ofensywa rebeliantów doprowadziła do paniki. Setki tysięcy ludzi uciekło ze swych domów. Buntownicy, zdemoralizowani żołnierze armii rządowej oraz bandyci plądrowali i gwałcili, korzystając z powszechnego chaosu.
W mieście Goma, stolicy prowincji Północne Kivu, uzbrojeni ludzie wdarli się do chaty rodziny Esanga i zdetonowali granat ręczny pod łóżeczkiem sześcioletniego chłopca. Nie wiadomo, czy malec przeżyje. Także jego bracia i siostry odnieśli ciężkie rany. Inni uzbrojeni ludzie wtargnęli do domu uciech i zażądali darmowego seksu. Kiedy dziewczyny odmówiły, zostały wystrzelane seriami z kałasznikowów.
Oddziały pokojowe Narodów Zjednoczonych są bezradne. Szef francuskiej dyplomacji Bernard Kouchner stwierdził, że w prowincji Północne Kivu doszło do masakry. Prezydent DRC Joseph Kabila wezwał na pomoc armię zaprzyjaźnionej Angoli.
Kouchner i jego brytyjski kolega David Miliband usiłują skłonić zwaśnione strony i ich mocodawców do opamiętania. Dwaj europejscy ministrowie przybyli do Tanzanii i ostrzegli prezydentów Konga i Rwandy, że tym razem Europejczycy nie będą przyglądać się bezczynnie kolejnej fazie krwawego konfliktu. Pewien brytyjski dyplomata ujął to dobitnie: „Przesłanie było jasne – odwołajcie swoje psy, inaczej zostaniecie pociągnięci do odpowiedzialności”. Światowi przywódcy mają powody do obaw. W kongijskiej wojnie domowej, która toczyła się od 1996 do 2003 r., wzięło udział sześć innych państw Czarnego Lądu. Komentatorzy nazwali tę rzeź afrykańską wojną domową. Konflikt doprowadził bowiem do śmierci, przede wszystkim na skutek głodu i chorób, od 4 do 5 mln ludzi. Istnieją obawy, że znowu nakręci się przerażająca spirala przemocy.
Demokratyczna Republika Konga to jeden z najczęściej nawiedzanych przez klęski, wojny i nieszczęścia regionów świata. Ten ogromny kraj, drugi pod względem wielkości w Afryce transsaharyjskiej, przeżył wyjątkowo okrutne rządy belgijskich kolonizatorów. Kiedy Kongo uzyskało niepodległość w 1960 r., doszło do secesji Katangi, prowincji bogatej w surowce mineralne. Bunt Katangijczyków krwawo stlumiono. W 1965 r. władzę w Kinszasie zdobył płk Joseph Mobutu, który przeszedł do historii jako jeden z najbardziej skorumpowanych afrykańskich dyktatorów. Mobutu wraz ze swym klanem plądrował kraj przez 32 lata. Korzystał z poparcia Amerykanów, którym pomagał w wojnie z rządzoną przez proradzieckich polityków Angolą. Kiedy jednak zakończyła się zimna wojna,

despota z Kinszasy

przestał być Waszyngtonowi potrzebny i stracił poparcie.
Wojna domowa w DRC, która nie może wygasnąć do dziś, jest właściwie częścią przerażającego konfliktu w Rwandzie, maleńkim, w porównaniu z kongijskim kolosem, sąsiednim państwie. W 1994 r. w Rwandzie doszło do ludobójstwa. Ekstremiści z ludu Hutu wymordowali co najmniej 800 tys. osób, przede wszystkim z plemienia Tutsi, ale także własnych rodaków, którzy nie chcieli brać udziału w zbrodniach. Wojska Tutsi w końcu pokonały jednak Hutu. Około miliona tych ostatnich zbiegło do wschodnich kongijskich prowincji, zmieniając skład etniczny tych terenów. Wśród uchodźców znalazło się wielu ludobójców. Mobutu udzielił im schronienia.
W Rwandzie objął władzę autorytarny rząd zdominowany przez Tutsi, na którego czele stanął Paul Kagame. Rwandyjscy politycy w przymierzu z opozycją w DRC wysłali swą małą, ale sprawną i bitną armię za kongijską granicę. Zmurszały reżim Mobutu został obalony w 1997 r. Władzę w Kinszasie objął przywódca kongijskiej opozycji, Laurent Kabila, który jednak nie chciał być rwandyjską marionetką i szybko pokłócił się ze swymi protektorami. Rozpętała się potworna wojna domowa, w której po jednej stronie walczyli kongijscy Tutsi oraz armie Rwandy i Ugandy, po drugiej zaś – wojska rządowe DRC, milicje Hutu, a także oddziały, które przysłały rządowi w Kinszasie na odsiecz Angola, Namibia i Zimbabwe. Demokratyczna Republika Konga jest krajem obfitującym w bogactwa naturalne: złoto, diamenty, koltan, zwany szarym złotem, niezbędny do produkcji telefonów komórkowych i innych elektronicznych urządzeń. Te nieprzebrane zasoby stały się dla DRC przekleństwem, kuszą bowiem obcych interwentów i umożliwiają finansowanie wojny. Milicje Hutu we wschodniej części kraju podjęły np. rabunkową eksploatację kopalń do spółki z armią Kinszasy. Państwa, które wzięły udział w wojnie, liczyły oczywiście na swój udział w łupach. W DRC powstało ponad 20 różnych organizacji rebeliantów, niektóre z nich nie mają jasno określonych celów politycznych, poza oczywiście sprzedażą koltanu czy złota.
Wszystkie strony konfliktu splamiły się podczas wojny

niezliczonymi okrucieństwami.

W prowincji Ituri rebelianci mordowali schwytanych w dżungli Pigmejów i zjadali ich ciała (uważali tych małych ludzi za istoty podobne do małp). W 2001 r. Laurent Kabila zginął z rąk własnego ochroniarza, prezydentem został jego syn Joseph, polityk niepozbawiony talentów, ale nieco nieśmiały i niemający charyzmy ojca. Dwa lata później udało się wreszcie doprowadzić do pokoju. W 2006 r. w Demokratycznej Republice Konga odbyły się pierwsze w historii demokratyczne wybory (koszty elekcji poniosły przede wszystkim państwa Zachodu). Do kraju tego przybyło w ramach misji MONUC aż 16.475 żołnierzy ONZ, przede wszystkim z Indii i Pakistanu. To największy do tej pory kontyngent błękitnych hełmów w dziejach Narodów Zjednoczonych.
Ale przyczyny konfliktu pozostały. We wschodnich prowincjach wciąż pozostają liczne milicje Hutu, występujące jako Demokratyczne Siły Wyzwolenia Rwandy (FDLR). Wśród nich z pewnością jest wielu ludobójców z 1994 r. Przywódcy FDLR żądają swego miejsca w życiu politycznym Rwandy, na co nie zgadza się zdominowany przez Tutsi rząd tego kraju. Politycy z Kigali (stolica Rwandy) oskarżają Kinszasę o wspieranie FDLR. Ale w kongijskich prowincjach Południowe i Północne Kivu mieszkają też Tutsi, którzy z pomocą Rwandy stworzyli własną organizację zbrojną o nazwie Narodowy Kongres na rzecz Obrony Ludu. Jej dowódcą został gen. Laurent Nkunda, psycholog, były żołnierz armii rwandyjskiej, nie bez racji zwany „Rzeźnikiem”. Organizacja obrony praw człowieka Human Rights Watch twierdzi, że ludzie Nkundy mają na sumieniu liczne

rabunki, morderstwa i gwałty,

zwłaszcza podczas ataku na miasto Bukavu w 2004 r. Politycy w Kinszasie uważają Nkundę za marionetkę Rwandy, Kigali wypiera się związków z nim. Faktem jest, iż „Rzeźnik” stworzył swą co najmniej pięciotysięczną armię, zaciągając byłych żołnierzy rwandyjskich.
W styczniu 2008 r. Nkunda zgodził się na rozejm, pod warunkiem że jego oddziały zostaną włączone do armii rządowej. Być może zamierzał w ten sposób „legalnie” walczyć z milicjami Hutu, jednak prezydent Kabila, obawiając się ataku Rwandy, nie bez racji nazywanej Prusami Afryki, nie chciał mu na to pozwolić. Nkunda rozsierdził się jeszcze bardziej, gdy rząd w Kinszasie zawarł wart 5 mld dol. kontrakt z przedsiębiorcami chińskimi na eksploatację złóż złota i koltanu. „Rzeźnik”, być może w obawie, że utraci dostęp do tych bogactw, w końcu sierpnia zerwał rozejm i rozpoczął ofensywę. Zdemoralizowani żołnierze armii rządowej pierzchali bez walki. Oddziały ONZ zajęte były przede wszystkim chronieniem samych siebie. Dowództwo „błękitnych hełmów” objął w końcu września doświadczony hiszpański generał Vicente Diaz de Villegas, który jednak zrezygnował już po czterech tygodniach, jakoby ze względów osobistych. W rzeczywistości uznał sytuację za beznadziejną. Wśród obywateli DRC, i tak oskarżających żołnierzy Narodów Zjednoczonych o seksualne występki i bratanie się z rebeliantami, zrobiło to bardzo złe wrażenie. Transportery opancerzone MONUC obrzucano kamieniami.
29 października rebelianci Nkundy stanęli na przedmieściach Gomy, z którego uciekli żołnierze armii rządowej. W półmilionowym mieście zapanowało bezprawie. Na szczęście

„Rzeźnik” ogłosił rozejm.

Walki jednak mogą zostać wznowione w każdej chwili, na linii zawieszenia broni dochodzi do starć. Już po zawarciu rozejmu rebelianci opanowali po ciężkich walkach miasto Kiwanja, z którego wypędzili 35 tys. ludzi, a potem doszczętnie je złupili.
Prezydent Kabila i jego współpracownicy obawiają się, że Nkunda przy wsparciu Rwandy podejmie marsz na odległą o 1,8 tys. km Kinszasę. Między Gomą a stolicą nie ma dróg lądowych, dlatego ryzyko takiego ataku jest małe, niemniej jednak istnieje. Zaprawione w bojach oddziały Tutsi z pewnością poradzą sobie z uzbrojoną hałastrą, jaką jest rządowa armia kongijska. Kabila przezornie zapewnił więc sobie militarną pomoc Angoli.
Czy uda się powstrzymać wybuch następnej „afrykańskiej wojny domowej”? Pod międzynarodowym naciskiem prezydenci Rwandy i DRC zgodzili się przeprowadzić negocjacje w Nairobi. Komentatorzy są jednak pewni, że nawet jeśli do rozmów dojdzie, sprzeczności są zbyt duże, aby porozumienie okazało się trwałe. Z pewnością pomogłoby wysłanie do Demokratycznej Republiki Konga godnych zaufania oddziałów pokojowych. Francja jest na to gotowa, lecz ma bardzo złe stosunki z Rwandą, która oskarża Paryż o pomaganie ludobójcom Hutu w 1994 r. Wielka Brytania nie wyklucza skierowania wojsk do wschodnich prowincji DRC, lecz powstrzymują ją Niemcy, w obawie, że także Bundeswehra może zostać zaangażowana. Armie Waszyngtonu, Londynu i innych państw NATO mają zresztą pełne ręce roboty w Afganistanie. Amerykanie tkwią w Iraku. Czy więc ogromny, nieszczęsny afrykański kraj znów stanie się jądrem ciemności?

______________________________

Demokratyczna Republika Konga .
Stolica – Kinszasa. Powierzchnia – 2,34 mln km2. Ludność – 62,2 mln. Przeciętna długość życia: mężczyźni – 45 lat, kobiety – 48 lat. Dochód narodowy na osobę – 140 dol. rocznie

 

Wydanie: 2008, 46/2008

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy