Kraj topielców

Kraj topielców

Lato nad Morzem Baltyckiem . Krynica Morska, plaza . N/z ratownik , ratownicy WOPR Fot. Piotr Kamionka/Reporter

Brakuje ratowników wodnych, a Polacy toną na potęgę. Tylko w ostatnich tygodniach w wodzie zginęło ponad 100 osób Łukasza zaskoczyła cisza. Dziś wie, że tak zachowują się tonący – nie są w stanie wydać dźwięku, a co dopiero zawołać o pomoc. Ale tego dnia siedział spokojnie na wieży i myślał, że to tylko film. Nawet kiedy dwóch mężczyzn przybiegło z krzykiem, wydawało mu się, że to zabawa, który z chłopaków dłużej wytrzyma pod wodą. Albo próba nastraszenia młodszego rodzeństwa. W ostateczności głupi numer wykręcany rodzicom, którzy stali na brzegu. Do głowy mu nie przyszło, że ktoś potrzebuje pomocy. Inni ratownicy wodni na początku pracy też nie zawsze mają 100-procentową pewność. W branży mówi się nawet: najgorsze w utonięciach jest to, że wszystko dzieje się bardzo szybko; wystarczy 30 sekund. I bez ostrzeżenia – nie sposób niczego przewidzieć. Jakby to była dziecięca wyliczanka: raz, dwa, trzy, toniesz ty. A że statystyki są nieubłagane – tylko w 2018 r. było prawie 550 utonięć – mobilizują się wszyscy. Ci, którzy dopiero zaczynają służbę w ratownictwie wodnym, i ci, którzy zjedli na niej zęby. Wertują dostępne w sieci raporty, wymieniają się informacjami: ile było tragedii, jakie były ich okoliczności, ale też jakie mają problemy. Jeden scenariusz Utonięcia zdarzają się niemal codziennie. Tylko w pierwszych dniach lipca śmierć w wodzie poniosły 23 osoby, w czerwcu aż 113. Warszawa – 31-latek chłodzi się w Wiśle tuż przy budowie mostu południowej obwodnicy. Nurkuje, ale już nie wypływa. Kraków – 14-letni Szymon, bramkarz Garbarni, skacze z kolegami do wody z 10-metrowej skarpy, choć kąpiel na terenie dawnych kamieniołomów jest zakazana. Głębokość wody w niektórych miejscach dochodzi do kilkudziesięciu metrów. Mimo dwugodzinnej reanimacji nie udaje się go uratować. Tomaszów Mazowiecki – 39-latek zostaje wyciągnięty obok tabliczki „Zakaz kąpieli”. Tuż przed utonięciem razem z dwoma kolegami pił alkohol. Pierwsze dwa tygodnie wakacji to 60 utonięć. Najgorzej było 30 czerwca – tego dnia woda zabrała aż 10 osób. Nie lepiej 11 i 22 czerwca, kiedy utonęło po 9 osób. Wszystkie zdarzenia mają podobny scenariusz. Dochodzi do nich na niestrzeżonych kąpieliskach lub w miejscach zabronionych (ok. 90%). Jak wynika z danych Rządowego Centrum Bezpieczeństwa, z reguły w województwie, w którym mieszka tonący – przodują tu mazowieckie (17%), pomorskie (12%) i warmińsko-mazurskie (8%). Najczęściej w jeziorach (25%), rzekach (20%) i stawach (18%). Rzadziej w Bałtyku (jedynie 4%). Przede wszystkim wtedy, kiedy temperatura osiąga rekordowe wartości – im więcej stopni, tym więcej ofiar. Rzadziej dzieje się tak, że osoba, która nie umie pływać, stopniowo wchodzi do wody, po czym trafia na gwałtowny spadek dna, wciąga ją wir lub trafia na silny prąd wsteczny, który uniemożliwia wydostanie się na powierzchnię. Kogoś łapie silny skurcz czy ma atak serca. Ja nie dam rady popłynąć? – Największy problem polega jednak na tym, że – jak pokazują statystyczne karty zgonów – w naszym regionie Europy są to głównie „wpadnięcia do wody o charakterze nieintencjonalnym”. Inaczej kąpiel niezamierzona – zauważa Rafał Halik, pracownik Zakładu-Centrum Monitorowania i Analiz Stanu Zdrowia Ludności Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego – Państwowego Zakładu Higieny. – To do 35% wszystkich utonięć. – Efekt sięgania po alkohol? – dopytuję. – Na podstawie kart zgonu nie sposób tego stwierdzić. Co innego wyniki sekcji zwłok, ale takich danych nie gromadzi się rutynowo. Można się jednak domyślać, że to już nie tylko alkohol, ale też inne substancje psychoaktywne, w tym narkotyki i dopalacze. – Jaka jest typowa sytuacja? – Wędkarz, który wypija piwo, jedno, drugie, po czym wpada twarzą do wody i się nią zachłystuje. Ale szczegółowych statystyk nie ma. – A jeśli nie wędkarz, to kto jeszcze ginie w polskich wodach? – Osoby o słabej kondycji, które wchodzą do akwenów, by się schłodzić, po czym tracą koordynację ruchową. Bo Polakom wydaje się, że potrafią świetnie pływać, choć sprawność fizyczna z roku na rok spada, na co zwraca uwagę Grzegorz Mieleszko, instruktor ratownictwa wodnego. Łukasz, teraz po dwóch latach pracy jako ratownik wodny, dodaje: – Bo kto jak nie oni?! Ja nie dam rady popłynąć

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2019, 30/2019

Kategorie: Kraj