Koniec zachodniej interwencji w Afganistanie Prezydent Joe Biden zadecydował – ostatni żołnierze USA opuszczą Afganistan 11 września 2021 r. Jego śladem poszli inni zachodni przywódcy, jak również władze Polski. „Razem weszliśmy, razem wyjdziemy”, stwierdził przed kilkoma dniami minister obrony Mariusz Błaszczak. Co znamienne, stanie się to w 20. rocznicę ataków na World Trade Center, które dały pretekst do tzw. wojny z terrorem. Pokój wymaga podziału władzy Gdy jesienią 2001 r. amerykańscy piloci rozpoczęli odwetowe naloty na bazy Al-Kaidy, zapewne nie spodziewali się, że to początek najdłuższego konfliktu w historii Stanów Zjednoczonych. Przekleństwem okazały się… niespodziewane sukcesy. Pod bombami i naporem zaktywizowanych przez Waszyngton wewnętrznych przeciwników reżim talibów rozsypał się jak domek z kart. Co prawda, wspierany przez nich przywódca Al-Kaidy Osama bin Laden zdołał zbiec, ale jego organizacja poszła w rozsypkę. Jak się wydawało, Afganistan był wolny od religijnych ekstremistów i działających z nimi ręka w rękę terrorystów. Pod Hindukusz posłano wojska NATO z zadaniem ochrony procesu odbudowy i demokratyzacji Afganistanu. Do zrujnowanego wcześniejszymi wojnami kraju popłynęła rzeka pieniędzy i masa organizacji z odpowiednim know-how. Formalnie wszystko działo się za zgodą zainstalowanego w Kabulu prozachodniego rządu. Pięć lat później Afganistan znów płonął – wielu mieszkańców uznało oddziały pokojowe za wojska okupacyjne, a wprowadzane reformy za zbyt radykalne. Doszło do odtworzenia ruchu talibskiego, którego akcje nakręcały spiralę przemocy. W 2010 r. w Afganistanie stacjonowało już 150 tys. żołnierzy koalicji (w większości Amerykanów), wspieranych przez dziesiątki tysięcy najemników z cywilnych firm ochroniarskich. Większość środków przeznaczonych na odbudowę szła na utrzymanie 350-tysięcznych lokalnych sił bezpieczeństwa. Zachodni przywódcy zorientowali się, że wdepnęli w sytuację, z której nie ma dobrego wyjścia. Rozwiązaniem miała być decyzja o zakończeniu natowskiej misji i scedowaniu obowiązku utrzymania porządku na samych Afgańczyków. Tak też się stało z końcem 2014 r. – od tej pory Zachód utrzymywał w Afganistanie jedynie nieduże szkoleniowe kontyngenty. Dziś to zaledwie 2,5 tys. Amerykanów i 7 tys. wojskowych z innych krajów, w tym 320 Polaków. Mimo dalszej zachodniej pomocy finansowej oraz wsparcia militarnego (ograniczonego do sił specjalnych i lotnictwa) Kabulowi nie udało się zdławić talibskiej rebelii. Stało się oczywiste, że pokój wymaga podzielenia się władzą. Świadomi tego Amerykanie właściwie zmusili rząd Afganistanu do rozmów z wrogami. Niestety, prowadzone w katarskiej Ad-Dausze negocjacje dawno utknęły w martwym punkcie, a talibowie zintensyfikowali działania zbrojne. Na początku maja br. zajęli bazę w Ghazni, w prowincji o tej samej nazwie. Zginęło kilkudziesięciu żołnierzy sił rządowych, a 25 dostało się do niewoli. Rebelianci przejęli także spore zapasy broni i amunicji. Nie był to pierwszy przypadek ataku na Ghazni – w 2018 r. całe miasto na kilka dni znalazło się we władaniu talibów. Wspominam o tym z dwóch powodów. Po pierwsze, tak właśnie wygląda modus operandi talibskiego wojska – na co dzień trzyma się ono z dala od większych ośrodków, by od czasu do czasu dokonać rajdu, którego celem – poza uzyskaniem środków do dalszej walki – jest demonstracja siły i możliwości. Pokazanie, kto faktycznie rządzi w danym regionie. Po drugie, dla Polaków Ghazni jest miejscem symbolicznym, tam bowiem mieściła się główna baza naszego kontyngentu, prowincja zaś była tzw. rejonem odpowiedzialności żołnierzy Wojska Polskiego. Fakt zajęcia „naszej” bazy wywołał wśród wojskowych niemałe poruszenie, zwłaszcza że zbiegło się to z informacją o ostatecznym wycofaniu sił zachodnich z Afganistanu. „Krew w piach”, komentowano na branżowych forach, odnosząc się do sensowności afgańskiej misji. Niewykorzystane możliwości i stracone korzyści Początkowo Polska wysłała do Afganistanu 100-osobowy kontyngent, lecz w 2010 r. utrzymywaliśmy tam już niemal 2,6 tys. żołnierzy. Połowa służyła w grupach bojowych, wbrew oficjalnej narracji mówiącej o misji pokojowej na całego zaangażowanych w wojnę antypartyzancką. Jej skutkiem była śmierć 47 żołnierzy i rany odniesione przez ponad 200 (u 800 żołnierzy stwierdzono lżejsze urazy). Między 2001 a 2014 r. państwo polskie wydało 6 mld zł na utrzymanie kontyngentu – z tego 120 mln zł przeznaczono na projekty pomocowe dla Afgańczyków. Co na tym zyskaliśmy?










