Krótka pamięć

Krótka pamięć

Pakt Północnoatlantycki był w swoich początkach śmiertelnie poważnym sojuszem militarnym, ponieważ europejskiej części Zachodu zagrażało śmiertelnie poważne niebezpieczeństwo. Najbardziej zagrożone radzieckim najazdem były Niemcy Zachodnie i realistycznie biorąc, tylko one jedne. Związek Radziecki znajdował się jednak w zenicie swego komunistycznego misjonizmu, który stanowił czynnik irracjonalny, niepoddający się przewidywaniom ani czysto politycznym kalkulacjom, nie można więc było wiedzieć, jak daleko sięgają cele dziwnych ludzi siedzących na Kremlu i obiecujących wyzwolenie całej ludzkości. Brzmiało to ponuro i nie ma żadnego podobieństwa między tamtymi groźnymi obietnicami a dzisiejszymi zapowiedziami amerykańskich prezydentów, że zaprowadzą demokrację na całym świecie. W miarę jak misjonizm komunistyczny słabł, a siła militarna Związku Radzieckiego rosła, polityka międzynarodowa się konwencjonalizowała i stawała mniej więcej przewidywalna, co nie znaczy, że niebezpieczeństwo wojny atomowej całkowicie zniknęło. Pakt Północnoatlantycki, a dokładniej mówiąc Stany Zjednoczone zobowiązały się w sposób niepozostawiający wątpliwości bronić Niemiec Zachodnich przy użyciu najskuteczniejszych środków, wystawiając tym samym swoje największe miasta na ryzyko zburzenia przez radzieckie siły atomowe. Z czasem europejska opinia publiczna zaczęła patrzeć na antagonizm między Wschodem a Zachodem jako na konflikt Ameryki ze Związkiem Radzieckim, którego Europa może być ofiarą. Pamiętam publicystykę Raymonda Arona polemiczną wobec tak skrzywionego postrzegania ówczesnej sytuacji międzynarodowej. W rzeczywistości w centrum tego konfliktu i tym samym w centrum zimnej wojny znajdowały się podzielone Niemcy i obrona Niemiec Zachodnich była głównym zadaniem NATO. Polacy nie rozumieją, dlaczego cały świat za wydarzenie przełomowe w powojennej historii uważa zburzenie muru berlińskiego, czyli zjednoczenie Niemiec na warunkach Zachodu, a nie polską rewolucję „Solidarności”. Nie stawiają sobie pytania, jaką wagę dla świata ma upadek w Polsce jednego ustroju i przyjęcie drugiego, odsunięcie od władzy nieruchawych biurokratów i zastąpienie ich pobudliwą cyganerią polityczną, w porównaniu ze zjednoczeniem Niemiec, dzięki któremu zniknęła główna przyczyna konfliktu grożącego wojną atomową. Według jednej z niemieckich gazet, polski minister spraw zagranicznych pan Radek Sikorski, niezadowolony z niemieckiego stanowiska w sprawie rozszerzenia NATO na wschód, odgrażał się w Bukareszcie, że „Polacy mają długą pamięć”. Jaka jest ta polska pamięć, pokazał prezydent Kaczyński w swoim liście do przywódców państw NATO. Wytykając im brak zgody na przyjęcie do Sojuszu Ukrainy i Gruzji, przypomina rok 1955, kiedy to Pakt Północnoatlantycki „zadecydował (tak w oryginale) o przyjęciu w swoje szeregi Republiki Federalnej Niemiec, i to pomimo tego, że jej granice nie były nawet uznawane przez wszystkie kraje Europy, a sytuacja w podzielonym Berlinie groziła wybuchem na niewyobrażalną skalę. NATO podjęło wówczas decyzję odważną, niezależnie od o wiele silniejszych niż dziś wątpliwości i zagrożeń dla sytuacji międzynarodowej”. Jaką prezydent Kaczyński (a razem z nim cała polska klasa polityczna) przyjmuje płaszczyznę porównań Ukrainy i Gruzji z Niemcami? Czy te peryferyjne kraje (jeden mniej, drugi bardziej) ogniskują na sobie jakiś wielki konflikt światowy, jak Niemcy w XX wieku? Czy są one tak ważne dla państw NATO, że któreś z nich (poza Polską oczywiście) zaryzykuje wojnę w ich obronie? Polską rządzą ludzie, którzy nie interesują się poważnie tym, co się w świecie dzieje i zmienia, którzy nie potrafią odróżnić rzeczy ważnych od spraw drugorzędnych, realnych faktów od medialnej propagandy, wytartych symboli od empirycznych stanów rzeczy. „Długa pamięć”, o której mówił minister Radek Sikorski, polega przeważnie na tym, że jak sobie wbiją do głowy jakieś głupstwo, to już nie dadzą sobie tego odebrać, bo uważaliby to za porażkę albo zgniły kompromis ze zdrowym rozsądkiem. Dzięki długiej pamięci ministrowi Sikorskiemu może w dowolnej chwili przypomnieć się pakt Ribbentrop-Mołotow. Co więcej, w Polsce powstał nawet nigdzie na świecie nieznany rytuał „upamiętniania pamięci”. Przykładem zarówno „długiej pamięci”, jak też skrajnie uproszczonego postrzegania rzeczywistości jest lekceważąca wypowiedź któregoś z Kaczyńskich (typowa nie tylko dla nich, ale dla większości Polaków) o niemieckiej konspiracji przeciw Hitlerowi. Bardzo dotknęła tych Niemców, którzy chcą poważnie traktować Polaków. Polski polityk stosuje tę samą miarę oporu do kraju okupowanego, w którym każdy konspiruje, bo nie ma innego wyjścia, oraz do kraju, który przeciwnie, okupowany nie jest, lecz prowadzi wojnę, która z natury rzeczy, w sposób

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 16/2008, 2008

Kategorie: Bronisław Łagowski, Felietony