Krowa z GPS-em

Krowa z GPS-em

Wysoki poziom wód i wypas krów na terenach otwartych są kluczowe dla osiedlania się bocianów Krowy na łąkach, nie zawsze tych nadrzecznych, są częstym powidokiem mojego dzieciństwa. Obrazkiem, który pamiętam z najmłodszych lat. Pocztówką z przeszłości, bo krów w tych miejscach, gdzie było ich kiedyś dużo, już nie widuję. Idąc polami, trudno było nie natknąć się na krowy. Pasły się na łąkach na suchym gruncie, jak i na tych wyrwanych mokradłom czy dolinom rzek. Nie należały do jednego rolnego kombinatu. Krowy miały wielu właścicieli. (…) Kiedyś krowy oglądały jeszcze niebo. Pasły się pod słońcem, w deszczu, pod chmurami. Nie zaganiano ich na dożywotnią wegetację do ogromnych zagród, gdzie stłoczone mają służyć przemysłowej produkcji mleka lub mięsa. Nie spędzały czasu w zamknięciu, na klepisku, na betonowej wylewce. Kiedy pojawiała się zielona trawa, były wypuszczane na łąki. (…) Dziś nadal można zobaczyć krowy na łąkach, jednak zdarza się to najczęściej tam, gdzie nie ma hodowli na wielką skalę. Na większości pastwisk, które pamiętam z dzieciństwa, krów już nie zobaczę. A przecież stanowiły ważny element krajobrazu rzecznych dolin. Dodawały tym miejscom pewnego uroku, mimo że pojawiły się tam na fali odbierania rzekom mokradeł. Pamiętajmy, że melioracja po II wojnie światowej miała zwiększyć powierzchnię gruntów przeznaczonych do użytkowania rolnego. (…) Krowy zawsze wydawały mi się wrażliwe, inteligentne i na swój sposób ciekawskie. Każda krowa jest inna. Ma swój charakter, choć najczęściej dość łagodny. Co innego, jeśli spotkało się byka. Potrafił mnie przegnać, zerwawszy się z łańcucha. Bez krów świat oglądany moimi oczami wydaje się niepełny. Również bez głaskania ich po głowie i pysku. Rozumiem, że zmieniło się rolnictwo. Zmieniły się czasy. Nasza rzeczywistość się zmienia, ale w pewnym sensie tęsknię za nimi i szkoda mi tych zwierząt zamkniętych pod dachem. Co więcej, wypas krów sprzyjał dzikim zwierzętom. O ile afrykańskie sawanny mają swoje marabuty, o tyle pastwiska z krowami były nieodłącznie związane z bocianami białymi. Adam Zbyryt, współautor książki „Bocian. Biografia nieautoryzowana”, w rozmowie ze mną przyznał, że udało się potwierdzić ważne zależności między obecnością krów na łąkach a właściwym stanem populacji bociana. Badania dowiodły, że wysoki poziom wód i wypas krów na terenach otwartych są kluczowe dla osiedlania się bocianów. Krowy utrzymywały łąki w postaci niezarośniętej i nawoziły je, tworząc mikrosiedliska przez selektywne wyjadanie roślin. Wraz z ich zanikiem spada bioróżnorodność wszystkich organizmów. Tam, gdzie prowadzony jest wypas, bociany znajdą pokarm także w wyższej trawie, gdzie mogą polować na owady prostoskrzydłe, popularnie nazywane pasikonikami. Krowy gwarantują obfitość pokarmu dla bocianów. Poza tym ptaki te nie muszą zużywać tyle energii, ile musiałyby poświęcić, gdyby żerowały samotnie, bo poruszają się na krótsze odległości, polując między krowami. To z kolei jest szczególnie ważne podczas karmienia piskląt, którym rodzice mogą w ten sposób stale dostarczać pokarm. Oprócz krów na łańcuchu lub za ogrodzeniem były też takie, które pasły się bez ograniczeń. Wędrowały za paszą, wybierając sobie smaczne skrawki na bagnach. Tak było nad Biebrzą. Nie zapomnę sceny, kiedy na drodze z Dolistowa do Kopytkowa przez rzekę przepływały krowy. Było w tej scenie coś pierwotnego. Doszło do tego, że szczęśliwe krowy z innej miejscowości w rejonie Brzostowa stały się turystyczną atrakcją. Polegała ona na tym, że o poranku krowy pokonywały rzekę wpław, żerowały po jej drugiej stronie, a potem wieczorem wracały za krowią przewodniczką na dojenie. Teraz takie widoki należą do rzadkości. Okazuje się, że pomimo upowszechnienia się zamkniętej hodowli bydła wciąż są gospodarze, którzy krowy nie dość, że wypasają pod chmurką, to jeszcze pozwalają im wyjść na bagno i nie uwiązują ich na łańcuchu. Są trochę jak ostatni Mohikanie. Opowieść o tych krowach na bagnie stała się pretekstem do rozmowy nie tylko o tych zwierzętach, lecz także o tym, jak dawniej wyglądała Biebrza. • Mirosław Nieciecki mieszka w Olszowej Drodze. To niewielka, urokliwie położona osada nad Biebrzą. Gospodarstwa są tam rozmieszczone w pewnym oddaleniu od siebie. Odkąd pojawili się tutaj rolnicy, rytm ich życia wyznaczały Biebrza i jej bagna. W domu pana Mirosława siadamy w kuchni. Na stole

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 02/2024, 2024

Kategorie: Zwierzęta