Krwawe rozprawy ze strajkującymi

Krwawe rozprawy ze strajkującymi

Policja była używana do wszelkich czynności nic wspólnego niemających z bezpieczeństwem obywatela Reakcja Polaków na klęskę Rzeczypospolitej we wrześniu 1939 r. zmusiła władze na emigracji do powołania specjalnej komisji, której zadaniem było ustalenie przyczyn tak szybkiego upadku Polski. Premier Władysław Sikorski powołał ją 10 października 1939 r. Poniżej publikujemy protokół z przesłuchania przed tą komisją gen. Kordiana Zamorskiego, komendanta głównego Policji Państwowej. Prezentowany dokument jest niezwykły z wielu powodów. Oto bowiem członek najwyższych władz międzywojennej Polski ukazuje prawdziwe oblicze sanacji. I jeżeli nawet uwzględni się, że to, co zeznaje, miało być jego obroną, jest to jednak przerażający obraz państwa polskiego, jego opresyjności i brutalności, ale przede wszystkim bezkarności sanacyjnych polityków. Dokument przedstawia ich reakcje na strajki robotników, bezrobotnych czy chłopów, które w zasadzie nie istnieją w podręcznikach. Jest obrazem zupełnie nieprzystającym do tego, co głoszą twórcy i realizatorzy polityki historycznej spod znaku IPN. Poniższy dokument pochodzi z wydanej przez PRZEGLĄD książki „Kto odpowiada za klęskę wrześniową. Próby rozliczeń 1939-1954”. Paweł Dybicz KORDIAN ZAMORSKI, gen. bryg. Bukareszt, dn. 13 III 1940 r. Do pana Delegata Komisji Rejestracji Faktów w Bukareszcie Nigdy przed objęciem Komendy Głównej nie miałem do czynienia z administracją cywilną na jej najwyższym szczeblu. Od pierwszego dnia rozczarowałem się niezwykle. Dowiedziałem się przede wszystkim, że Komendant Główny Policji właściwie nie ma żadnych kompetencji. Jest on człowiekiem „od guzików” i baczyć powinien, by orły na guzikach były głowami do góry. Tak była napisana ustawa i takie było nastawienie władz administracyjnych, ściśle mówiąc, różnych kreatur „bezpieczeństwowych” i macherów starościańskich. Policja była używana przez tych drani do wszelkich czynności nic wspólnego niemających z bezpieczeństwem obywatela w kraju naszym, bandytyzm hulał, włóczęgostwo stało się przeklętą plagą miasteczek i wsi, a policja „zestawiała ewidencję” służby kościelnej, prowadziła kartoteki członków legalnych stowarzyszeń i przeszło 200 innych czynności wykonywała nic wspólnego niemających ze służbą bezpieczeństwa. Kiedy wszcząłem akcję, by policjanci przestali usługiwać do stołu u pp. wojewodów i przestali być ich szoferami, miałem ich prawie wszystkich przeciw sobie. W tych warunkach administracja I instancji nigdy na czas nie zgłaszała przygotowujących się akcji masowych. Każdy starosta zgłaszał, że u niego wszystko w porządku itp. Wojewoda meldował to dalej, tak że jak jaki rozruch wybuchał, nigdy nie wchodzono w jego przyczyny, tylko pierwszy odruch był ściągać na gwałt policję. Ogałacano połacie kraju uznane za spokojne i wrzucano policję w teren objęty „rozruchami”. Policja obca szła w teren obcy, niezorganizowana, nieznani sobie wzajemnie, źle zaprowiantowani, źli. To oczywiście dawało podłoże do wszelkich łajdactw w rodzaju nakazywanych przez administrację suchych pożarów (Kowel 1936, Zamojszczyzna i Tarnopolskie 1937), bicia i wszelkich innych bezprawi, w których właściwi sprawcy w czasie już dochodzeń dyscyplinarnych chowali się za plecy prostych chłopów, jakimi są policjanci. Wyjątkowe wypadki były, gdzie działy się te rzeczy w obecności oficera. Na skutek tego zażądałem, by nie wysyłano nigdy oddziałów policjantów niezorganizowanych, tj. z wyraźnie wyznaczonym komendantem, i by ich potem nie rozdzielano. Po długich molestacjach podpisał mi nareszcie takie rozporządzenie minister Raczkiewicz. Mimo tego Panowie Wojewodowie zawsze oddziały rezerwowe dzielili. Dopiero tragiczne wypadki lwowskie (sztrajk robotników ziemnych i zdemolowanie Lwowa (1936) pogrzeb Kozaka1) zniewoliły ministra Składkowskiego do ponownego, bardzo ostrego zarządzenia w tej mierze. Widząc ponadto, że masa krwawych likwidacji dzieje się dlatego, że przy policji nigdy nie ma urzędnika administracji, zażądałem, aby tacy panowie byli i zarządzenia swoje wydawali nie bezimiennie. Żądania te były bez rezultatu. Stwierdzam, że prawie wszystkie wypadki krwawe, jak Lwów i Kraków (wojewoda Świtalski), wynikły z powodu haniebnego tchórzostwa władz administracyjnych i lekkomyślności. Jeśli bowiem taki starosta [Władysław] Pałosz2 zezwala na zgromadzenie 10 000 tłumu, musi się zastanowić, gdzie i jak ten tłum się rozejdzie. Jeśli potem daje rozkaz 24 policjantom zamknąć za wszelką cenę wylot z placu Matejki w Krakowie, to musi dojść do masakry. Starosta Pałosz w kryminale za to nie siedział, natomiast ja przeniosłem 6 oficerów policji. Poza tym nie słyszałem nigdy, by ministerstwo moje miało kiedykolwiek jakąkolwiek

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2020, 39/2020

Kategorie: Historia