Za kilkanaście lat nie będzie już kombatantów. Wraz z nimi umrze szansa na historyczne pojednanie Na co dzień dzielą losy milionów rówieśników, z racji wieku zepchniętych na margines społecznej świadomości. Jednak niedawne obchody kolejnej rocznicy zakończenia II wojny światowej znów wysunęły ich na pierwszy plan. Kombatanci, bo o nich mowa, nie stanęli jednak w zwartym szeregu, wspólnie świętując dzień, w którym pokonano hitlerowskie Niemcy. Korzystając z poświęconej im uwagi, po raz kolejny dali wyraz głębokim podziałom i konfliktom, charakteryzującym ich środowisko. – W czasach PRL sytuacja wyglądała dużo prościej – mówi Jan Turski, szef Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych (UKiOR). – Istniał bowiem Związek Bojowników o Wolność i Demokrację (ZBoWiD), nadający uprawnienia i będący zarazem generalnym stowarzyszeniem kombatanckim. Taki model nadal obowiązuje w Rosji, lecz u nas nie przetrwał okresu transformacji. Dziś mamy zarejestrowane 93 stowarzyszenia i organizacje kombatanckie, ale był okres, że funkcjonowało ich ok. 210. Trzy silne nurty 7 maja br. we Wrocławiu, podczas centralnych obchodów 60. rocznicy zakończenia wojny, prezydent Aleksander Kwaśniewski wręczył nominacje generalskie trzem weteranom – Tadeuszowi Anderszowi, Mieczysławowi Bace i Zbigniewowi Ściborowi-Rylskiemu. Taki dobór nominacji – abstrahując zupełnie od zasług wyróżnionych – nie był przypadkowy. Jest on bowiem pochodną wewnętrznych podziałów środowiska i zarazem ilustracją trzech najsilniejszych nurtów ruchu kombatanckiego. Pierwszy nurt, często określany mianem lewicowców, to osoby i organizacje o zbowidowskich korzeniach – przede wszystkim byli żołnierze ludowego Wojska Polskiego i lewicowej partyzantki. „Ich” nominowanym podczas wrocławskiej uroczystości był Mieczysław Baka, żołnierz Września i Armii Krajowej, w 1944 r. wcielony do dywizji kościuszkowskiej, z którą doszedł do Berlina. Drugi dominujący nurt, sam siebie definiujący jako niepodległościowy, to konglomerat organizacji akowskich, skupiający również żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych. To stąd wywodzi się świeżo upieczony gen. Ścibor-Rylski – były żołnierz 27. Dywizji Piechoty AK, uczestnik powstania warszawskiego, jeden z dowódców Zgrupowania „Radosław”. I wreszcie trzecia frakcja (choć taki termin ma zastosowanie wyłącznie umowne) – stowarzyszenia założone przez byłych żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Awansowany na generała Tadeusz Andersz to lotnik myśliwski, ostatni wojenny dowódca Dywizjonu 315. Linie podziału wynikają zatem z odmiennych doświadczeń historycznych, do których przedstawiciele trzeciego nurtu odnoszą się z dystansem. – Odrzucamy uprzedzenia – zapewnia Stefan Gawlik, prezes Krajowego Związku Byłych Żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, dodając, że jego związek już od lat ściśle współpracuje z „Kościuszkowcami”, którzy szlak bojowy rozpoczynali pod Lenino. – Nie ma w nas chęci wartościowania, bo i czym mielibyśmy się licytować? Życiem, odwagą, poświęceniem? Ani my, żołnierze z Zachodu, nie potrzebujemy takiego „dowartościowania”, ani koledzy, żołnierze ze Wschodu, nie powinni być tak traktowani. O ile jednak dawni podwładni gen.gen. Sikorskiego, Maczka czy Andersa nie pielęgnują historycznych zaszłości, o tyle dwa pierwsze nurty czynią z nich pryncypia, sytuujące oba środowiska po przeciwległych biegunach. Przy czym rola jastrzębi przypada w tym konflikcie organizacjom postakowskim. – Nie podważamy zasług zwykłych żołnierzy, którzy walczyli o niepodległość Polski, czy to na Zachodzie, czy na Wschodzie – tłumaczy Stanisław Karolkiewicz, prezes Światowego Związku Żołnierzy AK. – Nie po drodze nam jednak z tymi, którzy po 1945 r. utrwalali polską zależność wobec Moskwy. I którzy bezwzględnie ścigali żołnierzy akowskiego podziemia. Mnożenie związków Myli się jednak ten, kto sądzi, że wspomniany trójpodział w pełni opisuje sytuację środowiska kombatanckiego. – W dyskusje o charakterze politycznym zupełnie nie angażują się dwie duże organizacje – Związek Inwalidów Wojennych i Związek Sybiraków – zastrzega Jan Turski. A i wewnątrz zantagonizowanych nurtów trudno o jednorodność postaw i doświadczeń. Związek Kombatantów RP i Byłych Więźniów Politycznych, wprost wywodzący się ze ZBoWiD-u, ma w swoich szeregach, oprócz dominującej grupy dawnych żołnierzy LWP, także byłych wojskowych z AK. – W tej chwili związek, najliczniejszy w Polsce, ma 350 tys. członków – informuje jego prezes, gen. Wacław Szklarski. – Wśród nich znajduje się 20 tys. żołnierzy Września, 20 tys. akowców i 11 tys.
Tagi:
Marcin Ogdowski









