W Kuchni Konfliktu znów mieszają w garach

W Kuchni Konfliktu znów mieszają w garach

Warszawa 06.12.2020 r. Kuchnia konfliktu. Nz: Jarmila Rybicka. fot.Krzysztof Zuczkowski

Wspólne gotowanie zbliża ludzi z różnych kultur Pierwsza niedziela grudnia. W lokalu Kuchni Konfliktu dziś będzie guest spot, czyli gościnny występ. Występuje Sergey, który kształci się w dziedzinie mechatroniki, teraz online. Osoba zaskakująca, nawet bardzo. Od wielu lat jest entuzjastą kuchni wegetariańskiej, a kuchnią w ogóle zajmuje się lat 12. Sytuacja jest o tyle niezwykła, że lokal Kuchni Konfliktu znajduje się w centrum Warszawy, Sergey pochodzi z Ukrainy, a dania będą azjatyckie. Sergey przyjeżdża na deskorolce. Jechał szybko, dotarł na miejsce przed Mateuszem. Mógłby trochę się zdenerwować, że drzwi lokalu jeszcze zamknięte, ale nie. Sergey jest uosobieniem spokoju. Z deskorolką pod pachą, kolczykiem w nosie i drugim w uchu wygląda bardziej na fana piercingu niż na kucharza. Opowiada, że jeszcze przed pandemią pracował w Kuchni Konfliktu i miał wówczas problem ze skupieniem się na przygotowaniu posiłków. To dlatego, że jego organizm trawiła borelioza. Jakieś dwa lata wcześniej ugryzł go kleszcz. Trudno mu było poradzić sobie w kuchni. – Nie miałem głowy do gotowania, nie ogarniałem tego. A ja uważam tak: albo robić coś dobrze, albo w ogóle – wyjaśnia. Jako że jest perfekcjonistą, zrezygnował wówczas z pracy. Teraz jest w formie. Dlatego z czystym sumieniem mógł przyjąć zaproszenie od Kuchni Konfliktu. Na niedzielny obiad Sergey przygotuje potrawy, które wielu osobom nie kojarzą się z niczym. Będzie zupa miso z makaronem soba i tofu oraz spring rollsy, trzy rodzaje, z trzema rodzajami sosu. Wszystko wegetariańskie. Uciekinierzy Pomysłodawczynią Kuchni Konfliktu była Jarmiła Rybicka. Kilka lat temu pracowała na warszawskiej Pradze-Południe z Romami. Postanowiła powołać do życia fundację, która na bazie kuchni stworzy płaszczyznę integracji uchodźców z Polakami, a także między sobą. – Wtedy trwał konflikt na Ukrainie – wspomina Jarmiła. – Ponieważ nie mogliśmy pomóc na miejscu, bo tam toczyła się wojna, zaczęłam myśleć, co mogę zrobić tutaj. Żeby pomóc ludziom, którzy uciekli z okolic Donbasu w sytuacji zagrożenia życia czy zdrowia i próbują się odnaleźć w Warszawie. Tak oto pięć lat temu w rejonie bulwarów wiślanych, w bliskim sąsiedztwie pomnika Syrenki, stanęła przyczepa Kuchni Konfliktu, nazwanej tak, bo ci, którzy byli tam zatrudnieni, przyjeżdżali do Polski z rejonów objętych konfliktami. W niedużej przyczepie, która szybko zdobyła sympatię warszawiaków, przepracowali jeden sezon. A rok później na bulwarach pojawił się kontener morski przysposobiony do działalności gastronomicznej. Ale marzeniem Jarmiły było prowadzenie działalności gastronomicznej przez cały rok. Udało się wynająć od miasta lokal w Śródmieściu, przy Wilczej. Zaczął się nowy rozdział Kuchni Konfliktu. Jarmiła wspiera teraz wiele osób, które albo ubiegają się o azyl w Polsce, albo go uzyskały. – Ktoś, kto chce się ubiegać o azyl i taki wniosek składa, trafia na początku do ośrodka dla cudzoziemców – tłumaczy. – Ośrodki są zazwyczaj oddalone od dużych miast, więc ci ludzie nie mają dostępu ani do rynku pracy, ani do nauki. Większość osób, z którymi pracuję, spędziła dwa lata w takich warunkach. I później zostają wrzucone np. do Warszawy i muszą sobie poradzić same, często nie znając języka polskiego, nie mając rodziny, przyjaciół. Nie mając też sensownego wsparcia od państwa, bo w rzeczywistości nie ma żadnego programu integracyjnego. Po to powstała Kuchnia Konfliktu, po to ją stworzyłam, bo z rozmów z cudzoziemcami wynikało, że wykluczenie ekonomiczne jest jednym z największych problemów. Słyszała od tych ludzi, że trudno im się odnaleźć na rynku pracy, trudno znaleźć mieszkanie do wynajęcia. – Chciałam stworzyć takie miejsce, które będzie bezpiecznym startem i da poczucie stabilności – wyjaśnia. – Chciałam, aby te osoby po zakończeniu pracy w Kuchni Konfliktu mogły dalej się rozwijać, niekoniecznie w gastronomii, ale w tym, co je interesuje. Ten model całkiem dobrze działał. Jak tutaj ktoś pracował pół roku, to później szedł dalej, rozpoczynał inną pracę i realizował marzenia. Najpierw była przyczepa Mateusz Wójcik czasy przyczepowe i kontenerowe zna tylko z opowiadań. Przyszedł do Kuchni Konfliktu, kiedy restauracja miała stałą siedzibę. Zobaczył ogłoszenie w sprawie pracy, odpowiedział i został zaakceptowany. I tak stał się szefem kuchni, menedżerem i koordynatorem prac w restauracji. Teraz przychodzi tu prawie codziennie. Chociaż z racji pandemii nie można

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 01/2021, 2021

Kategorie: Kraj