Sojusz Lewicy Demokratycznej znajduje się w takim położeniu, że złe posunięcia taktyczne nie mogą mu już zaszkodzić, a dobre nie mogą mu pomóc. Obawiam się, że jego działacze tylko na tej płaszczyźnie szukają rozwiązania swoich problemów. Zastanawiam się też, jak Leszek Miller, człowiek o ciętym języku, świetnej ripoście, efektowny polemista, a do tego, co ważniejsze, jeden z najwybitniejszych polityków, jacy się pojawili w ciągu 20-lecia, może na co dzień współdziałać z młodszymi kolegami, wśród których nie zauważono bodajże ani jednego, który odznaczałby się talentem politycznym. To, co piszę, opiera się na przekazach medialnych, bo znam wyborców SLD, ale zupełnie osobiście nie znam ludzi tej partii. Więc może to być lekko odkształcone w stosunku do prawdy, ale niewiele, bo media, chociaż głupie, to od teatru partyjnego poziomem wzwyż nie odstają i przedstawiają to niewesołe miasteczko z lubością i w zasadzie dość realistycznie. Gdy polityk SLD zajmuje stanowisko w jakiejś spornej sprawie, np. gdy chodzi o OFE, nigdy nie dowiecie się z całą pewnością, czy jest on za, czy przeciw i w ogóle, co myśli i czego chce. Może działacze terenowi są inni, ale ich jeszcze nie widać. Nie jestem przekonany, czy wyborcom SLD zależy na lewicowości swojej partii. Wywołać dyskusję o ideałach lewicowych jest trudno, a gdy już do tego dojdzie, jest ona drętwa. Co innego mają w głowie wyborcy, ale co, tego nie wyłoży czarno na białym żaden pojedynczy politolog, socjolog czy broń Boże filozof. Tylko ruch intelektualny mógłby to odzwierciedlić, ale nie ma nic bardziej niezależnego od woli polityków i programów niż ruch umysłowy. „Duch polata, kędy chce” i nic na to nie można poradzić. Los SLD znajduje się poza nim. SLD konsekwentnie stronił i stroni od problemów ostrych i wywołujących szersze zainteresowanie. Dlaczego tak jest, stanowi słodką tajemnicę tej partii. Może nam kiedyś Leszek Miller wyjaśni, dlaczego nie zajęto się tak typowo lewicowym problemem jak prawo własności i nadużyciami ciągle czynionymi w imię tego prawa. I nie chodzi o abstrakcyjną dyskusję o prawie, lecz o miliony już Polaków, którzy zostali państwowo obrabowani przez różne kategorie naciągaczy, od „kombatantów” Solidarności do łowców kamienic i placów w Warszawie. Gdy po rozwiązaniu PZPR partia z niej się wywodząca zdefiniowała się jako lewicowa i bardzo to podkreślała, pewien wyga polityczny mówił mi, że to błąd, który się zemści. Nowa partia powinna przystosować swoje myślenie, ideologię i programy do nowej rzeczywistości, w której miejsca dla partii lewicowej nie będzie lub będzie go bardzo mało. I widzimy, że nie ma tego miejsca. Co bardziej oportunistyczni politycy SLD zmykali po cichu lub głośno z tej partii, szukając sobie miejsca w obozie zwycięzców lub obok nich. I z uczuciem Schadenfreude komentują każde niepowodzenie Sojuszu. Kiedyś otrzymywałem sporo listów i innych sygnałów od czytelników, tak że miałem swojego Gallupa. Mogłem sobie wyrobić zdanie na temat profilu ideologicznego wyborcy SLD, rzeczywistego lub potencjalnego. W żadnym razie nie byli to ludzie mający bezkrytyczny stosunek do PRL. Nikt by nie chciał powrotu do tamtego ustroju. Chcieli tylko realizmu w opisywaniu Polski powojennej, byli ideologicznie pozytywistami, uważali, że zerwanie ciągłości państwowej (tam, gdzie nowej władzy było to wygodne, takie zerwanie nastąpiło) jest czymś bliskim zbrodni politycznej. Jedni pogardzali zakłamanymi mediami, a drudzy się wściekali, tak że można powiedzieć, że ich najwyższymi wartościami były prawda i realizm. Do pewnego stopnia byli konserwatystami, ale takimi, którzy nie zgadzają się na skreślenie lewicowej i postępowej tradycji ze świadomości społecznej – z kultury, edukacji, prasy. Na takich poglądach należało formułować ideologię SLD. Największy błąd popełnił SLD w momencie, gdy obóz solidarnościowy podzielił się na zwolenników IV i III Rzeczypospolitej. Sojusz miał szanse wyznaczyć, a raczej podtrzymać zasadniczy podział między sobą a post-Solidarnością. Uchroniłby życie polityczne przed jałowym duopolem PiS i PO. Liderzy Sojuszu uznali się za zobowiązanych do obrony III RP, bo „przecież rządziliśmy”. Nie rządzili, lecz zajmowali urzędy. Trzeba jeszcze przypomnieć rzecz wstydliwą: byli oni niezadowoleni ze swojego elektoratu, chcieli przywabić jakiś inny, lepszy i młodszy. Czym przywabić? Udostępnij: Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X Kliknij, aby udostępnić na Telegramie (Otwiera









